Z badania IBRiS dla Onetu wynika, że do Sejmu dostanie się sześć komitetów. Największym, ponad 36-proc. poparciem cieszy się Prawo i Sprawiedliwość, które ma blisko 16 proc. przewagi nad drugą Platformą Obywatelską.
Swoich posłów miałyby też: Zjednoczona Lewica (11.1 proc.), Nowoczesna Ryszarda Petru (8.4 proc.), Polskie Stronnictwo Ludowe (6.4 proc.) i komitet Kukiz’15 (5,9 proc.). Ostateczne wyniki wyborów zapewne będą się różnić od tej prognozy. Nie tylko ze względu na wysoki, blisko 8-procentowy współczynnik osób niezdecydowanych, ale też z twego powodu, że właśnie sondaże mogą przyczynić się na zmianę decyzji wyborców.
Głosowanie strategiczne
Jak przyznaje dr hab. Norbert Maliszewski, ekspert ds. marketingu politycznego z Uniwersytetu Warszawskiego, możemy tu mieć do czynienia z tzw. głosowaniem strategicznym.
– Część osób deklaruje poparcie dla określonej partii, ale już nad urną, pod wpływem sondaży decydują się zagłosować na kogoś innego. Jeśli na przykład różnica między dwiema głównymi partiami będzie nieduża, mogą postawić na PO, wybierając mniejsze zło, żeby PiS nie doszedł do władzy – tłumaczy Maliszewski. – Ale jeśli ta różnica będzie spora, zyskają na tym mniejsze komitety: Zjednoczona Lewica czy Nowoczesna.
Zdaniem prof. Andrzeja Podrazy, politologa z Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, na większe partię mogą w ostatniej chwili zagłosować wyborcy tych ugrupowań, którym sondaże nie do końca będą dawały szanse na przekroczenie progu wyborczego.
– W tym przypadku trudno jednak powiedzieć, jak podzielą ich się preferencje. Zwolennicy lewicy zapewne częściowo zagłosują na PiS, który stawia na program socjalny. Jednak ci, którzy nie akceptują ugrupowania Jarosława Kaczyńskiego i uważają je za złą partię, postawią na PO. Wyborcy PSL, mimo koalicji ludowców z Platformą, pewnie poparliby PiS, głównie ze względu na akcentowanie rolnictwa jako jednej z głównych gałęzi gospodarki. Pamiętajmy, że elektorat nie jest czymś stałym – podkreśla profesor Andrzej Podraza.
Większość nie może się mylić?
Według ekspertów, część niezdecydowanych wyborców może natomiast zagłosować na partię, której sondaże dają największe szanse.
– Według tego mechanizmu może zadziałać wpływ większości. Niektórzy mogą uznać, że skoro większość tak sądzi, to coś w tym jest – uważa Norbert Maliszewski.
– Ale w razie dużej przewagi PiS, zmobilizować mogą się ci, którzy nie chcą, by ta partia doszła do władzy – twierdzi natomiast dr Małgorzata Adamik-Szysiak, specjalistka ds. marketingu politycznego z Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej. – Niektórzy, jeśli zobaczą, że ich ugrupowanie może nie przekroczyć progu wyborczego, mogą nie chcieć aby ich głos był stracony i zagłosować na kogoś, kto na pewno będzie w parlamencie. To może być wybór mniejszego zła. Ale czasem możemy też mieć do czynienia z odwrotną sytuacją. Jeśli dane ugrupowanie będzie na granicy progu, to też może zadziałać mobilizująco.
Co z niezdecydowanymi?
W przypadku osób niezdecydowanych zdania ekspertów są podzielone.
– Osiem procent to dużo. To może zadecydować o wszystkim i o te głosy kandydaci będą walczyć w ostatnim tygodniu kampanii. W tej grupie są głównie ludzie, którzy nie mają sprecyzowanych poglądów politycznych, albo wahają się pomiędzy jedną a drugą opcją – mówi Małgorzata Adamik-Szysiak.
– Decydujące będzie to, czyj elektorat bardziej się zmobilizuje. Ale wydaje się, że profil osób niezdecydowanych jest bardziej zbliżony do profilu wyborców Prawa i Sprawiedliwości – twierdzi natomiast Norbert Maliszewski.
Inaczej jednak uważa politolog z KUL. – Sądzę, że osoby niezdecydowane raczej w ogóle nie pójdą do urn. Podobnie może być z częścią osób, które brały udział w sondażach. Choć takie badania są anonimowe, to w tym przypadku niektórzy próbują pokazać siebie jako ludzi odpowiedzialnych za życie publiczne, choć wcale nie mają zamiaru głosować – mówi prof. Podraza.
Brudne chwyty na koniec?
Politolodzy zgodnie przyznają, że w ostatnim tygodniu będzie trwała ostra rywalizacja o głosy zarówno niezdecydowanych, jak i tych, którzy są już zdeklarowani w kwestii tego, na kogo będą głosować.
– To będzie walka o wszystkich, bo każdy głos będzie istotny i ważny. A preferencje mogą się zmienić – uważa Andrzej Podraza. – Możemy spodziewać się także bardzo negatywnego przekazu i brudnej kampanii, która sprawdza się na koniec. Jest wtedy za mało czasu na odpowiedź i przyklejone łatki mogą już pozostać w pamięci wyborców.














Komentarze