Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

Nagranie, protesty, oczekiwanie. Co dalej z młodzieżą z ośrodka w Rejowcu?

Dziewczyny ze łzami w oczach mówiły, że nie chcą nigdzie wyjeżdżać. Chłopcy ogłosili strajk, zapowiadając, że nie zamierzają się wyprowadzać. Minister Edukacji zadecydowała jednak, że wychowankowie Niepublicznego Młodzieżowego Ośrodka Wychowawczego w Rejowcu muszą zostać przewiezieni do innych placówek, bo uznała, że na Lubelszczyźnie nie są bezpieczni
Nagranie, protesty, oczekiwanie. Co dalej z młodzieżą z ośrodka w Rejowcu?

- Ci z góry traktują nas jak worek z węglem, który można przestawiać w dowolne miejsce - mówiła nam w miniony czwartek jedna z podopiecznych ośrodka.

Jeden z nastolatków dodawał, że w ośrodku czuje się jak w domu. Woźne i kucharki to dla niego po prostu ciocie: - Po tym, jak dowiedzieliśmy się, że zostaniemy zabrani z ośrodka, nasze ciocie wydając nam posiłki miały łzy w oczach.

Film

Podopieczni NMOW nagrali film, który umieściła w internecie. W ciągu tygodnia obejrzało go blisko 10 tys. osób. - Nie chcemy, żeby zamknęli ten ośrodek. Chcemy być z osobami, z którymi się znamy. Jesteśmy przywiązani do siebie. Ministerstwo nie uwzględniło naszych uczuć - mówi na nagraniu jedna z dziewcząt. - Minister nie wzięła pod uwagę, że jadąc do innego ośrodka musimy zaczynać wszystko od nowa i nie jest to nam na rękę.

- Jesteśmy jedną wielką rodziną i nie chcemy być rozdzielani. Mamy tu wszystko, co jest nam potrzebne - mówił kolejny podopieczny.

Mimo to w piątek podopieczni zostali przewiezieni do innych ośrodków. Radości z takiego obrotu sprawy nie kryje natomiast wielu mieszkańców Rejowca.

Protesty

- Tam był kiedyś zespół szkół, ale kilka lat temu radni przekazali go w prywatne ręce - relacjonuje jeden z sąsiadów placówki. - Miała być szkoła z nowymi klasami zawodowymi. Potem okazało się, że będzie ośrodek wychowawczy. Protestowaliśmy, ale nikt się nie liczył z naszym zdaniem.

- Pani! Tam jest miejsca na prawie 150 dzieciaków. Różnych. Jedne po prostu do szkoły nie chodziły, ale inne to przestępcy, których wysłał tu sąd. Nie ma się co dziwić, że nikt ich tu nie chciał. Wszystko byłoby jeszcze dobrze, gdyby ktoś ich ogarnął, ale gdzie tam. Robili, co chcieli. Napadali na nas. Byli agresywni.
- Gdyby to ode mnie zależało, to nigdy nie dopuściłbym do powstania tego ośrodka - mówi też Piotr Deniszczuk, starosta chełmski. - Uważam, że organem prowadzącym dla takich placówek powinno być państwo lub samorząd, a nie inicjatywa biznesowa. Nie zgodziłbym się także na przyjęte warunki dzierżawy naszych szkolnych obiektów.

Niepokojące informacje

Decyzje o przeniesieniu ponad 100 wychowanków z Rejowca do innych MOW-ów minister edukacji, Anna Zalewska, podjęła tuż przed świętami.

- Zdecydowała o tym wobec dalszych niepokojących informacji wskazujących na niezapewnienie wychowankom Niepublicznego Młodzieżowego Ośrodka Wychowawczego warunków niezbędnych do nauki, wychowania, resocjalizacji i terapii, w tym warunków bezpiecznego pobytu - tłumaczyła Anna Ostrowska, rzecznik prasowy MEN i przyznawała: - Jesteśmy wstrząśnięci sytuacją w Ośrodku w Rejowcu. Pierwszą rzeczą, którą zrobiliśmy, było natychmiastowe wstrzymanie wskazywania miejsc dla nieletnich w tym ośrodku. Oznacza to, że naszą intencją jest, aby żadne dziecko już tam nie trafiło, zanim nie zostanie zrealizowany skuteczny program poprawy efektywności kształcenia i wychowania.
Szalę goryczy w ministerstwie przelały informacje o kolejnych wydarzeniach w rejowieckim NMOW.W lutym tego roku 15-latni wychowanek ośrodka został pobity przez swoich starszych kolegów. Oprawcy znęcali się też nad nim kijem od mopa. Starszemu z oprawców (młodszy odpowie przed sądem nieletnich) za znęcanie się ze szczególnym okrucieństwem grozi do 10 lat pozbawienia wolności. 

Siedem zawiadomień

Niespełna miesiąc później, inny, 16-letni wychowanek ośrodka, zaatakował podczas spaceru nastoletniego przechodnia śpieszącego do kościoła na mszę. Zanim wychowawcy zareagowali, złamał mu nos. Zrobił to najprawdopodobniej po tym, jak nastolatka, z którą sympatyzował została popchnięta przez kolegów na przechodnia.

Podobnych wydarzeń było więcej. Tylko w 2015 roku do Prokuratury Rejonowej w Krasnymstawie wpłynęło siedem zawiadomień o popełnieniu przestępstwa przez wychowanków rejowieckiej placówki. Dotyczyły one samookaleczenia, rozbojów, znęcania się ze szczególnym okrucieństwem (próba podpalenia czy polewania dłoni wrzątkiem) i znieważania wychowawców. Podopieczni ośrodka mieli też m.in. pociąć nożem tapicerskim twarz mieszkańca Rejowca.

W lutym do Ośrodka Rozwoju Edukacji wpłynęła skarga matki jednego z wychowanków placówki w Rejowcu. Napisała, że pobity tam syn trafił do szpitala, skąd uciekł do domu. Jego stan psychiczny był tak zły, że wymaga hospitalizacji. Innemu pobitemu w ośrodku 16-latkowi usunięto śledzionę.

Kontrola za kontrolą

Dokładnie rok temu placówkę kontrolowało Kuratorium Oświaty. Urzędnicy zrobili to po otrzymaniu skargi o nieprzestrzeganiu praw dziecka i braku właściwej opieki nad wychowankami. Urzędnicy ustalili wtedy, że w roku szkolnym, w którym trwała kontrola, doszło do kilku naruszeń nietykalności wychowanków przez rówieśników. Jeden przypadek zakwalifikowano jako wydarzenie nadzwyczajne.

Dwukrotnie dochodziło do zastraszania i gróźb. Wszystkie te wydarzenia zgłaszano na policję.
W tej chwili Prokuratura Rejonowa w Krasnymstawie prowadzi postępowania w trzech sprawach dotyczących zdarzeń w Rejowieckim NMOW. Nadzór nad śledztwami objął Prokurator Generalny. Wnioskowało o to kuratorium oświaty ze względu na „środowiskowe powiązania”. Chodzi o to, że dyrektor placówki to żona siostrzeńca senatora PSL.

- Minister Edukacji Narodowej zwróciła się z prośbą o przeprowadzenie działań kontrolnych w zakresie swoich kompetencji także do Rzecznika Praw Dziecka i Rzecznika Praw Obywatelskich - mówi Ostrowska i dodaje, że MEN o potrzebie skontrolowania sytuacji w ośrodku poinformował także policję, straż pożarną, sanepid i przewodniczącego Rady Powiatu w Chełmie.

Po kontrolach

Z decyzją o odebraniu wychowanków nie zgadzają się natomiast prowadzący ośrodek. - Mamy do czynienia z linczem medialnym - mówi Monika Tofil, dyrektor NMOW. - Zabiera nam się wychowanków bez uprzedniego przeprowadzenia formalnych postępowań określonych w ustawie o systemie oświaty. Po ostatniej kontroli z kuratorium zostaliśmy zobowiązani do wykonania szeregu zaleceń związanych z zapewnieniem bezpiecznych warunków pobytu dzieci w ośrodku. Niestety, nie dano nam czasu nawet na ich przeanalizowanie, a tym bardziej wykonanie.

W ośrodku poza dyrektorem zatrudniony jest jej zastępca do spraw wychowawczych, 29 wychowawców, dwoje pomocników wychowawcy, 17 nauczycieli edukacyjnych, trzech wychowawców internatowych, psycholog, pedagog, terapeuta i do tego zespół pracowników technicznych i kuchni.

- W sporządzonym przez kuratorium wstępnym protokole kontroli doraźnej znalazł się zapis, że „nauczyciele oraz wychowawcy zatrudnieni w NMOW w Rejowcu posiadają kwalifikacje wymagane do zajmowania stanowiska w danym typie szkoły, a ponadto mają ukończone studia podyplomowe w zakresie resocjalizacji - dodaje dyrektor Tofil. - Wraz zabraniem dzieci cały ten zespół niestety trafi na bruk.

Dyrektor tłumaczy, że zarzucono im, iż w ciągu roku w ośrodku doszło do około 70 naruszeń przepisów. - Trzeba jednak wiedzieć, że wśród tych zdarzeń poza przypadkami agresji wśród wychowanków były też oddalenia się, ucieczki, czy incydenty związane ze słownym znieważeniem nauczyciela. Każdorazowo o takich sytuacjach zawiadamialiśmy policję. W sprzeczności z tym pozostaje kolejny zarzut, że to, co złego działo się w ośrodku zamiataliśmy pod dywan - podkreśla Monika Tofil.

Sytuacja z Rejowca może mieć wpływ na całą Polskę. - MEN przyjrzy się blisko kwestii, czy tego typu placówki powinny być prowadzone przez organy niepubliczne - zapewnia Anna Ostrowska. - Tego typu zapis znajduje się w ustawie (obecnie przepisy umożliwiają prowadzenie tego typu placówek przez organy niepubliczne).

Oczekiwanie

W tej chwili w NMOW w Rejowcu przebywa ok. 50 wychowanków, którzy wrócili tu po świętach i czekają na przekierowanie do innych ośrodków.

Dyrekcja podkreśla, że robi co w jej mocy, by uratować ośrodek i nie zwalniać pracowników.

W piątek miała się odbyć kolejna kontrola z Kuratorium Oświaty w Lublinie.

- Ci z góry traktują nas jak worek z węglem, który można przestawiać w dowolne miejsce - mówiła nam w miniony czwartek jedna z podopiecznych ośrodka.

Jeden z nastolatków dodawał, że w ośrodku czuje się jak w domu. Woźne i kucharki to dla niego po prostu ciocie: - Po tym, jak dowiedzieliśmy się, że zostaniemy zabrani z ośrodka, nasze ciocie wydając nam posiłki miały łzy w oczach.

Film

Podopieczni NMOW nagrali film, który umieściła w internecie. W ciągu tygodnia obejrzało go blisko 10 tys. osób. - Nie chcemy, żeby zamknęli ten ośrodek. Chcemy być z osobami, z którymi się znamy. Jesteśmy przywiązani do siebie. Ministerstwo nie uwzględniło naszych uczuć - mówi na nagraniu jedna z dziewcząt. - Minister nie wzięła pod uwagę, że jadąc do innego ośrodka musimy zaczynać wszystko od nowa i nie jest to nam na rękę.

- Jesteśmy jedną wielką rodziną i nie chcemy być rozdzielani. Mamy tu wszystko, co jest nam potrzebne - mówił kolejny podopieczny.

Mimo to w piątek podopieczni zostali przewiezieni do innych ośrodków. Radości z takiego obrotu sprawy nie kryje natomiast wielu mieszkańców Rejowca.

Protesty

- Tam był kiedyś zespół szkół, ale kilka lat temu radni przekazali go w prywatne ręce - relacjonuje jeden z sąsiadów placówki. - Miała być szkoła z nowymi klasami zawodowymi. Potem okazało się, że będzie ośrodek wychowawczy. Protestowaliśmy, ale nikt się nie liczył z naszym zdaniem.

- Pani! Tam jest miejsca na prawie 150 dzieciaków. Różnych. Jedne po prostu do szkoły nie chodziły, ale inne to przestępcy, których wysłał tu sąd. Nie ma się co dziwić, że nikt ich tu nie chciał. Wszystko byłoby jeszcze dobrze, gdyby ktoś ich ogarnął, ale gdzie tam. Robili, co chcieli. Napadali na nas. Byli agresywni.


Podziel się
Oceń

Komentarze

Reklama
Reklama