Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

Groźny wypadek na stoku narciarskim. Dlaczego na miejsce nie wezwano karetki?

Po upadku na stoku w Chrzanowie Iwona Przywara trafiła do szpitala. Zawieźli ją tam znajomi, bo mimo że kobieta straciła przytomność, ratownicy narciarscy nie wezwali karetki. Według właściciela stoku postąpili właściwie.
Groźny wypadek na stoku narciarskim. Dlaczego na miejsce nie wezwano karetki?

– Przewróciłam się na samej górze – opowiada Iwona Przywara, która w miniony wtorek szusowała na stoku w Chrzanowie (powiat janowski). – Tego, co się ze mną działo po upadku, w ogóle nie pamiętam. Straciłam przytomność (kobieta jeździła w kasku – red.). Zostałam zwieziona na dół. Zajęli się mną ratownicy pracujący na stoku. Wszystko, co się działo później, znam z relacji osób, które do mnie dzwoniły.

Jedną z pierwszych osób, które telefonicznie kontaktowały się z panią Iwoną, była jej pracownica.

– Była oszołomiona. Nie kontaktowała, co do niej mówię. Nie wiedziała, gdzie jest i co się stało – relacjonuje pani Anna.

Potwierdza to matka poszkodowanej kobiety, która również z nią wtedy rozmawiała. – Córka mówiła od rzeczy. Dostała amnezji. Z kolei ratownik powiedział, że córka miała wypadek, ale żebym się nie martwiła. Że jest już przytomna, tylko nie wróciła jej jeszcze świadomość.

– Zaproponowałam, że może kogoś wyślę na miejsce – dodaje pani Anna. – Ale ratownik odpowiedział, że się nią zajmują, a jak jej stan się nie poprawi, to zadzwonią po karetkę.

Na miejsce pojechali dwaj znajomi pani Iwony. – Po którymś telefonie ratownik powiedział, że jak chcę, to żebym kogoś przysłała, bo pani Iwona do prowadzenia samochodu się nie nadaje – dodaje pani Anna.

– Znajomi dojechali na miejsce po ok. 40 minutach. Pani Iwona dalej nie kontaktowała, podczas jazdy samochodem dwa razy wymiotowała. Jej stan się nie poprawiał.

Kobieta trafiła do szpitala w Kraśniku, gdzie jest do dziś. – W całej tej całej sytuacji najbardziej bulwersujące jest to, że nikt nie wezwał na miejsce karetki pogotowia – denerwuje się pacjentka.

Piotr Rzetelski, właściciel stoku narciarskiego w Chrzanowie, w rozmowie z nami tłumaczy, że takie wypadki na stoku zdarzają się kilka razy dziennie. Nad bezpieczeństwem narciarzy czuwają ratownicy narciarscy. To właśnie oni ocenili, że stan kobiety nie wymaga interwencji lekarzy.

– Teraz osoba poszkodowana, czy też ktoś inny, próbuje znaleźć w tym zdarzeniu jakąś sensację – komentuje Rzetelski, który podkreśla, że przez 10 lat działalności stoku nikt nie zarzucił im błędu w zakresie udzielenia pomocy. – Są różne sytuacje. Zdarza się, że człowiek umiera w kolejce do lekarza, a wcześniej nic mu nie było.

I dodaje: Ratownik ocenił, że nie ma zagrożenia, więc karetki nie wezwał. I po co teraz gdybać – czy powinien czy nie powinien?

Zdaniem Rzetelskiego karetkę mogły wezwać też osoby, które do kobiety dzwoniły lub sama poszkodowana. – Na pytanie ratownika odpowiedziała, że nie chce – dodaje Rzetelski.

Kobieta zaprzecza. – Nie pamiętam żadnego pytania, ani nawet twarzy ratowników czy w ogóle ilu ich było – mówi poszkodowana. – Zaczęłam cokolwiek kojarzyć dopiero w drodze do Kraśnika.

– Stan ogólny pacjentki jest dobry, stabilny. Nie zagraża jest żadne niebezpieczeństwo – mówi Marek Kos, dyrektor szpitala w Kraśniku. – Lekarze podejrzewają, że mogło dojść do pęknięcia czaszki. Często w pierwszym prześwietleniu tego dokładnie nie widać. Badanie tomografem komputerowym by te wątpliwości wyjaśniły.

Szpitalny tomograf się zepsuł. Wczoraj miał zostać naprawiany.

– Przewróciłam się na samej górze – opowiada Iwona Przywara, która w miniony wtorek szusowała na stoku w Chrzanowie (powiat janowski). – Tego, co się ze mną działo po upadku, w ogóle nie pamiętam. Straciłam przytomność (kobieta jeździła w kasku – red.). Zostałam zwieziona na dół. Zajęli się mną ratownicy pracujący na stoku. Wszystko, co się działo później, znam z relacji osób, które do mnie dzwoniły.

– Przewróciłam się na samej górze – opowiada Iwona Przywara, która w miniony wtorek szusowała na stoku w Chrzanowie (powiat janowski). – Tego, co się ze mną działo po upadku, w ogóle nie pamiętam. Straciłam przytomność (kobieta jeździła w kasku – red.). Zostałam zwieziona na dół. Zajęli się mną ratownicy pracujący na stoku. Wszystko, co się działo później, znam z relacji osób, które do mnie dzwoniły.


Podziel się
Oceń

Komentarze

ALARM 24

Masz dla nas temat?

Daj nam znać pod numerem:

+48 691 770 010

Kliknij i poinformuj nas!

Reklama

CHCESZ BYĆ NA BIEŻĄCO?

Reklama
Reklama
Reklama