Jak podobała się panu Piłkarska Gala, która w zeszły weekend była w lubelskiej hali Globus?
- To była znakomicie zorganizowana impreza. Całkiem niedawno byłem na podobnych zawodach w Słupsku i muszę przyznać, że Lublin zrobił na mnie dużo większe wrażenie. Poza tym fajnie było spotkać się ze starymi znajomymi. Słyszałem, że w przyszłym roku ten turniej może odbyć się na sztucznej trawie. To z pewnością jeszcze bardziej podniosłoby atrakcyjność zawodów.
Patrząc w sobotę na skład Bąk Team, można było odnieść wrażenie, że po boisku biega reprezentacja z okresu, kiedy jej trenerem był Jerzy Engel...
- Rzeczywiście, w pewnym momencie przypomniały mi się tamte czasy. Teraz jesteśmy jednak o wiele kilogramów ciężsi. Po osiągniętych przez nas wynikach widać jednak, że piłka wciąż nie przeszkadza nam w grze. Martwi mnie jednak, że dość gładko ograliśmy drugoligowy Motor Lublin. Ta sytuacja pokazuje, że nowe pokolenia muszą się jeszcze wiele nauczyć. Nie ma jednak co dziwić się, skoro teraz młodzież sporo czasu spędza przy komputerze. Kiedy byłem dzieckiem, jeszcze nie istniały telefony komórkowe. Jeśli chciałem spotkać się z kumplami, to musiałem iść na osiedlowe boisko. A tam zawsze ktoś grał w piłkę. W ten sposób łapało się bakcyla. Niestety, te czasy już dawno minęły.
I to dlatego polscy piłkarze nie potrafią przebić się do podstawowych jedenastek przeciętnych klubów na Zachodzie?
- Między innymi właśnie dlatego. Przykładów jest bardzo wiele, wystarczy wymienić chociażby Mateusza Klicha czy Jakuba Świerczoka. W dużej mierze jest to spowodowane tragicznym poziomem naszej ligi. Młodzież musi sobie uświadomić, że bycie gwiazdą polskiej ligi, to zdecydowanie za mało, aby podbić czołowe ligi Europy. Pomiędzy treningami w Polsce i na zachodzie Europy jest przepaść. Kiedy występowałem w PSV Eindhoven, to zawsze niecierpliwie czekaliśmy na mecz. Podczas niego mogliśmy grać nieco luźniej i spróbować indywidualnych akcji. To była dla nas przyjemna odmiana. W Holandii treningi są cięższe niż mecze, bo walczy się na nich na śmierć i życie. Tymczasem, kiedy w sezonie 2005/2006 wróciłem do polskiej ligi, to byłem zażenowany jej poziomem. Zresztą – tego nadal nie da się oglądać.
Historia pokazuje, że nawet jeśli Polakowi uda się przebić do podstawowej jedenastki, to nie jest on w stanie utrzymać się w niej przez dłuższy czas. Weźmy za przykład Przemysława Tytonia, który jest w kadrze bliskiego pana sercu PSV Eindhoven.
- To przykład, że na Zachodzie nikt nie może czuć się pewny miejsca w pierwszej jedenastce. Przemek był kontuzjowany, co wykorzystał jego konkurent. Zagrał kilka meczów i zadomowił się w podstawowym składzie. Myślę, że będzie mu bardzo ciężko wrócić do składu PSV.
W Motor Lublin zaangażowali się Jacek Bąk i Jacek Krzynówek, Marek Koźmiński jest wiceprezesem Polskiego Związku Piłki Nożnej, a pan propaguje piłkę nożną plażową w naszym kraju – wygląda na to, że kadra Engela znowu jest w natarciu.
- I to jest najwłaściwsza droga rozwoju dla polskiego futbolu. Szkoda, że dopiero teraz zaszły zmiany w PZPN. Cieszę się, że nowe władze dopuściły do głosu byłych piłkarzy. Jednak spora grupa futbolistów nadal pozostaje niewykorzystana. Mam tu na myśli chociażby Jerzego Dudka czy Andrzeja Juskowiaka. Nie możemy sobie pozwolić na marnowanie takich talentów. Jeżeli chodzi o najbliższe lata, to jestem pełen optymizmu. Gorzej niż było, nie będzie. Teraz może być już tylko lepiej.
Ostatnio sporo mówi się, że piłka nożna plażowa może zostać włączona do programu Igrzysk Olimpijskich. Czy są na to realne szanse?
- Oczywiście, a to byłaby znakomita informacja dla nas, bo jesteśmy czołową drużyną Europy. Niedawno wróciłem z dwudniowego sympozjum FIFA Beach Soccer Workshop w Zurychu, na którym określono kierunki rozwoju piłki nożnej plażowej na najbliższe lata. Najważniejszą zmianą jest powiększenie Europejskiej Ligi Beach Soccera do dwunastu drużyn W gronie drużyn walczących w tych rozgrywkach jest oczywiście Polska, co pokazuje, jak silną pozycję mamy w Europie. Ten sport rozwija się bardzo dynamicznie i wierzę, że w 2016 r. zadebiutuje na Igrzyskach Olimpijskich. Przemawia za tym wiele czynników. Najważniejszym jest fakt, że Igrzyska odbędą się w Brazylii, a więc ojczyźnie beach soccera. Kadra \"canarinhos” jest czołową drużyną na świecie, dlatego gospodarze mieliby pewny medal. Problemem jest jedynie dość mała liczba kobiet grających w piłkę nożną plażową. Międzynarodowy Komitet Olimpijski wymaga od dyscyplin pretendujących do pojawienia się na Igrzyskach równomiernego rozwoju odmiany męskiej i żeńskiej. Uzyskanie przez beach soccer statusu dyscypliny olimpijskiej, spowoduje dynamiczny rozwój piłki nożnej plażowej również w Polsce. Z pewnością nadal będziemy borykać się z problemami finansowymi, ale jestem przekonany, że będzie się do nas garnęło coraz więcej młodzieży.
Na przełomie XX i XXI w. był uważany za jednego z najlepszych pomocników w Polsce. W reprezentacji Polski wystąpił czterdzieści razy i zdobył w jej barwach cztery bramki. Znaczną część swojej kariery spędził w Holandii, gdzie występował m.in. w Feyenoordzie Rotterdam i PSV Eindhoven. Z tym ostatnim klubem zdobył dwa mistrzostwa kraju. Po zakończeniu kariery zaangażował się w popularyzację beach soccera w Polsce. Aktualnie jest przewodniczącym Grupy ds. Piłki Plażowej w Polskim Związku Piłki Nożnej
Reklama
Gorzej niż było, nie będzie. Rozmowa z Tomaszem Iwanem
Rozmowa z Tomaszem Iwanem, byłym reprezentantem Polski oraz przewodniczącym Grupy ds. Piłki Plażowej w Polskim Związku Piłki Nożnej.
- 18.01.2013 18:23

Reklama













Komentarze