Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

Nie ma chętnych na obiekty PKS Puławy. Jest nowy likwidator

Fiaskiem zakończył się przetarg na sprzedaż nieruchomości likwidowanej spółki PKS Puławy przy ul. Dęblińskiej. Nie wpłynęła żadna oferta. Nowy likwidator zapowiada, że kolejny zostanie ogłoszony w ciągu tygodnia.
Nie ma chętnych na obiekty PKS Puławy. Jest nowy likwidator
Zadłużone PKS jak tlenu potrzebuje pieniędzy, także na spłatę zaciągniętej przed laty pożyczki na rozwój. Każdy dzień to dodatkowe odsetki (fot. Radosław Szczęch)

Puławski PKS ma poważny problem, bo zainteresowanie nieruchomościami, w tym biurowcem, stacją paliw i magazynami przy ul. Dęblińskiej jest niewielkie. Żaden z podmiotów, który w ciągu ostatniego miesiąca kontaktował się w sprawie zakupu wystawionego na sprzedaż mienia, ostatecznie nie zdecydował się na wpłacenie wadium i wzięcie udziału w procedurze przetargowej.

Oferty miały zostać otwarte wczoraj o godz. 12. Zamiast tego przetarg został odwołany. Powody takiej decyzji tłumaczy Marcin Komadowski, który od dwóch tygodni pełni funkcję prezesa likwidowanej spółki.

– Przetarg został odwołany ze względu na niekompletny operat szacunkowy. Nie zawierał wszystkich składników majątku – tłumaczy Komadowski, który na stanowisko prezesa-likwidatora, decyzją resortu skarbu, zastąpił Pawła Bińczyka. Ten ostatni wyjaśnia, że chodzi o podziemne zbiorniki, które „umknęły” podczas wyceny.

Komadowski zapowiada, że nowy przetarg zostanie rozpisany w ciągu najbliższego tygodnia. Podobnie jak jego poprzednik zapewnia, że najważniejsza dla niego jest przyszłość przedsiębiorstwa. Priorytetem jest to, by działalność PKS-u została zachowana. Na razie nie wiadomo jednak w jakiej formie. Załoga przewoźnika liczy na to, że trafi pod skrzydła Miasta i Gminy Ryki. Alternatywą jest połączenie z firmą Rago, która na razie przejęła od puławskiego PKS-u dziewięć autobusów w leasingu oraz 11 kierowców. Radosław Piskorski chętnie kupiłby wszystkie 63 pojazdy i zatrudnił 75 procent załogi, ale związkowcom do pracy w prywatnym przedsiębiorstwie wcale się nie spieszy. Szczególnie tym, którzy na miejsca pracy w firmie z Jeziorzan nie mieliby co liczyć. Według nich najważniejsze jest to, by kontrolę nad PKS-em sprawowała władza publiczna, np. rycki samorząd. Chodzi m.in. o stabilność zatrudnienia.

Tymczasem zadłużone po uszy PKS jak tlenu potrzebuje pieniędzy, także na spłatę zaciągniętej przed laty pożyczki na rozwój. Łączna wartość jej zobowiązań jest wyższa niż cały majątek. To sprawia, że znalezienie inwestora, który przejmie puławskiego przewoźnika, jest bardzo trudne.

Na razie nie wiadomo co się stanie, jeśli nieruchomości przy ul. Dęblińskiej nie uda się sprzedać. Na pieniądze czekają wierzyciele, m.in. resort skarbu państwa, który pożyczył PKS-owi kilka milionów złotych w formie pomocy publicznej. Czy tym razem uda się znaleźć oferenta, który zapłaci za majątek przewoźnika – dowiemy się za kilka tygodni.

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Komentarze

Reklama
Reklama