Sporty i klubowe
Na niektórych ulicach stało po kilka takich kiosków: nawet oddalonych od siebie o kilkanaście metrów. Podstawowym produktem były papierosy oraz prasa.
- Wtedy paliła większość dorosłych Polaków - dodaje pani Wiesława. - Najbardziej popularne były sporty oraz klubowe. Z droższych: caro i carmeny. Kiedy przyszedł kryzys i brakowało nawet papierosów, to pojawiły się w sprzedaży importowane, między innymi z Albanii i ZSRR. Te pierwsze były bardzo aromatyzowane i strasznie śmierdziały. Nazywały się DS i Alberia. Był też papierosy wietnamskie. Te kupowano już tylko w ostateczności.
Do papierosów bez filtra klienci kupowali też szklane fifki. Takie papierosy nie parzyły wówczas w palce oraz nie zostawiały żółtych przebarwień na palcach.
W poniedziałek rano jednymi z pierwszych klientów, którzy kupowali prasę byli kibice, którzy z niecierpliwością szukali w gazecie wyników spotkań ulubionej drużyny. Zdarzało się, że niektórzy jeszcze stojąc przy kiosku, widząc wynik, od razu wyrzucali gazetę do kosza.
System sprzedaży teczkowej
Gazetą o największym nakładzie (około półtora miliona egzemplarzy) była Trybuna Ludu dostępna w każdym kiosku w kraju.
Większy nakład miała jedynie Trybuna Robotnicza. Wydawana była na Śląsku.
- Pamiętam, że przez pewien czas ludzie zaczęli rzadziej kupować Trybunę Ludu - mówi Wiesława Gleń. - Wtedy przyszło polecenie, że przy zakupie innej gazety mamy dodawać Trybunę. To był propagandowy dziennik partyjny, w którym najwięcej było przemówień i tekstów o tym, jak dobrze się żyje w socjalizmie.
Na Lubelszczyźnie liderem wśród gazet regionalnych był Sztandar Ludu. W samym Lublinie dużą popularnością cieszył się Kurier Lubelski, który ukazywał się po południu.
Mimo dużych nakładów gazet, zdarzało się, że niektórych tytułów zaczynało brakować już przed południem. Powstał wówczas system tzw. sprzedaży teczkowej. Każdy klient mógł sobie założyć specjalną teczkę, do której sprzedawca codziennie wkładał zamówione przez niego gazety. I w tym przypadku duże znaczenie miała znajomość kioskarza. To on decydował, komu włożyć do teczki atrakcyjny tytuł. Na każdej teczce wypisane były tytuły zamawianych gazet.
Na przełaj i Kraj Rad
- Były takie tygodniki jak „Na przełaj”, „Razem” czy „Motor”, których dostawaliśmy po kilka sztuk - wyjaśnia pani Wiesława. - A chętnych na nie było wielu. Wtedy rzeczywiście był dylemat czy gazetę zostawić znajomemu lekarzowi czy zaprzyjaźnionej sąsiadce. Podobnie było z tak popularnym periodykami jak „Kobieta i życie”, „Przyjaciółka”, „Filipinka” czy „Przekrój”. Czasami zamiast zamówionych 30 egzemplarzy, dostawaliśmy po kilka sztuk, a zdarzało się że nawet żadnej.
Z innych popularnych gazet dużym powodzeniem cieszyły się gazety sportowe: „Przegląd Sportowy”, „Sport” i „Tempo” oraz dla dzieci i młodzieży: „Miś”, „Płomyczek”, „Płomyk” i „Gazeta Młodych” o „Mały modelarz”. Długo na ladzie nie leżała również „Panorama”.
Była to jedna z nielicznych kolorowych gazet, która na ostatniej stronie publikowała zdjęcia niezbyt kompletnie ubranych pań. Nie było z kolei zbyt wielu chętnych na kupowanie „Kraju Rad”, gazety która miała wówczas najwyższej jakości papier.
Kapitan Żbik i szampon Familijny
W latach 70-tych minionego wieku ogromną popularność zdobyły pierwsze - na tak szeroką skalę kolportowane w kraju - komiksy. Po kolejne odcinki „Kapitana Żbika”, „Klossa” czy „Tystusa, Romka i Atomka” ustawiały się kolejki chętnych.
W kioskach zawsze można było też kupić podstawowe kosmetyki jak krem Nivea, mydła, szampony (w tym najbardziej powszechny „Familijny”), wodę brzozową, spirytus salicylowy, pastę do zębów (głównie Pollena), żyletki, papier toaletowy.
Dzisiejsze pokolenie 50- i 60-latków kupowało tu również papeterię (koperty i papier listowy). W lecie w kiosku można było tez kupić olejki do opalania w małych plastikowych saszetkach. W podobnych do nich sprzedawano również płyn do mycia FF.
Samochodziki i żołnierze
Na kioskowych półkach nie brakowało również zabawek. Oprócz różnego rodzaju samochodzików (z których najbardziej pożądane były takie z otwieranymi drzwiczkami) i lalek popularne były także plastikowe figurki żołnierzy różnych formacji. Niektóre kolekcje liczyły nawet kilkadziesiąt sztuk. W modzie były też figurki kowbojów oraz Indian.
Przez wiele lat w ofercie były też najbardziej popularne w Polsce leki - tzw. tabletki z krzyżykiem. Tu również zaopatrywano się w zeszyty, kredki, długopisy i farbki.
Jacek Mirosław, wieloletni fotoreporter lubelskich mediów podkreśla, że kioski Ruchu ułatwiały na codzień życie Polakom w robieniu zakupów.
- Pamiętam, że jak czegoś rodzice zapomnieli kupić w sklepie, to zawsze mnie wysyłali do kiosku - wspomina Jacek Mirosław. - Były dobrze zaopatrzone i długo otwarte.
Kiosk jak twierdza
Kioski często stały na uboczu. To powodowało, że złodzieje chętnie i często się do nich włamywali, dlatego ich właściciele starali się je skutecznie zabezpieczać kratami, metalowymi sztabami, a nawet stalowymi płytami. Po zamknięciu wyglądały jak prawdziwe twierdze.
W latach 80., kiedy w kraju zaczęło brakować nawet podatkowych produktów najdłuższe kolejki do kiosków tworzyły się przy zakupie papierosów.
- Kiedyś stałem ponad godzinę w takiej kolejce - wspomina pan Andrzej z Lublina. - Było to w kiosku na Nałkowskich. Sam wtedy nie paliłem, ale chciałem zrobić niespodziankę rodzicom. Okazało się, że akurat tego dnia do kiosku trafiły jakieś odrzuty z Zakładów Tytoniowych i sprzedawali papierosy na wagę. Były albo źle przycięte, ale niedokładnie sklejone. Kupiłem wtedy sporę torebkę tych papierosów.
Popularne kioski powstały w Polsce już sto lat temu. Pierwsze tego rodzaju punkty sprzedaży stanęły wówczas w Warszawie na dworcu kolejowym Warszawa Wileńska. Szybko zdobyły dużą popularność.
Można w nich było kupić głównie prasę oraz drobne artykuły, takie jak papierosy, kosmetyki, książki. Działały również w czasie okupacji.
Po wojnie kioski stały się w Polsce powszechnie dostępne również na wsi i były często jedynym punktem sprzedaży w danej miejscowości. Pełniły również niejako funkcję „skrzynki kontaktowej”.
Po gazetę i po rozmowę
Wiesława Gleń przez wiele lat pracowała w kiosku przy ul. Dwernickiego w Hrubieszowie.
- Otwierałam go już o 6 rano - wspomina pani Wiesława. - W lecie był czynny do godziny 20. Miałam oczywiście zmienniczkę. Nie była to lekka praca. Kiosk był ciasny, ciężko się było w nim poruszać, w lecie było gorąco, trzeba było otwierać drzwi, a w zimie z kolei dogrzewać grzejnikiem. Nie było też toalety.
Znałam praktycznie każdego klienta. Wiele osób przychodziło nie tylko po to, żeby kupić gazetę, ale też żeby po prostu z kimś porozmawiać. Kiosk był takim punktem kontaktowym. Niektórzy zostawiali u mnie klucze do domu, które potem odbierały dzieci wracające ze szkoły. Jak ktoś chciał coś sprzedać albo kupić, to także zostawiał u mnie taką informację.
W latach 70. i 80. popularne kioski stały się jedną z największych na świecie siecią punktów sprzedaży detalicznej i największa w Europie Środkowo-Wschodniej
![Stały na każdym rogu. To tutaj w PRL-u najczęściej robiło się zakupy [zdjęcia] Stały na każdym rogu. To tutaj w PRL-u najczęściej robiło się zakupy [zdjęcia]](https://static2.dziennikwschodni.pl/data/articles/xl-staly-na-kazdym-rogu-to-tutaj-w-prl-u-najczesciej-robilo-sie-zakupy-zdjecia-1751702751.jpg)













Komentarze