Misja uzupełnienia braków w zaopatrzeniu powstańców zlecona przez gen. Michała Heidenreicha „Kruka” oddziałom Lenieckiego i Mareckiego - niestety - nie powiodła się. Rosjanie odnaleźli ślady przemarszu powstańców i w sobotę, 19 grudnia, już od ranka obie kolumny carskie deptały powstańcom po piętach. Wkrótce dołączyła do nich jeszcze trzecia kolumna.
Połączone oddziały powstańcze majorów Józefa Lenieckiego i Michała Mareckiego były ścigane przez carskie wojska już od Krężnicy. Powstańcy, pragnąc oderwać się od nieprzyjaciela szybkim marszem skierowali się od Krężnicy na Wąwolnicę, a później przez Drzewce na Piotrowice. Jednak za lasem w Piotrowicach, na początku wsi Góry (nieopodal Markuszowa) zostali zaatakowani przez rosyjską lekką jazdę, czyli huzarów. Powstańcy znaleźli się w bardzo złej sytuacji, bowiem zostali otoczeni przez trzy kolumny wroga kilkukrotnie ich przewyższającego liczebnie. W tej sytuacji dowódcy zdecydowali się na przebicie za wszelką ceną przez wrogie jednostki, aby nie dopuścić do całkowitego otoczenia i likwidacji wojsk powstańczych. Major Leniecki na pierwszą linię skierował dwie kompanie, natomiast skrzydła i druga linia zostały obstawione przez powstańczą konnicę, w rezerwie pozostawiono pozostałe cztery kompanie.
– Powstańcy zdołali przedrzeć się przez całą długość Gór i zostali zatrzymani dopiero w przeciwległym krańcu Gór w pobliżu Przybysławic – mówi Sławomir Łowczak. – Utrzymując nieprzerwany ostrzał tyralierski okolicznych wzgórz powstańcy zdołali się utrzymać na pograniczu Gór i Przybysławic około dwóch godzin. Powstańcza konnica skutecznie atakowała ze wzgórz Rosjan dopiero po ich znacznym zbliżeniu do bronionych pozycji. Walka była zażarta i powstańcy nie dali się rozbić nacierającym Rosjanom.
Jednak od lewego boku pojawili się rosyjscy dragoni, zachodząc tyły i stwarzając realną groźbę rozbicia tyłów oddziałów powstańczych. Od strony Kurowa do Przybysławic nadciągnęły także kolejne siły rosyjskie pod dowództwem mjr Łukomskiego (3 roty piechoty i pół szwadronu dragonów) zaalarmowane odgłosami toczących się walk. Nie chcąc dopuścić do rozbicia powstańców mjr Leniecki zdecydował, że należy natychmiast oderwać się od nieprzyjaciela. Rwąca się do walki powstańcza piechota z trudem dała się nakłonić do wycofania. Pod osłoną ognia powstańcy rozpoczęli szybki odwrót przez Przybysławice, w stronę Woli Przybysławskiej. Straty polskie wyniosły 6 zabitych, kilku rannych, 14 powstańców dostało się do rosyjskiej niewoli.
Powstańcy mimo przewagi przeciwnika jednak nie ulegli przeważającym, regularnym siłom, świetnie wyekwipowanego wroga i zdołali w pełnym porządku oderwać się od atakujących Rosjan.
– Przed Wolą Przybysławską ponownie nawiązali walkę ze ścigającym ich przeciwnikiem, ale po ściągnięciu przez Rosjan artylerii, pikieta powstańcza wycofała się przez las w stronę Amelina – dodaje Sławomir Łowczak. – Oddziały powstańcze następnie na jakiś czas rozgrupowały się. Dzięki sprawnemu dowodzeniu i znaczącemu doświadczeniu wojskowemu majorów Lenieckiego (byłego oficera wojsk rosyjskich) oraz Mareckiego (weterana walk o wolność) powstańcy nie dali się rozbić wielokrotnie silniejszemu przeciwnikowi.
Młody, bo liczący sobie 24 lata Józef Leniecki, pochodził z Warszawy, walczył wcześniej na Mazowszu, w Sandomierskiem, na Podlasiu i w Lubelskiem. Organizował powstanie w Rawskiem, Opoczyńskiem i Łowickiem, a potyczka pod Przybysławicami była dla niego już kilkunastą z kolei. Major Leniecki walczył na Lubelszczyźnie i Podlasiu jeszcze do końca marca 1864 r. W Kurowie, na cmentarzu parafialnym znajduje się mogiła Jana Zdzitowieckiego, który ciężko ranny w potyczce 40-osobowego oddziału Józefa Lenieckiego pod Rudką, po kilku dniach zmarł 26 stycznia 1864 r. w Kurowie i tu został pochowany.
Józef Leniecki po kolejnej potyczce pod Gołębiem, wobec braku broni i amunicji, przedostał się przez kordon sanitarny do Galicji i zameldował u komisarza wojennego obwodu rzeszowskiego Wiktora Zbyszewskiego. Zaczął organizować broń i zaopatrzenie dla kolejnego oddziału, którym miał dowodzić. W Krakowie został jednak aresztowany i jako obywatel rosyjski zesłany do potężnej twierdzy w Ołomuńcu (dzisiejsze Czechy). Stamtąd udało mu się jednak zbiec, nie mogąc jednak wrócić do kraju, emigrował do Francji i Belgii. Miał także przebywać w Turcji budując drogi i organizując żeglugę parową na rzece Tygrys do Bagdadu. Chcąc być jak najbliżej swych rodzinnych stron, ok. 1880 r. przyjechał do Galicji, ożenił się i rozpoczął pracę w przemyśle naftowym jako inżynier naftownictwa. Został specjalistą w tej dziedzinie, kierował kopalniami nafty: w Schodnicy-Pereprostynie, w Berehah Dolnych, Steinfels, Tokach i Uherce. Był również kontrolerem technicznym ds. naftownictwa i przewodniczącym Oddziału Lwowskiego Towarzystwa Politechnicznego. Wszyscy starsi nafciarze znając jego chlubną, powstańczą przeszłość darzyli go wielkim szacunkiem i nazywali „majorem”. Zmarł w 1909 roku, w wieku 70 lat i został pochowany we Lwowie.
– Drugi z dowódców potyczki pod Przybysławicami, pochodzący z Galicji mjr Michał Marecki był dwa razy starszy od Józefa Lenieckiego – liczył sobie już 53 lata i miał na koncie walki w powstaniu na Węgrzech, walczył również z Rosją w wojnie krymskiej, na Kaukazie dowodząc Legionem Polskim, wspierał walczących z carem o niepodległość Czerkiesów, we Włoszech walczył jako ochotnik w szeregach Giuseppe Garibaldiego i bił się o zjednoczenie Włoch – kończy Sławomir Łowczak. - Przybywając na Lubelszczyznę, by wziąć udział w powstaniu, mówił do swoich żołnierzy: „Już biłem się za Niemców, za Turków, za wolność Czerkiesów i Włochów, nawet za Murzynów walczyć będę, jeżeli tylko o wolność idzie – lecz w Ojczyźnie umrzeć sobie życzę”.
W kilka dni po potyczce pod Przybysławicami, w święta Bożego Narodzenia, 25 grudnia, w Łęcznej wziął do niewoli 33 rosyjskich dragonów wraz z uzbrojeniem i końmi. Miesiąc później jego chlubny szlak bojowy dobiegł jednak końca. 24 stycznia 1864 r. po 48-godzinnym bardzo forsownym marszu, konny oddział liczący ok. 40 zmęczonych ludzi i koni rozlokował się w zabudowaniach folwarcznych pod Suchem Lipiem. Powstańcy zostali zaatakowani przez przypadkowo przejeżdżającą kolumnę rosyjską mjr. Kuzimowa, w skład której wchodziło kilka rot piechoty, szwadron dragonów oraz secina Kozaków. Zaskoczeni atakiem powstańcy zostali rozbici, zginęło 7 z nich (dwóch spłonęło żywcem w zabudowaniach folwarcznych podpalonych przez Rosjan), a 11 dostało się do niewoli. Michał Marecki mimo dzielnej obrony wycofując się pieszo w stronę lasu, został postrzelony w bok i cięty w głowę. Na miejscu został odarty przez rosyjskiego dragona z pięknego niedźwiedziego futra i z butów. Ciężko ranny zmarł około południa. Został pochowany w zbiorowej mogile na cmentarzu parafialnym w miejscowości Płonka w pobliżu Rudnika. Rosyjski pułkownik, na skargę jednej z kobiet, o rabunku dokonanym na polskim dowódcy, rozkazał stanąć swoim żołnierzom w szeregu - po wskazaniu sprawcy, odebrał mu zrabowane przez niego wcześniej futro, …założył na siebie i zarządził wymarsz.
Misja uzupełnienia braków w zaopatrzeniu powstańców zlecona przez gen. Michała Heidenreicha „Kruka” oddziałom Lenieckiego i Mareckiego - niestety - nie powiodła się. Rosjanie odnaleźli ślady przemarszu powstańców i w sobotę, 19 grudnia, już od ranka obie kolumny carskie deptały powstańcom po piętach. Wkrótce dołączyła do nich jeszcze trzecia kolumna.
Misja uzupełnienia braków w zaopatrzeniu powstańców zlecona przez gen. Michała Heidenreicha „Kruka” oddziałom Lenieckiego i Mareckiego - niestety - nie powiodła się. Rosjanie odnaleźli ślady przemarszu powstańców i w sobotę, 19 grudnia, już od ranka obie kolumny carskie deptały powstańcom po piętach. Wkrótce dołączyła do nich jeszcze trzecia kolumna.















Komentarze