Boczek, karkówka, udka z kurczaka, kiełbasa, kaszanka, kawa i kosmetyki – takie artykuły dębliński magistrat regularnie kupował w roku 2013 i 2014. Świadczą o tym właśnie znalezione w urzędzie faktury.
Wszystko to miało trafiać do dzieci i młodzieży z dwóch świetlic środowiskowych w mieście. Ale pracujące tam wychowawczynie nie przypominają sobie, by serwowały swoim podopiecznym cokolwiek z tego, co znalazło się na fakturach.
– Najczęściej robiliśmy kanapki z pasztetem i zupki chińskie, a ilość kupowanych przez nas wędlin była raczej symboliczna. Środki na ten cel otrzymywaliśmy z PCK. Jestem bardzo zaskoczona faktem, że mieliśmy otrzymywać dodatkową żywność z Urzędu Miasta – mówi Małgorzata Gadowska, wychowawczyni w świetlicy przy ul. Wiślanej w Dęblinie.
W podobnym tonie wypowiada się Justyna Kamer, pracownica świetlicy przy 1 Maja. – My takich rzeczy nie dostawaliśmy nigdy – zapewnia.
20 kg wędlin miesięcznie
Na listach zakupów znalazły się, obok kremów nawilżających i oliwek, przede wszystkim produkty na grilla czy ognisko. Ale takie imprezy – jak przyznają pracownice świetlic – organizowane były sporadycznie.
– Ja przypominam sobie dwa ogniska w ciągu ostatnich sześciu lat – mówi Małgorzata Gadowska.
Ilość mięsa i innych produktów, jakie pod pozorem zakupów dla dzieci z ubogich rodzin zamawiał dębliński ratusz, może robić wrażenie. Bywało, że w ciągu jednego miesiąca urzędnicy kupowali nawet 20 kg wędlin.
Działo się to w czasie kiedy odpowiedzialnym za wyżywienie podopiecznych świetlic środowiskowych był Polski Czerwony Krzyż (miasto miało płacić jedynie za media i utrzymanie pracownika). PCK ze swoich zobowiązań się wywiązywał przekazując środki na tzw. podwieczorki. Te były dość skromne, ale nikt nie wiedział o tym, że miasto posiada (i wydaje) pieniądze na dodatkową pomoc.
A faktury spływają…
Żeby lepiej zrozumieć cały mechanizm należy cofnąć się do roku 2012. Dęblińskie świetlice są prowadzone przez miasto, na swoje funkcjonowanie dostają publiczne środki. Na wniosek Miejskiej Komisji Rozwiązywania Problemów Alkoholowych zabezpieczono na ten cel 1100 zł miesięcznie – po 550 zł na każdą ze świetlic.
Upoważnienie na comiesięczne zakupy dla dzieci od ówczesnej z-cy burmistrza, Grażyny Maziarek otrzymała Magdalena Trych. Jego ważność skończyła się w grudniu 2012 r. Mimo to, w kolejnych miesiącach i latach faktury za zakupy dla świetlic nadal spływały do Wydziału Spraw Obywatelskich i Społecznych. Ktoś ciągle je robił, a urzędnicy nie zawracali sobie głowy brakiem upoważnienia. Mało tego – nikt nie interesował się także tym czy towary na liście zakupów są właściwie dla dzieci (krem nawilżający), ani tym czy trafiają pod właściwy adres.
Pod lupą prokuratury
Zdaniem Beaty Siedleckiej, obecnej burmistrz Dęblina, mogło dojść do popełnienia przestępstwa.
– 27 lipca złożyłam zawiadomienie do prokuratury. Uważam, że tę sprawę należy wyjaśnić. I nie chodzi o samą kwotę (ok. 26 tys. zł – red.), ale o możliwość zawłaszczenia publicznych środków. W naszym urzędzie na takie zachowanie nie ma miejsca – mówi burmistrz.
Tymczasem była zastępca burmistrza, Grażyna Maziarek, która nadzorowała działalność świetlic w ubiegłych latach, jest przekonana, że nie doszło do żadnych nieprawidłowości.
– To jest niemożliwe, żeby te produkty nie trafiały do świetlic – zapewnia. – Wiem, że wtedy było w nich bardzo dużo dzieci, były robione dla nich paczki, a także dla ich rodzin. Jestem przekonana, że środki wydatkowano zgodnie z przepisami i celowością. Do osób, które były za to odpowiedzialne, mam pełne zaufanie – dodaje.
Te wyjaśnienia pracowników dęblińskich świetlic jednak nie przekonują.
– Jest mi bardzo przykro gdy odbieram telefony od młodzieży, która pyta mnie co stało się z tymi towarami. Oni nigdy ich nie widzieli – mówi Małgorzata Gadowska. – Powiem szczerze, ufałyśmy poprzedniej władzy, ale dzisiaj czujemy się oszukani.
Boczek, karkówka, udka z kurczaka, kiełbasa, kaszanka, kawa i kosmetyki – takie artykuły dębliński magistrat regularnie kupował w roku 2013 i 2014. Świadczą o tym właśnie znalezione w urzędzie faktury.
Wszystko to miało trafiać do dzieci i młodzieży z dwóch świetlic środowiskowych w mieście. Ale pracujące tam wychowawczynie nie przypominają sobie, by serwowały swoim podopiecznym cokolwiek z tego, co znalazło się na fakturach.
– Najczęściej robiliśmy kanapki z pasztetem i zupki chińskie, a ilość kupowanych przez nas wędlin była raczej symboliczna. Środki na ten cel otrzymywaliśmy z PCK. Jestem bardzo zaskoczona faktem, że mieliśmy otrzymywać dodatkową żywność z Urzędu Miasta – mówi Małgorzata Gadowska, wychowawczyni w świetlicy przy ul. Wiślanej w Dęblinie.
W podobnym tonie wypowiada się Justyna Kamer, pracownica świetlicy przy 1 Maja. – My takich rzeczy nie dostawaliśmy nigdy – zapewnia.













Komentarze