Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

Zagraniczny zaciąg Górnika Łęczna na plus

Do końca sezonu pozostały Górnikowi już tylko dwa spotkania. Zielono-czarni byli w kiepskiej sytuacji, ale w rundzie rewanżowej podjęli walkę i nadal liczą się w walce o utrzymanie. A to dzięki kilku udanym transferom, choć oczywiście nie każdy ściągnięty do Łęcznej piłkarz wkomponował się w drużynę Franciszka Smudy
Zagraniczny zaciąg Górnika Łęczna na plus
Gabriel Matei okazał się transferowym strzałem w dziesiątkę

Autor: WOJTEK NIEŚPIAŁOWSKI

Do zespołu zimą dołączyli Stefan Askovski, Josimar Atoche i Gabriel Matei, a wcześniej w październiku Nika Dzalamidze. Jak widać, Górnik postawił na graczy zza granicy. I nie wyszedł na tym najgorzej. – Gabriel Matei to strzał w „dziesiątkę” – mówi Veljko Nikitović, który zanim został członkiem zarządu w klubie odpowiadał właśnie za transfery. – Gra na bardzo dobrym poziomie i pokuszę się o stwierdzenie, że jest to jeden z lepszych prawych obrońców ligi – ocenia Rumuna popularny „Velo”.

Faktycznie, Matei błyskawicznie zaaklimatyzował się w Górniku i z marszu wywalczył sobie miejsce w podstawowej jedenastce. Choć trzeba przyznać, że nie miał konkurenta, bo z kontuzją zmaga się Łukasz Mierzejewski, a trener Smuda z drugiego nominalnego obrońcy – Pawła Sasina – zrobił defensywnego pomocnika.

Wiele emocji budziło przyjście Josimara Atoche. Peruwiańczyka do gry w Polsce namówił Smuda argumentując, że w rodzimej lidze był czołowym graczem. I przez długi czas wydawało się, że jego transfer okaże się niewypałem. Atoche miał problemy z aklimatyzacją, narzekano, że przyjechał do Polski „zapuszczony”, a na koniec przytrafiła się historia z tajemniczym ukąszeniem w łydkę. Smuda czekał jednak cierpliwie na zawodnika i w rundzie finałowej zaczął posyłać go do boju od pierwszych minut. – Josimar Atoche miał sporo problemów zdrowotnych. Teraz jednak pokazuje, że drzemią w nim spore możliwości – mówi Nikitović.

Natomiast klapą zakończyło się pozyskanie Askovskiego. Macedończyk rozegrał tylko kwadrans w meczu Górnika z Koroną Kielce i zapewne więcej minut już nie uzbiera. Podobnie jak Slaven Jurisa i Dragomir Vukobratović, których Górnik pozyskał jeszcze przed sezonem. Pierwszy z nich zagrał w barwach Górnika cztery razy i zdobył jednego gola, natomiast drugi ma na koncie jeden mecz więcej, ale bramki nie zdobył. – Jurisa jest wypożyczony do Motoru Lublin i walczy z nim o awans. Życzę mu wszystkiego najlepszego. Z kolei Vukobratović, nie ukrywajmy okazał się niewypałem. Oczekiwaliśmy od niego więcej. Na początku złapał kontuzję, a potem miał pewne problemy rodzinne i nie poradził sobie z tym – przyznaje szczerze „Velo”.

CO Z TYM DZALAMIDZE?

Odmienny temat to Nika Dzalamidze. Gruzin kiedyś brylował w barwach Jagiellonii Białystok, po czym zdecydował się na przenosiny do Turcji. Tam jednak sobie nie poradził, więc zdecydował się na powrót nad Wisłę. I wydawało się, że Górnik będzie idealnym klubem na odbudowę. – W rozmowach przed treningami i meczami Nika mówił mi, że strzeli pięć bramek i da drugie tyle asyst. To bardzo fajny chłopak. Mówiąc nieco żartobliwie póki co zanotował jedną asystę i to po rzucie z autu. Nie dał nam tyle ile od niego oczekiwaliśmy. Muszę powiedzieć, że Dzalamidze nie może mówić, że nie dostał szansy, bo trener Smuda początkowo stawiał na niego. Jednak Nika przegrał rywalizację z Piotrkiem Grzelczakiem, który jest w dobrej formie. Gruzin nie ma się co obrażać – ocenia Nikitović. Dzalamidze gra więc głównie w IV ligowych rezerwach. A tam... zbiera świetne recenzje. – Nika potrafi jednym zagraniem odmienić losy meczu – chwali zawodnika trener II drużyny Jacek Fiedeń. Szkoda, że nie potrafi potwierdzić tego samego na poziomie ekstraklasy.


Podziel się
Oceń

Komentarze

ALARM 24

Masz dla nas temat?

Daj nam znać pod numerem:

+48 691 770 010

Kliknij i poinformuj nas!

Reklama

CHCESZ BYĆ NA BIEŻĄCO?

Reklama
Reklama