Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

Pamięć o wygranej wojnie z bolszewikami wymazywano na każdy możliwy sposób

Wywiad z dr. Mariuszem Sawą z Biura Edukacji Narodowej Instytutu Pamięci Narodowej w Lublinie
Pamięć o wygranej wojnie z bolszewikami wymazywano na każdy możliwy sposób

• Wojna w 1920 roku tak naprawdę dopiero utrwala się w naszej pamięci historycznej. Dla większości z nas historia zaczyna w 1939 roku. Jakie są przyczyny tego stanu rzeczy?

- Trudno dziwić się, że wojna 1920 roku nie jest obecna w naszej pamięci historycznej. Spójrzmy na to zagadnienie przez pryzmat regionu. Ile jest miejsc upamiętnienia wydarzeń z 1920 roku w porównaniu z miejscami pamięci związanym z II wojną światową. Niewiele. Komarów, Cyców, Hostynne i kilka innych. Do tego mogiły pojedyncze lub zbiorowe na cmentarzach. To wszystko. Poza tym zwróćmy uwagę, że wiele znaczących momentów wojny 1920 roku rozgrywało się poza granicami dzisiejszej Polski.

Po 1945 roku wydarzenia z sierpnia roku 1920 wymazywano z naszej pamięci. I to na każdym poziomie, od małych wsi po Warszawę. W moich rodzinnych Werbkowicach jest mogiła nieznanego żołnierza sygnowaną datą z wojennych lat 40. Nie jest to jednak prawda, bo mam relację dwóch starszych osób w Werbkowic, które pamiętały ten grób sprzed 1939 roku. Prawdopodobnie w tej kwaterze leży nieznany żołnierz, ale uczestnik kampanii 1920, a nie II wojny światowej. Ludzie mówili, że to sprawka miejscowego nauczyciela-komunisty. Na własną rękę przemianował grób. Pamięć o wygranej wojnie z bolszewikami wymazywano na każdy możliwy sposób, na każdym poziomie.
Dziś niestety mamy bardzo mało miejsc upamiętniających wojnę z 1920 roku. A przykład z Werbkowic świadczy o tym, że w PRL starano się wszelkimi sposobami wymazać rok 1920.

• Jak Lubelskie wpisało się w kampanię 1920?

- Nie ma zbyt wielu opracowań historycznych na ten temat. Pierwsze starcia pomiędzy Wojskiem Polskim a bolszewikami miały miejsce w 1919 roku, daleko na Wschodzie, u granic II RP. To już była zapowiedź nadciągającego konfliktu. Pod koniec lipca Armia Czerwona pod dowództwem Kamieniewa wkroczyła na tereny Mazowsza, Podlasia i na naszą Lubelszczyznę. Większość działań wojennych w naszym regionie rozgrywała się na linii Kock-Cyców-Chełm-Terespol-Janów Podlaski. Jak mówimy o naszym regionie w kontekście wojny 1920 roku, to pierwsze co przychodzi na myśli to ofensywa znad Wieprza oraz plan kontrofensywy na linii Dęblin-Kock, uderzenia w tyły armii Kamieniewa. Nie można oczywiście pominąć jeszcze dwóch ważnych wydarzeń, które właściwie są ze sobą połączone. Mam tu na myśli obronę Zamościa i bitwę pod Komarowem.

Obroną Zamościa dowodził ukraiński generał Marek Bezruczko z Armii Czynnej Ukraińskiej Republiki Ludowej. Oczywiście w naszej pamięci najbardziej utkwiła bitwa pod Komarowem z 31 sierpnia 1920 roku. Nasza 1 Dywizja Jazdy dała krwawy odpór liczniejszej 1 Armii Konnej Siemiona Budionnego, który szedł na Lublin. Proszę to sobie wyobrazić. Na przeciwko siebie stanęło kilkadziesiąt tysięcy jeźdźców, podczas gdy w rekonstrukcjach tej bitwy bierze udział 100, 200 koni. Pod Komarowem wsławiły się formacje Ułanów Krechowieckich, Podolskich, Jazłowieckich. Oczywiście do tego sukcesu przyczynili się także nasi sprzymierzeńcy w tej wojnie, czyli Kozacy, czy wojska ukraińskie, które wzięły na siebie ciężar obrony Zamościa.

• Mieszkańcy naszego regionu musieli się obawiać zbliżających się bolszewików. Jak wówczas ludzie reagowali na to zagrożenie?

- Wojna to nie tylko bitwy, potyczki i wielka polityka. To także wymiar społeczny, historie zwykłych ludzi, często niezwykle emocjonalne. W przekazach mojej rodzinny krąży historia wsi Konopne, w powiecie hrubieszowskim. Bolszewicy spędzili część mieszkańców tej miejscowości, kilka rodzin, do sadu i chcieli ich rozstrzelać. Jeden z kuzynów mojego pradziadka przekupił bolszewików carskimi, złotymi monetami. Nie zawsze jednak można było przekupić bolszewików.

W samym Lublinie ludzie z przerażeniem myśleli o bolszewikach. W mieście powstał Komitet Obrony Narodowej, któremu przewodzili głównie duchowni rzymskokatoliccy. Komitet mobilizował społeczeństwo w obliczu zagrożenia bolszewickiego, zbierał środki finansowe, dary rzeczowe dla wojska. Natomiast w drugiej połowie 1920 roku sprawował opiekę nad uciekinierami z okolicznych wsi. A tych naprawdę nie brakowało.

• Jak Polacy postrzegali bolszewików?

- Przed 1920 rokiem bolszewików nikt nie widział na naszych ziemiach. Ale większość społeczeństwa utożsamiała ich z Rosją carską, z zaborcami. Gdy oni przyszli, to okazali się w całej pełni zezwierzęcenia. Dzicy, głodni, odarci i bez żadnych zasad. Jak popatrzymy na zdjęcia z tamtego okresu, to widać całą mierność Armii Czerwonej. Na jednym z kadrów widać „sołdata” siedzącego na taczance, obdartego, w jednym bucie. Taki obraz na długie lata wrył się w pamięć Polaków. Analogie z 1939 rokiem nasuwają się same.

Niestety 1920 także wrył się mocno w pamięć Rosjan. Mówienie, że Katyń był zemstą za klęskę w Polsce być może jest nadinterpretacją. Jednak Stalin na pewno nie zapomniał o przegranej w Polsce. Zresztą temat wojny z 1920 roku i walki z bolszewikami po II wojnie był zakazany. Ludzie milczeli w obawie przed zemstą ze strony komunistów.

• Wielu historyków nie docenia jednak znaczenia wojny 1920 roku. Czy rzeczywiście zatrzymaliśmy pochód światowej rewolucji?

- Armia Czerwona pod dowództwem Kamieniewa miała cel ideologiczny: rozszerzenie rewolucji najpierw na Europę, potem na świat, stworzenie Światowej Republiki Sowieckiej, jak pisał Zinowiew w liście do Lenina. Warszawa była pierwszą przeszkodą, którą trzeba było pokonać. Niestety tzw. Zachód zostawił Polskę samotną w tej walce. Lloyd George (ówczesny premier Wielkiej Brytanii - przyp. aut.) powiedział, że Polska musi sobie radzić sama. Trzeba tu podkreślić, że ofensywa sowiecka, pochód rewolucji na Zachód, został zatrzymany dzięki wysiłkowi wojennemu, sprawnemu dowodzeniu oraz oddaniu dla sprawy społeczeństwa.

Nasze zwycięstwo w 1920 roku to wypadkowa wielu czynników: odszyfrowanie bolszewickich meldunków o położeniu ich wojsk, wielkie talenty dowódcze generałów Sikorskiego, Rydza-Śmigłego, Iwaszkiewicza, Rozwadowskiego, a także Piłsudskiego oraz potężny wysiłek wszystkich żołnierzy.

• Ten olbrzymi wysiłek naszych przodków nie ma jednak należytego upamiętnienia w przestrzeni publicznej...

- Pomniki z II RP w znakomitej większości zostały rozebrane w czasie PR. Niestety, nigdy już nie wrócą na swoje miejsce. Mimo to pamięć ludzi wciąż trwa. Prawie 100 lat od tamtych wydarzeń wciąż i pozostało wiele bezimiennych mogił uczestników tamtych wydarzeń. W zimie doszło do ekshumacji dwóch Kozaków Dońskich, naszych sojuszników w wojnie z bolszewikami, którzy przez 96 lat leżeli w ogrodzie mojego pradziadka w wsi Peresołowice. Po mszy w katedrze prawosławnej ich doczesne szczątki spoczęły w wojennej kwaterze na cmentarzu przy ulicy Lipowej. Teraz Związek Kozaków w Polsce zbiera pieniądze, aby na ich mogile postawić pomnik informujący, że ginęli także za naszą wolność. Takich epizodów było więcej podczas tej wojny. Nigdy nie wolno o nich zapomnieć.

• Wojna w 1920 roku tak naprawdę dopiero utrwala się w naszej pamięci historycznej. Dla większości z nas historia zaczyna w 1939 roku. Jakie są przyczyny tego stanu rzeczy?

- Trudno dziwić się, że wojna 1920 roku nie jest obecna w naszej pamięci historycznej. Spójrzmy na to zagadnienie przez pryzmat regionu. Ile jest miejsc upamiętnienia wydarzeń z 1920 roku w porównaniu z miejscami pamięci związanym z II wojną światową. Niewiele. Komarów, Cyców, Hostynne i kilka innych. Do tego mogiły pojedyncze lub zbiorowe na cmentarzach. To wszystko. Poza tym zwróćmy uwagę, że wiele znaczących momentów wojny 1920 roku rozgrywało się poza granicami dzisiejszej Polski.

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Komentarze

ALARM 24

Masz dla nas temat?

Daj nam znać pod numerem:

+48 691 770 010

Kliknij i poinformuj nas!

Reklama

CHCESZ BYĆ NA BIEŻĄCO?

Reklama
Reklama