Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

Siatkarze, koszykarze i lekkoatleci. Lubelscy olimpijczycy w obiektywie Jacka Mirosława

W kwietniu w całym kraju rozpoczynają się imprezy związane z Dniem Olimpijczyka. Z tej okazji lubelskie Centrum Historii Sportu nie będzie w tym okresie pobierać opłat za wejście. Jacek Mirosław, fotoreporter lubelskich gazet przez wiele lat fotografował olimpijczyków związanych z Lubelszczyzną.
Siatkarze, koszykarze i lekkoatleci. Lubelscy olimpijczycy w obiektywie Jacka Mirosława

Do dziś o medale na igrzyskach walczyło 59 zawodników związanych z naszym regionem. Wśród nich są także złoci medaliści, jak chociażby siatkarze Avii Świdnik: Tomasz Wójtowicz i Lech Łasko, którzy w 1976 r. w Montrealu pod wodzą Huberta Wagnera sięgnęli po to trofeum.

A może do Japonii

- Na stadionie Avii witały ich tłumy kibiców - wspomina Jacek Mirosław. - Przylecieli śmigłowcem, na trybunach pojawiło się wiele transparentów z napisami „Witamy złotych medalistów” Świdnik był wtedy na ustach kibiców w całej Polsce. Obydwaj byli filarami drużyny.

Tomasz Wójtowicz przez wiele lat był uważany - nie bez powodu - za najlepszego siatkarza świata. Był nawet nominowany na zawodnika 100-lecia w tej dyscyplinie. Słynął z niezwykle mocnych zbić, po których piłka w niższych halach odbijała się najpierw od parkietu, potem od sufitu. To robiło wrażenie na przeciwnikach.

- Jego ojciec zdradził mi z euforią, że zaraz po igrzyskach dostali pismo z Japonii - opowiada Mieczysław Kruk, były redaktor naczelny „Głosu Świdniku”. - Gra Tomka zrobiła na nich takie wrażenie, że zaproponowali mu wyjazd do Japonii i kontrakt trenera.

Igrzyska

Po latach grania w Świdniku Wójtowicz przeniósł się do Warszawy. I nie miał nic do gadania. Wszystko załatwił jeden podpis: samego generała Jaruzelskiego. Był to rozkaz powołania młodego wówczas Tomka do wojska i reprezentowania barw stołecznej Legii. A z rozkazami, jak wiadomo, nie ma dyskusji.

Na igrzyskach startowali również lubelscy koszykarze. Najwcześniej, bo w 1968 roku, narodowych barw bronił Andrzej Kasprzak, który przez całą karierę grał w jednym klubie: w Lubliniance. W Meksyku Polacy z Kasprzakiem w składzie zajęli 6 miejsce. Co ciekawe, królem strzelców został wówczas koszykarz z Panamy o wzroście 172 cm. Na kolejnych igrzyskach - w 1972 roku w Monachium - do Kasprzaka dołączył inny koszykarz, wychowanek Lublinianki: Waldemar Kozak. Polska zajęła wówczas 10 miejsce.

Finał na trybunach

Osiem lat później olimpijskie przyrzeczenie złożył Ireneusz Mulak z lubelskiego Startu, jeden z najlepszych polskich koszykarzy z lat 80. W Moskwie nie wystąpiły jednak najsilniejsze ekipy, które zbojkotowały imprezę ze względów politycznych.

Dużą grupę olimpijczyków z naszego regionu tworzą lekkoatleci, w tym m.in. Leszek i Małgorzata Duneccy. Leszek w Moskwie zdobył srebro w sztafecie 4x100 m, a Małgorzata 6. miejsce w sztafecie 4x400 m.

O dużym pechu w gronie lekkoatletów może mówić Grzegorz Sposób. Nasz skoczek wzwyż jechał z dużymi nadziejami do Aten w 2014 roku. Przed olimpijskim startem był w życiowej formie. Wielu kibiców i on sam liczyli nawet na medal. Niestety, podczas eliminacji pękł mu but i odnowiła się kontuzja. Finał oglądał z trybun.

Medale

Szczęścia - i to trzykrotnie - zabrakło również Henrykowi Kukierowi. Lubelski pięściarz ma za sobą trzy starty olimpijskie: w Helsinkach (1952), Melbourne (1956) i w Rzymie (1960). Za każdym razem odpadał po pierwszej walce.

Więcej szczęście miał z kolei Arkadiusz Godel. Lubelski szermierz i florecista choć nie wygrał ani jednej walki, zdobył złoty medal olimpijski w Monachium w 1972 r. dzięki dobrej postawie starszych kolegów.

Ostatni medal olimpijski zdobyty przez sportowców z naszego regionu wywalczył w Seulu w 1988 r. Andrzej Głąb, zapaśnik z Chełma. Koreańskie igrzyska były pierwszą większą imprezą, na której startował. I to jak! Sięgnął po srebro. Co ciekawe, przed startem musiał zrzucić aż 9 kg, żeby startować w swojej ulubionej kategorii. W rodzinnym Chełmie został przywitany jak prawdziwy bohater. Tłumy mieszkańców witały go w centrum miasta.

Do dziś o medale na igrzyskach walczyło 59 zawodników związanych z naszym regionem. Wśród nich są także złoci medaliści, jak chociażby siatkarze Avii Świdnik: Tomasz Wójtowicz i Lech Łasko, którzy w 1976 r. w Montrealu pod wodzą Huberta Wagnera sięgnęli po to trofeum.

A może do Japonii

- Na stadionie Avii witały ich tłumy kibiców - wspomina Jacek Mirosław. - Przylecieli śmigłowcem, na trybunach pojawiło się wiele transparentów z napisami „Witamy złotych medalistów” Świdnik był wtedy na ustach kibiców w całej Polsce. Obydwaj byli filarami drużyny.

Tomasz Wójtowicz przez wiele lat był uważany - nie bez powodu - za najlepszego siatkarza świata. Był nawet nominowany na zawodnika 100-lecia w tej dyscyplinie. Słynął z niezwykle mocnych zbić, po których piłka w niższych halach odbijała się najpierw od parkietu, potem od sufitu. To robiło wrażenie na przeciwnikach.

- Jego ojciec zdradził mi z euforią, że zaraz po igrzyskach dostali pismo z Japonii - opowiada Mieczysław Kruk, były redaktor naczelny „Głosu Świdniku”. - Gra Tomka zrobiła na nich takie wrażenie, że zaproponowali mu wyjazd do Japonii i kontrakt trenera.

Do dziś o medale na igrzyskach walczyło 59 zawodników związanych z naszym regionem. Wśród nich są także złoci medaliści, jak chociażby siatkarze Avii Świdnik: Tomasz Wójtowicz i Lech Łasko, którzy w 1976 r. w Montrealu pod wodzą Huberta Wagnera sięgnęli po to trofeum.

A może do Japonii

- Na stadionie Avii witały ich tłumy kibiców - wspomina Jacek Mirosław. - Przylecieli śmigłowcem, na trybunach pojawiło się wiele transparentów z napisami „Witamy złotych medalistów” Świdnik był wtedy na ustach kibiców w całej Polsce. Obydwaj byli filarami drużyny.

Tomasz Wójtowicz przez wiele lat był uważany - nie bez powodu - za najlepszego siatkarza świata. Był nawet nominowany na zawodnika 100-lecia w tej dyscyplinie. Słynął z niezwykle mocnych zbić, po których piłka w niższych halach odbijała się najpierw od parkietu, potem od sufitu. To robiło wrażenie na przeciwnikach.

- Jego ojciec zdradził mi z euforią, że zaraz po igrzyskach dostali pismo z Japonii - opowiada Mieczysław Kruk, były redaktor naczelny „Głosu Świdniku”. - Gra Tomka zrobiła na nich takie wrażenie, że zaproponowali mu wyjazd do Japonii i kontrakt trenera.

Powiązane galerie zdjęć:


Podziel się
Oceń

Komentarze

Reklama
Reklama