Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama Wojewódzki Urząd Pracy

Akta TW "Bolka" pod lupą. Tomasz Przeciechowski i Mieczysław Ryba o przeszłości Lecha Wałęsy

Nie milkną echa upublicznienia dokumentów z tzw. „szafy Kiszczaka”. Największe kontrowersje wiążą się z aktami TW „Bolka”, które mają dotyczyć Lecha Wałęsy. Opinie na temat rzekomej współpracy byłego prezydenta z SB są podzielone.
Akta TW "Bolka" pod lupą. Tomasz Przeciechowski i Mieczysław Ryba o przeszłości Lecha Wałęsy

W poniedziałek w warszawskiej czytelni Instytutu Pamięci Narodowej upubliczniono pierwsze dokumenty znalezione w domu generała Czesława Kiszczaka. To akta dotyczące tajnego współpracownika o pseudonimie „Bolek”. Prawdopodobnie chodzi o Lecha Wałęsę, choć on sam zaprzecza, że współpracował z SB. W środę materiały zostały udostępnione w oddziałach IPN, m.in. w Lublinie.

Kilka teczek z aktami

W czytelni lubelskiego oddziału pojawiliśmy się tuż po południu. Świeciła ona pustkami. Dla porównania, w poniedziałek w centrali w Warszawie pojawiły się tłumy dziennikarzy.

– Większego zainteresowania nie ma. Pewnie dlatego, że wszystko już pojawiło się w mediach po tym, jak te same materiały udostępniono dziennikarzom w warszawskiej centrali – mówi Andrzej Sadowski z lubelskiego oddziału IPN.

W czytelni IPN otrzymujemy kilka teczek kserokopii, m.in. teczkę personalną (liczącą 90 kart) i teczkę pracy TW „Bolek” (liczącą 279 kart). Wśród dokumentów jest m.in. datowane na 21 grudnia 1970 zobowiązanie do współpracy z SB, czy zapisy rozmów funkcjonariuszy z Lechem Wałęsą. Oprócz tego pokwitowania odbioru kwot od 500 do 1500 zł.

W relacjach zawartych w dokumentach SB, agent „Bolek” opowiada głównie o nastrojach i rozmowach w stoczni, przedstawia swoje pomysły na jej sprawne funkcjonowanie.

W teczce „Bolka” są też informacje na temat Lecha Wałęsy, pozyskane od tajnych współpracowników SB.

– Lech Wałęsa to człowiek wybuchowy, robiący wszystko na oślep, kieruje się sprawami posłyszanymi. W samym jego wypowiadaniu się nie ma żadnego sensu, w każdej chwili można mu przerwać i skontrować, a on staje się bezradny – uważał „Obojętny”. – Pasjonuje go głównie rozrabianie, sianie paniki i chyba praca biurowa. Do innej pracy się za bardzo nie bierze – oceniał.

„To wy zdradziliście”

Dokumenty do tej pory nie zostały przebadane przez grafologów. – Badania biegłego grafologa zajmują bardzo wiele czasu. Gdybyśmy chcieli czekać do tego momentu, opinia publiczna przez wiele tygodni zastanawiałaby się, co w tych dokumentach jest. Podaliśmy suche dane, które jesteśmy w tej chwili w stanie podać – tłumaczył jeszcze w ubiegłym tygodniu szef IPN, Łukasz Kamiński.

Z kolei sam Wałęsa, który przez ostatnie dni przebywał w Stanach Zjednoczonych, zaprzeczał, jakoby współpracował z SB. Sprawę na bieżąco komentował na swoim blogu.

– Jeśli uwierzycie i przypiszecie mi autorstwo tych paszkwili publikowanych przez IPN, potrzebne będą konsultacje międzynarodowych fachowców i autorytetów. Kolejny raz publicznie oświadczam: nie złamano mnie, nigdy nie współpracowałem agenturalnie z nikim, nigdy w żaden sposób nie doniosłem na nikogo, nie brałem pieniędzy za tak nikczemne działanie – napisał Wałęsa.
– Tak, przegrałem, ale tylko w tym miejscu, gdzie prawie wszyscy uwierzyli, że jednak (była – przyp. aut.) jakaś zdradziecka agenturalna współpraca z SB 46 lat temu. (Że – przyp. aut.) incydentalnie, krótko, ale była i na krótko zostałem złamany. To nieprawda. Nie jestem w stanie jednak Was przekonać. Dziękuję. Zdradziliście mnie, nie ja Was – pisał z kolei kilka dni wcześniej.

Historia

Zdaniem Tomasza Przeciechowskiego, lubelskiego adwokata i opozycjonisty z czasów PRL, w tej sprawie trudno wyrokować przed potwierdzeniem autentyczności tych materiałów.

– Nie mogę się zgodzić z wpuszczaniem tego w debatę publiczną przed opracowaniem dokumentów w sposób procesowy. Nie mówię, że tak się stanie, ale jeśli ekspertyzy pokażą, że są to fałszywki, IPN-owi będzie głupio. Jeżeli dzisiaj przestępca może podrobić pieniądze nie do poznania przez średnio wykształconych specjalistów, to co mówić o aparacie Służby Bezpieczeństwa, który dysponował praktycznie wszystkim? – zastanawia się mec. Przeciechowski.

– Nie podoba mi się też dążenie instytutu do budowania historii najnowszej w oparciu o relacje UB. To są rzeczy, do których trzeba podchodzić ostrożnie. Po trzecie, co wynika z tych dowodów, jeśli one są autentyczne? Że była jakaś współpraca w latach 70.? Nawet jeśli tak, to nie uprawnia to historyków i polityków do twierdzenia, że to wszystko, co Lech Wałęsa robił w wolnych związkach zawodowych i „Solidarności”, było eliminowane zerwaną 10 lat wcześniej współpracą – twierdzi mec. Przeciechowski. – Choćby nie wiem jak chcieli wyprowadzić na pierwsze miejsce w „Solidarności” Lecha Kaczyńskiego, to im się to nie uda. Nie zdeprecjonują też Lecha Wałęsy w oczach Polaków i świata.

Dokonania

O tym, że IPN popełnił błąd publikując akta przed ich weryfikacją, przekonany jest także prof. Jerzy Bartmiński, który uczestniczył w tworzeniu struktur NSZZ „Solidarność” na Uniwersytecie Marii Curie-Skłodowskiej.

– To smutny przypadek. Od dawna wiemy, że Wałęsa „coś tam” podpisał, do czego sam się kiedyś przyznał. Teraz wiemy trochę więcej, ale wiemy na pewno, że po roku 1976 zerwał współpracę. Nawrócił się, tak jak św. Paweł, św. Augustyn, św. Franciszek, najpierw grzesznicy, a potem wielcy święci. Liczy się bilans wszystkich dokonań, a nie błędy młodości. A Wałęsa dokonał rzeczy wielkich – twierdzi prof. Bartmiński.

– Ja osobiście podziwiam go za to, że bez jednego strzału wyprowadził wojska rosyjskie z Polski, dokonał tego, czego nie udało się pokoleniom bohaterskich Polaków. Przegraliśmy Powstanie Listopadowe i Powstanie Styczniowe, a Wałęsa dogadał się z Jelcynem po dobrej woli i osiągnął sukces epokowy. Za to należy mu się pomnik, a w przyszłości (ale oby żył jak najdłużej!) pochówek na Wawelu. Że zawistni rodacy go poniewierają? Pamięć o nich przepadnie, a Wałęsa zostanie Wałęsą.

Różne etapy, różne oceny

Bardziej krytycznie całą sytuację ocenia z kolei prof. Mieczysław Ryba, historyk z KUL i lubelski radny miejski Prawa i Sprawiedliwości.

– W życiu byłego prezydenta jest wiele etapów, każdy z nich może mieć różną ocenę. Kwestia ujawnienia tych akt stała się tak duża ze względu na zaniedbania, jakie nastały w tym zakresie w czasie III RP. Z tym problemem można było się rozliczyć wielokrotnie. Przy przyznaniu się i wyrażeniu żalu, ten grzech byłby do wybaczenia i nie wymazywałby zasług Lecha Wałęsy – uważa prof. Ryba.

Historyk zwraca uwagę na jeszcze jedną rzecz: – Przede wszystkim jest tu problem wpływu Kiszczaka i jego środowiska na bieg spraw publicznych po upadku komunizmu. To jest rzecz najbardziej smutna, przerażająca i wywołująca najwięcej pytań. Chodzi m.in. o prowadzenie polityki przez Wałęsę po 1989 roku – dodaje wykładowca.

Bodziec dla innych

Choć w środę w lubelskim IPN chętnych do zapoznania się z „aktami Kiszczaka” było niewielu, to nie znaczy, że cała sprawa nie miała wpływu na zainteresowanie dokumentami posiadanymi przez oddział instytutu w Lublinie.

– W ostatnich dniach sporo osób zwraca się też do nas o udostępnienie informacji na swój temat, bądź dotyczących nieżyjących członków swoich rodzin. Zazwyczaj mieliśmy po kilkanaście takich wniosków w miesiącu. Od ubiegłej środy otrzymujemy ich po 5-6 dziennie. Ostatnie wydarzenia mogły być dla nich bodźcem – mówił nam w poniedziałek Marcin Krzysztofik, naczelnik Oddziałowego Biura Udostępniania i Archiwizacji Dokumentów w lubelskim IPN.

Powiązane galerie zdjęć:


Podziel się
Oceń

Komentarze

Reklama
Reklama