Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

Siatkarski boom w Polsce trwa w najlepsze. Nasz region odstaje

We wrześniu 2014 roku wywalczyliśmy mistrzostwo świata w siatkówce, a niewiele ponad pół roku później dwie polskie drużyny zagrały w Final Four Ligi Mistrzów. Nawet jeśli siatkówka w naszym kraju nigdy nie wygra z futbolem, to z pewnością już stała się jednym ze sportów narodowych i jedynym, w którym jesteśmy potęgą w skali światowej.
Siatkarski boom w Polsce trwa w najlepsze. Nasz region odstaje
(CEV.IU, PAWEŁ WARMIŃSKI)
Rozegrane w miniony weekend w Berlinie Final Four siatkarskiej Ligi Mistrzów było dla polskich kibiców historyczne. Po raz pierwszy w imprezie tej rangi zagrały aż dwie drużyny z naszego kraju i obie wywalczyły sobie to prawo przebijając się przez kolejne rundy, a nie korzystając z gospodarskiego przywileju, jak to w poprzednich latach często bywało. I choć złośliwy los skojarzył je ze sobą już w półfinale, odbierając szanse zmierzenia się w pojedynku o złoto, a ostatecznie na podium stanęli jedynie zawodnicy Asseco Resovii Rzeszów, którzy wywalczyli srebrne medale, to możemy mówić o wielkim sukcesie naszej siatkówki. Bo w tych kategoriach należy rozpatrywać nawet czwarte miejsce, zajęte przez PGE Skrę Bełchatów.

Finał

- Oczywiście, trochę żałujemy, że nie udało się wygrać, ale nie patrzę na to tak, że przegraliśmy w finale z Zenitem Kazań 0:3 i stała się tragedia. Rosjanie pokazali olbrzymią siłę, nie daliśmy sobie z nią rady i trzeba się z tym pogodzić. Przed wyjazdem z Rzeszowa mówiłem, że chcę wrócić z medalem, to się udało, z tego się cieszę. W końcu nie co roku staje się na podium Ligi Mistrzów, także myślę, że nie ma czego się wstydzić - powiedział uradowany Fabian Drzyzga, rozgrywający mistrzów Polski, wybrany do najlepszej siódemki turnieju.

- Szkoda, że spotkanie nie trwało dłużej, bo być może doczekalibyśmy się na swoje szanse. Po cichu na nie liczyliśmy. Kto wie, może gdyby się udało wygrać seta, później drugiego, kto inny cieszyłby się ze złota. Moja kariera bardziej idzie z górki niż pod górkę, więc cieszę się, że udało mi się zagrać w takim turnieju i zdobyć medal. Mam nadzieję, że nasz zespół zostanie utrzymany w całości i w kolejnym roku będziemy się mogli znowu bić o takie trofeum, bo w tej drużynie jest ogromny potencjał. Jeśli jeszcze lepiej się zgramy, dotrzemy, to będziemy mogli po raz kolejny dotrzeć nawet do finału Champions League - dodał jego klubowy kolega, libero Krzysztof Ignaczak.

Kubańczyk w kadrze Polski?

Zawodnikiem, który najmocniej przyczynił się do zwycięstwa Zenitu w finale, był uważany za najlepszego siatkarza świata Wilfriedo Leon. 21-letni Kubańczyk raz po raz wybijał z rytmu graczy Resovii potężnymi serwisami i zasłużenie został MVP całego turnieju. Swoimi umiejętnościami wzbudził nawet podziw rywali.

- Proszę mi uwierzyć, że drugiego tak serwującego zawodnika, jak Leon nie ma na świecie. Na mnie robi wrażenie, gdy tylko obserwuję zagrywaną przez niego piłkę. Nie chce wiedzieć, co myślą przyjmujący, gdy szykują się do odbioru - chwalił Kubańczyka Drzyzga.

Niewykluczone, że już niedługo zagra z Leonem w jednym zespole i to wcale nie w klubie. Po tym, jak Leon uciekł ze swojego kraju po nieudanych kwalifikacjach do Igrzysk Olimpijskich w Londynie, został zawieszony przez swoją rodzimą federację. Przez ten czas mieszkał w Rzeszowie, gdzie finansowo pomagał mu miejscowy biznesmen Andrzej Grzyb, który został jego menedżerem. Leon trenował, ale nie mógł grać. Czasu jednak nie marnował. Poznał w naszym kraju dziewczynę, z którą dziś planuje ślub. Lada dzień powinien otrzymać także polski paszport. Wówczas będzie musiał odczekać dwa lata karencji i w 2017 roku będzie mógł zagrać już w biało-czerwonych barwach. Sam nie ukrywa zresztą, że jest to jednym z jego największych marzeń.

Ciężka misja Antigi

Póki co nasza kadra będzie musiała radzić sobie jednak bez Leona. Przed trenerem Stephanem Antigą nie lada wyzwanie, żeby zbudować drużynę, która będzie w stanie nawiązać do sukcesów sprzed roku. Po tym, jak z gry w drużynie narodowej zrezygnowało kilku czołowych zawodników łatwo na pewno nie będzie. Bez względu na zmiany personalne Polacy z pewnością będą jednymi z głównych faworytów nie tylko mistrzostw Europy, ale także Ligi Światowej i turniejów kwalifikacyjnych do igrzysk olimpijskich.
Wielu młodszym kibicom może wydawać się, że Polska zawsze była siatkarską potęgą. Nic bardziej mylnego. Mamy oczywiście wspaniałe tradycje w postaci mistrzowskich medali złotej drużyny Huberta Jerzego Wagnera, ale to odległa historia, przełom lat 70-tych i 80-tych. Przez dwie kolejne dekady nie potrafiliśmy do nich nawiązać.
Zmiany

Lepiej zaczęło iść dopiero na początku tego wieku. To wtedy doprowadzono do rewolucji w szkoleniu młodzieży, powstały klasy sportowe i Szkoły Mistrzostwa Sportowego, którym zawdzięczamy kolejne roczniki uzdolnionych zawodników. Zrozumiano też, że chcąc być najlepszym, od najlepszych trzeba się uczyć. W Polskim Związku Piłki Siatkowej wreszcie przestano kisić się we własnym sosie, zaproszono do współpracy zagranicznych szkoleniowców z najwyższej półki, którzy pomogli naszym siatkarzom otworzyć umysły i uwolnić pokłady ukrytych umiejętności. Na to wszystko potrzeba było jednak czasu. Nie dwóch, trzech lat, a przynajmniej kilkunastu.

Wraz z pierwszymi sukcesami reprezentacji zaczął się siatkarski boom. Zwiększyło się zainteresowanie kibiców nie tylko drużyną narodową, ale i rozgrywkami ligowymi, co pozwoliło przyciągnąć nowych sponsorów, a w dalszej perspektywie przyczyniło się do decyzji o budowie nowoczesnych hal. To wszystko wpłynęło na rozwój i postrzeganie PlusLigi, która dziś uważa jest za jedną z najmocniejszych lig świata. Podobną estymą cieszy się jedynie uważana przez lata za najpotężniejszą na świecie włoska Serie A, a wyżej notowana jest tylko doinwestowana rublami Gazpromu liga rosyjska. Szkoda tylko, że moda na siatkówkę ominęła nasz region.

Wspomnień czar

W naszym województwie mamy piękne tradycje w tej dyscyplinie sportu. Najwspanialsze związane są oczywiście z występami Avii Świdnik w siatkarskiej elicie i jej wspaniałymi zawodnikami, złotymi medalistami Igrzysk Olimpijskich z Montrealu Tomaszem Wójtowiczem i Lechem Łasko.

Dziś Avia, w dalszym ciągu nasz najmocniejszy klub, walczy o utrzymanie na zapleczu PlusLigi, a o następcach Wójtowicza i Łaski nie słychać. Jedynym siatkarzem z naszego regionu, znajdującym się w orbicie zainteresowań selekcjonera jest urodzony we Włodawie Łukasz Wiśniewski, na co dzień występujący w ZAKS-ie Kędzierzyń Koźle. Wielka siatkówka gości w Lublinie okazjonalnie. Ostatnio podczas Benefisu Łaski i Wójtowicza, gdy w hali Globus zmierzyły się ze sobą Resovia i Skra. Wówczas po cichu mówiło się także o tym, że warto byłoby odbudować siatkarskie tradycje w naszym regionie. Minęły trzy lata, ale nie zrobiono w tym kierunku nawet kroku.

- Bez większego zaangażowania ze strony miasta albo bogatego sponsora nie mamy nawet co myśleć o grze w wyższych klasach rozgrywkowych. Prowadzony przeze mnie AZS UMCS TPS Lublin walczy o awans do drugiej ligi, ale jeśli tak, jak w poprzednim sezonie dostaniemy znów tylko 30 tys. zł dotacji, to ciężko myśleć nawet o utrzymaniu. Koszykarze po awansie na ten sam poziom rozgrywkowy dostali prawie trzy razy tyle, ale koszykówka jest wśród priorytetowych dyscyplin dla miasta, siatkówka niestety nie. No cóż, dobrze przynajmniej, że w ogóle są pieniądze na sport. Za kadencji poprzednich rządzących różnie to bywało - zauważa Jacek Rutkowski, trener siatkarski i wiceprezes Lubelskiego Wojewódzkiego Związku Piłki Siatkowej.

Siatkarskim kibicom w regionie pozostaje jeździć na mecze do Rzeszowa lub Warszawy, ewentualnie emocjonować się spotkaniami osiągającej coraz większe sukcesy na międzynarodowej arenie lublinianki Kingi Kołosińskiej. Ale to już trochę inna siatkówka. Plażowa.

Podziel się
Oceń

Komentarze

ALARM 24

Masz dla nas temat?

Daj nam znać pod numerem:

+48 691 770 010

Kliknij i poinformuj nas!

Reklama

CHCESZ BYĆ NA BIEŻĄCO?

Reklama
Reklama
Reklama