Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama Wojewódzki Urząd Pracy

Wacław Bajkowski. Prezydent Lublina tuż przed odzyskaniem niepodległości

Zakasujemy rękawy, nakładamy bluzy robocze, by dźwignąć nasze miasto z upadku. Miłość Ojczyzny i miłość miasta będzie naszą przewodnią myślą w dążeniu do wytkniętego celu. Będziemy kontynuatorami wielkiej myśli twórców Konstytucji 3-go Maja. Miłość Ojczyzny i miłość miasta! Pod tymi znakami zwyciężymy! - tak mówił Wacław Bajkowski, tuż po zaprzysiężeniu go na prezydenta Lublina. Inaugurował wówczas pracę pierwszej, wybranej przez mieszkańców Rady Miasta. Był rok 1917. Jest rok 2018. Śladów życia i działalności Wacława Bajkowskiego, adwokata, muzyka i dyrygenta można szukać w dawnej prasie, archiwach, bibliotekach. Mało kto wie, że w mieszkaniu na siódmym piętrze lubelskiego blokowiska wiszą skrzypce, na których świetnie grał
Wacław Bajkowski. Prezydent Lublina tuż przed odzyskaniem niepodległości

W 1916 roku, gdy obejmował urząd prezydenta Lublina, adwokat Wacław Bajkowski miał 41 lat. Od siedmiu prowadził w mieście kancelarię. Prywatnie był ojcem trójki dzieci: Jana, Zofii i Tadeusza i mężem starszej od niego blisko dwa lata Konstancji z Dobrowolskich.

Nasz czas się rozminął

– W czasie prezydentury Bajkowscy wynajmowali mieszkanie w kamienicy przy Krakowskim Przedmieściu. Tej przylegającej do Ogrodu Saskiego. Mieli okna dokładnie nad wejściem do współczesnej drogerii. Wcześniejsze lubelskie adresy dziadków to ul. Zamojska i Królewska – mówi Ewa Bajkowska, wnuczka Wacława Bajkowskiego. Pani Ewa jest córką Tadeusza, najmłodszego syna adwokata.

– Nie poznałam Wacława Bajkowskiego, nasz czas się rozminął. Urodziłam się kilka lat po jego tragicznej śmierci w obozie koncentracyjnym w Dachau. Mój ojciec zawsze mówił o swoim ojcu z najwyższym szacunkiem. Myślę, że to nie była tylko konwencja przyjęta w dawnych, tradycyjnych rodzinach, gdzie dzieci się zwracały per "proszę taty". Wacław należał do osób, których pełna godności postawa determinuje szacunek otoczenia – mówi pani Ewa.

I przywołuje relacje współczesnych dziadkowi Wacławowi, którzy opisywali go jako wcześnie posiwiałego i bardzo eleganckiego pana. Mówiącego spokojnie, ze znajomością przedmiotu. Koledzy z palestry chwalili jego wywody nacechowane logiką, a pisma procesowe uznawali za znakomite.

Ze zdjęcia patrzy wąsaty mężczyzna. Nienagannie ubrany, przy kamizelce połyskuje dewizka - łańcuszek kieszonkowego zegarka. Portretowany sprawia wrażenie pogodnej, budzącej zaufanie osoby. To Wacław Bajkowski sfotografowany w czasach, gdy był prezydentem Lublina. To jedna z niewielu jego fotografii jakie ma pani Ewa. – Paradoksalnie więcej wiem o jego życiu zawodowym i działalności na rzecz miasta niż prywatnym. W Archiwum Państwowym zachowało się wiele dokumentów z czasów pierwszych wyborów do Rady Miasta w 1916 roku, pracy ówczesnych radnych i Magistratu na czele którego stał Wacław. Jego listów, zdjęć, dokumentów osobistych jest znacznie, znacznie mniej.

Adwokat i Kostuchna

Wacław Bajkowski urodził się w sylwestra 1875 roku, we Włostowicach. Tam jego ojciec Hipolit był organistą w kościele parafialnym św. Józefa. W Lublinie pojawił się jako nastolatek, bo kończył tu szkołę średnią: renomowane wówczas Gimnazjum Męskie im. Stanisława Staszica. Na czas studiów prawniczych wyjechał na Uniwersytet Warszawski. Z Warszawy wrócił do Lublina gdzie w 1909 roku otworzył kancelarię adwokacką.

– To były szczęśliwe lata: młody, dobrze zapowiadający się adwokat, własna kancelaria w dużym mieście. To były perspektywy. Na dodatek Wacław był człowiekiem bardzo aktywnym, działał w Towarzystwie Kredytowym i w Lubelskim Towarzystwie Muzycznym, gdzie należał do kierownictwa i był czynnym muzykiem. Bo muzyka była dla Wacława pasją. Grał w orkiestrze na skrzypcach, pianinie i fisharmonii. Akompaniował solistom, prowadził chóry – wylicza wnuczka, która uważa, że to właśnie muzyka połączyła Wacława i jego żonę Konstancję obdarzoną pięknym głosem.

No, bo gdzie jak nie na jakimś koncercie lub wieczornicy mógł adwokat z perspektywami poznać piękną córkę mistrza budowlanego z Kalinowszczyzny?

– On uzdolniony muzycznie, ona o niekonwencjonalnej urodzie i pięknym sopranie. Stanowili parę, która szybko zabłysnęła wśród lubelskich elit. Gdy gdzieś wchodzili komentowano: przyszedł adwokat Bajkowski z piękna żoną. Wspominałam, że mało zachowało się rodzinnych pamiątek po dziadku ale do moich czasów przetrwały listy pisane do żony, które kończył "mojej najukochańszej Kostuchnie" i "całuję Pani rączki i nóżki" – cytuje rodzinną korespondencję sprzed wieku Ewa Bajkowska.

305 kandydatów

W lipcu 1915 roku Lublin opuścił rosyjski gubernator, a razem z nim urzędnicy i policja. Na ich miejsce do miasta wkroczyli Austriacy. Lublin stał się stolicą okupacyjnej strefy austriackiej. Jednocześnie otworzyły się możliwości dla powstających polskich instytucji, bo Austriacy przyznali Polakom duże swobody polityczne.

Nazwisko Bajkowskiego pojawia się w tym czasie wśród członków Rady Naczelnej kierującej Milicją Obywatelską, w gronie prawników tworzących Wydział Sądzący Rady Naczelnej, który pełnił funkcję sądu wyższego oraz w składzie Trybunału Lubelskiego. Obecność dziadka pani Ewy w 1916 roku wśród kandydatów do Rady Miasta nie jest zaskoczeniem.

W Archiwum Państwowym wśród wielu dokumentów z tamtych czasów jest "Obwieszczenie komisarza wyborczego dla miasta Lublina" podające do powszechnej wiadomości listę 305 kandydatów startujących w pierwszych powszechnych wyborach do Rady Miasta. Listy zaakceptowane przez komisarza wyborczego, radcę Adama Karchesego można było w myśl ówczesnych zwyczajów kupować w drukarni Stanisława Dżała, która działała przy ul. Kołłątaja 3.

Wacław Bajkowski startował z miejsca 1. z listy "G" (wspólnej komitetów: centralnego, demokratycznego, narodowego i robotników chrześcijańskich).

Miasto mężczyzn

Na cztery miesiące przed tym jak z maszyny w drukarni "Powszechnej" zwanej też "Pośpieszną" zeszły wspominane obwieszczenia, naczelny wódz armii austro-węgierskiej wydał rozporządzenie. Określało ono zasady działania samorządów miejskich w Kielcach, Piotrkowie, Radomiu i właśnie w Lublinie. Na jego mocy organami była Rada Miasta stworzona z 60 radnych i Magistrat.

Wyborcy dzielili się wówczas na pięć kategorii zwanych kuriami. Przynależność do nich zależała od majątku i wykształcenia. Co ciekawe, każda z kurii, bez względu na liczbę wyborców w niej głosujących, wybierała 12 radnych.

Pierwszą tworzyli duchowni, prawnicy i lekarze; do drugiej należeli kupcy i przemysłowcy, do trzeciej właściciele nieruchomości znajdujących się w obrębie miasta; czwartej osoby płacące podatek mieszkaniowy, a do piątej pozostali - głównie robotnicy.

Żeby się znaleźć w gronie kandydatów na radnych trzeba było mieć 30 lat, znać język polski w mowie i piśmie. I być mężczyzną. Wybierać radnych też mogli tylko mężczyźni - obywatele Królestwa Polskiego, którzy ukończyli 25 lat i co najmniej od roku mieszkali w Lublinie. Uprawnionych do głosowania było wówczas 17 642 wyborców. Frekwencja wyniosła 67,7 proc.

Bajkowski, Kujawski, Turczynowicz

Wybrana według ordynacji austriackiej pierwsza Rada Miasta na inauguracyjnym posiedzeniu zebrała się 28 grudnia 1916 roku. Utworzyło ją 43 radnych chrześcijan i 17 Żydów. Pod względem politycznym zwycięska okazała się frakcja endecko-chadecka. Na prezydenta - 31 głosami - został wybrany Wacław Bajkowski. Na wiceprezydentów radni wybrali wówczas: przemysłowca Teofila Kujawskiego i adwokata Jana Turczynowicza.

Miejskie kartofliska

– Czas, kiedy Wacław był prezydentem i działała świeżo wybrana Rada Miasta był bardzo trudny. Miasto było w fatalnej sytuacji gospodarczej. Trzeci rok trwała przecież wojna. Wycofujący się Rosjanie wywieźli tabor, urządzenia przemysłowe i miejskie pieniądze. Do tego dochodziły rekwizycje i konfiskaty żywności oraz metalowych przedmiotów, które mogły być użyte do produkcji wojennej. Organizowały je austriackie władze wojskowe. Dziś trudno to sobie nam wyobrazić, ale Rada Miasta zadecydowała na jednym z posiedzeń, że sprowadzi kilka wagonów ziemniaków by posadzić je na wolnych miejskich placach z przeznaczeniem dla najbiedniejszych – relacjonuje Ewa Bajkowska, która wiele miesięcy zbierała materiały pisząc książkę poświęconą swojej rodzinie. – Chyba najczęściej w protokołach Rady Miasta i jej Prezydium spotykałam polecenie wypłacenia z kasy miejskiej funduszy na potrzeby socjalne.

Inna trudną sprawą był zły stan zdrowia mieszkańców i sanitarny miasta, które nie miało kanalizacji. Z tym też borykał się pierwszy samorząd i powołane przez niego władze municypalne.

To wówczas zapoczątkowano bezpłatne lecznictwo ambulatoryjne dla najuboższych, na ulicach pojawiło się konne pogotowie ratunkowe. Działało 12 tanich kuchni, dwie herbaciarnie karmiące ubogie dzieci, działały ochronki. Wszystko finansowane przez miasto. Starano się też dbać o wygląd Lublina, bo mimo wielu wydatków uporządkowano Ogród Saski, wybrukowano część ulic, które oświetlono gazowymi latarniami. W kaplicy Trójcy Świętej na Zamku zaczęły się prace restauracyjne. Towarzystwo Opieki nad Zabytkami Przeszłości dostało na nie pieniądze od miasta.

Uroczystości naszych przodków

Co było wówczas bardzo ważne, wybrana przez obywateli nowa władza demonstrowała patriotyczną postawę.

To za czasów prezydentury Bajkowskiego, który szedł na czele pochodu, uczczono 126 rocznicę Konstytucji 3 Maja. Świętowano setną rocznicę śmierci Kościuszki nadając Alejom Racławickim ich nazwę. Zorganizowano też obchody 600-lecia Lublina. Pamiątkę po tym wydarzeniu też mamy do dziś, bo to wówczas uchwalono, że plac przed Magistratem zyskał imię Władysława Łokietka.

Koniec prezydentury i koniec działalności pierwszej wybranej przez mieszkańców rady miał charakter polityczny. Prezydent i radni, bez względu na polityczne poglądy, potępili traktat brzeski przyznający Ukrainie Chełmszczyznę i część Podlasia.

12 lutego 1918 wybuchł w mieście strajk powszechny a mieszkańcy przeszli tłumnie w pochodzie. Dzień później Wacław Bajkowski zwołał nadzwyczajne posiedzenie Rady Miasta, gdzie podjęto deklarację będącą zerwaniem stosunków z austriackimi władzami wojskowymi. Pięciodniowe ultimatum Austriaków nic nie zmieniło. Ostatecznie 2 kwietnia 1918 roku Bajkowski zdał prezydenturę. Do Magistratu wszedł austriacki zarząd komisaryczny.

Skrzypce bez strun

– Po dramatycznym zakończeniu prezydentury dziadkowie wjechali z Lublina. Przenieśli się do Zamościa, gdzie zamieszkali przy ulicy Kościuszki 2. Wacław otworzył kancelarię adwokacką. Pracował tam do końca swojej kariery zawodowej przerwanej w 1940 roku aresztowaniem przez gestapo. Wśród rodzinnych pamiątek zachowało się zawiadomienie, że dziadek zmarł na atak serca a jego zwłoki spalono w krematorium K3 Dachau. Tragiczny wyraz bezdusznej, niemieckiej skrupulatności – opowiada Ewa Bajkowska przewracając kolejne strony albumu ze zdjęciami i pokazując wiszące na ścianie w jej mieszkaniu skrzypce.

Wiekowy, pozbawiony strun instrument, na którym sto lat wcześniej grał Wacław Bajkowski. Możliwe, że akompaniując śpiewającej zachwycającym sopranem Konstancji.

W 1916 roku, gdy obejmował urząd prezydenta Lublina, adwokat Wacław Bajkowski miał 41 lat. Od siedmiu prowadził w mieście kancelarię. Prywatnie był ojcem trójki dzieci: Jana, Zofii i Tadeusza i mężem starszej od niego blisko dwa lata Konstancji z Dobrowolskich.

Nasz czas się rozminął

– W czasie prezydentury Bajkowscy wynajmowali mieszkanie w kamienicy przy Krakowskim Przedmieściu. Tej przylegającej do Ogrodu Saskiego. Mieli okna dokładnie nad wejściem do współczesnej drogerii. Wcześniejsze lubelskie adresy dziadków to ul. Zamojska i Królewska – mówi Ewa Bajkowska, wnuczka Wacława Bajkowskiego. Pani Ewa jest córką Tadeusza, najmłodszego syna adwokata.

– Nie poznałam Wacława Bajkowskiego, nasz czas się rozminął. Urodziłam się kilka lat po jego tragicznej śmierci w obozie koncentracyjnym w Dachau. Mój ojciec zawsze mówił o swoim ojcu z najwyższym szacunkiem. Myślę, że to nie była tylko konwencja przyjęta w dawnych, tradycyjnych rodzinach, gdzie dzieci się zwracały per "proszę taty". Wacław należał do osób, których pełna godności postawa determinuje szacunek otoczenia – mówi pani Ewa.

I przywołuje relacje współczesnych dziadkowi Wacławowi, którzy opisywali go jako wcześnie posiwiałego i bardzo eleganckiego pana. Mówiącego spokojnie, ze znajomością przedmiotu. Koledzy z palestry chwalili jego wywody nacechowane logiką, a pisma procesowe uznawali za znakomite.

Ze zdjęcia patrzy wąsaty mężczyzna. Nienagannie ubrany, przy kamizelce połyskuje dewizka - łańcuszek kieszonkowego zegarka. Portretowany sprawia wrażenie pogodnej, budzącej zaufanie osoby. To Wacław Bajkowski sfotografowany w czasach, gdy był prezydentem Lublina. To jedna z niewielu jego fotografii jakie ma pani Ewa. – Paradoksalnie więcej wiem o jego życiu zawodowym i działalności na rzecz miasta niż prywatnym. W Archiwum Państwowym zachowało się wiele dokumentów z czasów pierwszych wyborów do Rady Miasta w 1916 roku, pracy ówczesnych radnych i Magistratu na czele którego stał Wacław. Jego listów, zdjęć, dokumentów osobistych jest znacznie, znacznie mniej.

Historyk, eseista, poetka, pisarka, członek Związku Literatów Polskich. Wiele lat uczyła w lubelskich szkołach średnich. Przygotowuje do druku książkę "Wierni. Opowieść rodzinna" poświęconą przodkom. Publikacja (która powstała w ramach stypendium Prezydenta Miasta Lublin) obejmie historię rodzin związanych z Lublinem i Lubelszczyzną: Sekutowiczów i Bajkowskich oraz Basiewiczów i Noskiewiczów. - Dzieje mojej rodziny są opowieścią o ludziach światłych i kierujących się ideałami, w których priorytetowe miejsce zajmowała Ojczyzna i dobro publiczne. Gros ich działalności przypada na okres dążeń wolnościowych u progu i podczas I wojny światowej, kiedy to powstawały pierwsze lokalne instytucje polskie w ramach budowania zrębów młodej niepodległości - tłumaczy we wstępie książki stanowiącej kanwę niniejszej opowieści o dziadku Wacławie.

Powiązane galerie zdjęć:


Podziel się
Oceń

Komentarze

Reklama
Reklama