Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

Referendum niezgody w gm. Końskowola. "Urząd Gminy i pan wójt wbijają mieszkańcom nóż w plecy"

Położona kilka kilometrów od Puław Końskowola to od kilku miesięcy teatr dwóch aktorów. Założyciela i prezesa Stowarzyszenia „Zielone Powiśle”, Radosława Barzenca oraz sprawującego od lat funkcję wójta, Stanisława Gołębiowskiego. Ten pierwszy robi wszystko, by na terenie gminy nie doszło do budowy ogromnego zakładu utylizacji odpadów zwierzęcych. Ten drugi przedstawia się jako zwolennik rozwoju gospodarczego, dla którego nowe inwestycje to przede wszystkim pieniądze z podatków.
Referendum niezgody w gm. Końskowola. "Urząd Gminy i pan wójt wbijają mieszkańcom nóż w plecy"
Radosław Barzenc (z prawej) stanął na czele protestujących wobec planów powstania zakładów utylizujących zwierzęce odpady na terenie gminy

Tę potyczkę na razie wygrywa Barzenc, który stając na czele sprzeciwu wobec działań władzy i podnosząc negatywne skutki powstania niechcianego zakładu, potrafił zjednać wokół siebie mieszkańców.

400 ton na dobę

Zaczęło się w czerwcu, kiedy gminę obiegła informacja o planach rozwoju działającej na jej terenie spółki Pini Beef. Romano Pini, jej właściciel, publicznie potwierdził, że chce zbudować nowy zakład utylizujący odpady poubojowe oraz biogazownię. Zakład ten miałby przetwarzać 400 ton odpadów zwierzęcych na dobę.

Do gminy Końskowola trafiałyby tłuszcze, kości, czy ścięgna zarówno z lokalnego zakładu, jak i dwóch innych należących do grupy Pini. Wraz z biogazownią, byłoby to jedna z największych tego typu instalacji w Europie Środkowo-Wschodniej. Mieszkańcy nie chcą takiego sąsiedztwa i szybko zaczęli się organizować przeciwko jego powstaniu.

Radosław Barzenc założył ekologiczne Stowarzyszenie „Zielone Powiśle”. Wspólnie z radnym Mariuszem Próchniakiem i kilkoma innymi osobami organizowali wiejskie zebrania. Mówili o zagrożeniach, nieprzyjemnych zapachach, skażeniu środowiska. Odwiedzili większość sołectw.

Tylko referendum

Zdecydowali, że jedyną możliwością realnego wpływu na władzę, będzie lokalne referendum. Mieszkańcy mieliby odpowiedzieć, czy są za wprowadzeniem zakazu lokowania na terenie gminy zakładów przetwarzajacych lub utylizujących odpady poubojowe, a także biogazowni o większej mocy. Z zebraniem wymaganej liczby podpisów nie było problemu. Ich wniosek poparło 2,5 tysiąca mieszkańców. To jedna trzecia uprawnionych do głosowania.

Z taką siłą wójt Gołębiowski musiał się liczyć i na pierwszy rzut oka gminna administracja nie stawiała żadnych przeszkód. Wręcz przeciwnie: pracownicy urzędu wszystkie potrzebne dokumenty przygotowali terminowo i bez zastrzeżeń.

O tym, czy referendum dojdzie do skutku, zdecyduje wojewoda, a przedtem uchwałę o jego rozpisaniu pod kątem prawnym rozpatrzy wydział nadzoru Urzędu Wojewódzkiego. Z kierownictwem tego nadzoru rozmawiała sekretarz gminy, Stanisława Noworolnik. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie to, że miała ona przekazać informacje o orzeczeniach sądów, które odrzucały wnioski o lokalne referenda. Czy była to sugestia, by wojewoda odrzucił przyjętą przez radnych uchwałę? Podczas ostatniej sesji, wójt Stanisław Gołębiowski stanowczo zaprzeczył, jakoby miało do tej sytuacji dojść.

- Jestem pewien, że nikt od nas nie próbował wywierać wpływu na Urząd Wojewódzki. Gwarantuję, że nie było prób wywierania wpływu na decyzję nadzoru wojewody w tej sprawie - przekonywał.

Normalna polityka

Telefony do Wydziału Prawnego Nadzoru i Kontroli jednak były, o czym poinformował rzecznik prasowy wojewody, Marcin Bielesz.

- Pracownicy Urzędu Gminy Końskowola zwracali się do nas z informacjami dotyczącymi podobnych spraw. Chodziło o orzeczenia Naczelnego Sądu Administracyjnego, w którym ten opowiadał się przeciwko organizacji referendów - mówi Bielesz, który podkreśla, że takie działania są zgodne z prawem. - To normalna polityka, dostajemy wiele takich telefonów. Każda gmina ma prawo się z nami kontaktować i rozmawiać. 

Inicjatorzy referendum są zbulwersowani. Dotychczas, jak twierdzą, skupiali się przede wszystkim na sprawie, o którą walczą, nie nawołując nikogo do bojkotowania legalnie wybranej władzy. Telefon traktują jak wbicie noża w plecy, zarówno sobie, jak i rzeszy ludzi, która za nimi stoi.

Wstrząśnięty i rozczarowany

- To skandal. Urząd Gminy nie może występować przeciwko woli mieszkańców. Mam wątpliwości, czy takie sugerowanie nadzorowi, jaką decyzję ma podjąć, jest zgodne z duchem prawa - mówi radny Mariusz Próchniak.

W podobnym tonie wypowiada się także prezes „Zielonego Powiśla”, Radosław Barzenc.
- Skandalicznym jest fakt, że Urząd Gminy i pan wójt wbijają mieszkańcom nóż w plecy, podsyłając nadzorowi takie interpretacje. Podczas ostatniej sesji wszystkiego się wypierał. To jest zakłamanie. Jestem tym wstrząśnięty i rozczarowany. Nie wierzę w to, że nie wiedział o tej sprawie. Z całą pewnością, jako stowarzyszenie zwrócimy się do UG z prośbą o złożenie wyjaśnień.

Pracownicy Urzędu Wojewódzkiego zapewniają, że opinia w sprawie uchwały dotyczącej referendum w Końskowoli zostanie wydana niezwłocznie. Ma być gotowa już na początku października. Jeśli będzie ona negatywna, konsekwencją takiego scenariusza może być wniosek o kolejne referendum, tym razem o odwołanie Stanisława Gołębiowskiego. Na razie nikt o tym głośno nie mówi, ale też nie wyklucza.

- Scenariusz pisze życie. My chcemy mieć w zarządzie gminy takich ludzi, którzy sprzyjają mieszkańcom. Włodarza, których w trudnych sprawach stoi za mieszkańcami - mówi Radosław Barzenc.

Kto straci na zmianie

Wójt Stanisław Gołębiowski nie chciał z nami rozmawiać. Sekretarz Stanisława Noworolnik przebywa natomiast na urlopie. Co do samych zakładów utylizujących, to zdaniem inwestora nie stanowiłyby one żadnego zagrożenia dla środowiska. Innego zdania są mieszkańcy, przed którymi dwa ważne terminy. Pierwszy to decyzja wojewody, drugi to termin samego referendum, czyli niedziela, 25 października. 

Jeśli do niego dojdzie i mieszkańcy opowiedzą się przeciwko budowie zakładu, rada gminy zostanie zobligowana do zmiany lokalnego Planu Zagospodarowania Przestrzennego tak, by biogazownie i zakłady utylizujące odpady mięsne nie miały prawa powstać. To może jednak doprowadzić do riposty ze strony inwestora. Jeśli okaże się, że zmiana PZP prowadzi firmę do strat finansowych, ta może spróbować zawalczyć o odszkodowanie.

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Komentarze

ALARM 24

Masz dla nas temat?

Daj nam znać pod numerem:

+48 691 770 010

Kliknij i poinformuj nas!

Reklama

CHCESZ BYĆ NA BIEŻĄCO?

Reklama
Reklama
Reklama