W pole dance są dwa rodzaje konkursów: pole art i pole sport. Pierwszy wiąże się opowiadaniem pewnej historii, grą aktorską. Oceniany jest pomysł, akrobatyka, taniec i kostium, które tworzą całość. – Z kolei pole sport można porównać do łyżwiarstwa figurowego. To typowo sportowe zawody. Są figury obowiązkowe, które muszą znaleźć się w choreografii, oceniana jest siła, rozciągnięcie zawodników. Jest też mnóstwo zasad, których trzeba ściśle przestrzegać – tłumaczy Kasia. To przede wszystkim zasady gimnastyczne, ale nie tylko. Dotyczą one też kostiumu.
Dekolt i pośladki
Zawodniczki nie mogą odsłaniać pośladków czy dekoltu. – Natomiast w zawodach pole art jest ogromna swoboda, dzięki czemu można bardziej wyrazić siebie, wykazać się znacznie większą kreatywnością pokazać i znacznie ciekawszą choreografię – mówi tancerka.
Kasia występuje w duecie z Karoliną Sobieraj. Obie są instruktorkami w jednej z warszawskich szkół pole dance. Po raz pierwszy wystąpiły razem w kwietniu na Pole Art Polska. – Wtedy nie udało się jednak nic wygrać – opowiada Kasia. – Nie zamierzałyśmy się jednak poddać i w czerwcu pojechałyśmy na Mistrzostwa Polski w Pole Sport. Zdobyłyśmy złoto i wiedziałyśmy, że pojedziemy we wrześniu na Mistrzostwa Europy.
Mordercze treningi
W międzyczasie odniosły kolejny sukces na Pole Art Spain na Majorce. – Poziom był bardzo wysoki. Na zawody przyjechali nie tylko zawodnicy z Europy, ale również z Kanady czy USA – mówi Kasia. – I znowu nam się udało. Wróciłyśmy ze złotem.
Sukcesu pewnie by nie było, gdyby nie morderczy trening. Przez trzy miesiące ćwiczyły po sześć godzin dziennie. – Spotykałyśmy się na sali dwa razy dziennie – opowiada. – Wpadłyśmy na pomysł, że Karolina zagra dziewczynę chorą na schizofrenię, a ja jej chorobę. To był strzał w dziesiątkę, sędziowie byli zachwyceni.
Inne obowiązki
Dwa dni po przyjeździe z Majorki Kasia i Karolina wystąpiły na Mistrzostwach Europy Pole Sport w Pradze. – Tyle miałyśmy czasu na przygotowanie choreografii i kostiumów. Wszystko było na wariackich papierach – opowiada Kasia. – Nie miałyśmy też narodowych dresów. Pożyczyłyśmy je od koleżanki, która trenuje dwubój siłowy. Ja jednak wierzyłam, że się uda – dodaje. I tak się stało, znowu wróciły ze złotem.
Poza sportem Kasia znajduje jeszcze czas na inne obowiązki. Prowadzi zajęcia, pisze artykuły do portalu internetowego i magazynu o zdrowiu, a także prowadzi bloga „Fitness w wielkim mieście”.















Komentarze