• Jak smakuje złoty medal mistrzostw Polski? Czy dotarło do pana już to co osiągnęliście?
- Dopiero we wtorek uświadomiłem to sobie. Jeszcze w poniedziałek rozmawiałem z dziewczynami i chyba nie za bardzo zdawałem sobie sprawę z rangi tego osiągnięcia. Dopiero we wtorek, kiedy szedłem pracować do kopalni, dotarł do mnie fakt, że Górnik Łęczna został mistrzem Polski. Było mi bardzo miło, kiedy zaczepiali mnie ludzie, których nie znam i składali gratulacje. To oni uświadomili mi, że to pierwszy złoty medal w seniorskiej piłce nożnej dla drużyny z województwa lubelskiego. I to zarówno w kategorii kobiet, jak i mężczyzn. Nie będę oszukiwał, łza w oku się zakręciła, bo myślę, że przeszliśmy do historii Łęcznej. Nigdy wcześniej w kobiecej piłce klub z tak małej miejscowości nie wywalczył mistrzowskiego tytułu. To mój największy sukces w karierze. Mam w sobie jednak mnóstwo pokory i nie chcę przypisywać sobie zbyt dużych zasług. To sukces każdej osoby pracującej w tym klubie. Zawodniczek, działaczy i wielu innych ludzi, bez których Górnik nie mógłby sprawnie funkcjonować. To również zasługa naszych kibiców, których z każdym meczem było na trybunach coraz więcej. Spotkanie z Wałbrzychem, w którym zapewniliśmy sobie tytuł, oglądało aż 800 osób. To, jak na kobiecą piłkę nożną w Polsce, olbrzymia widownia.
• Był pan w poniedziałek w kopalni?
- Udało mi się ubłagać moich szefów o wolny poniedziałek. I nie dlatego, że tak długo świętowaliśmy. Radość była stonowana. Wypiliśmy przysłowiową lampkę szampana, później posiedzieliśmy trochę z działaczami i o godzinie 21 wróciłem do domu, gdzie wypiłem drinka. Cieszę się, że w tej radosnej chwili były ze mną moje najwierniejsze kibicki, czyli żona i córka. A dzień wolny był mi potrzebny, ponieważ musiały ze mnie zejść emocje. W nocy z niedzieli na poniedziałek nie mogłem zmrużyć oka. Tysiące myśli przechodziło mi przez głowę. Teraz już jestem znacznie bardziej spokojny.
• Co zadecydowało o waszym mistrzostwie?
- Przede wszystkim fantastyczna ekipa. Moje podopieczne są świadome i inteligentne. Wiele czasu poświęciłem na uświadomienie dziewczynom konieczności samokształcenia. To mój wielki sukces, że mi się to udało. One każdego dnia dążyły do doskonałości. Bez pracy nie da się osiągnąć dobrych wyników. Mecz z Wałbrzychem był tego najlepszym potwierdzeniem. Każda z dziewczyn przebiegła co najmniej 10 km, co jest w kobiecym futbolu wynikiem rewelacyjnym.
• Który moment tego sezonu był kluczowy?
- Chyba mecz z Medykiem Konin w pierwszej rundzie. Przegrywaliśmy wówczas 1:3, ale potrafiliśmy odwrócić losy spotkania i wygrać 4:3. To dodało tej drużynie wiatru w żagle, co widać było w końcówce poprzedniego roku, kiedy wygrywaliśmy bardzo wysoko większość spotkań. Istotne były też sparingi z Turbine Poczdam. Pojechaliśmy do Niemiec pełni obaw, zwłaszcza, że trzeci zespół Bundesligi wypuścił na nas najlepsze zawodniczki. I chociaż przegraliśmy, to mecz był bardzo wyrównany. Dziewczyny zobaczyły, że Niemki są jak bulteriery spuszczone ze smyczy i rzucają się na każdego rywala z olbrzymim zaangażowaniem. Później w czasie odpraw często wracałem do tego spotkania, to był świetny bodziec motywacyjny.
• O sile zespołu często decyduje defensywa. U was ten element wyglądał bardzo solidnie.
- Na to pracował cały zespół, rozpoczynając od naszych bramkarek. Mam dwie równorzędne zawodniczki na tej pozycji: Annę Palińską i Klaudię Kowalską. Starałem się im dawać podobną liczbę minut na boisku. Obie wniosły do zespołu dużo wartości. Co ważne: świetnie się dogadują ze sobą i wzajemnie się wspierają. W defensywie z kolei było kilka istotnych punktów. Jednym z nich była Agata Guściora, która dołączyła do nas przed rozpoczęciem tego sezonu. Nie zapominajmy również o naszej kapitan, czyli Nataszy Górnickiej.
• Do tego dochodzą objawienia sezonu: Dżesika Jaszek i Agnieszka Jędrzejewicz. Obie przebojem wskoczyły do pierwszej jedenastki Górnika. W nagrodę otrzymały również swoje szanse w reprezentacji Polski.
- Nie jestem zaskoczony ich postawą, bo widziałem jak ciężko pracują na treningach. Zawsze powtarzam, że dobry zawodnik zawsze obroni się swoją postawą na boisku. One to robiły. Jaszek to wielki talent. Może być nawet numer 1 w ataku reprezentacji Polski. Jędrzejewicz z kolei to taki boiskowy chart. Typ olbrzymiego walczaka. Warto również wspomnieć o Sylwii Matysik, która przypomina mi Gennaro Gattuso, słynnego włoskiego defensywnego pomocnika.
• Niekwestionowaną liderką w tym sezonie była Ewelina Kamczyk. Ma na swoim koncie już 35 bramek w Ekstralidze, a może ich zdobyć jeszcze więcej. Wiemy również, że po zakończeniu rozgrywek Kamczyk zdecyduje się na transfer zagraniczny. Jesteście gotowi, aby ją zastąpić?
- Mieliśmy czas, aby się na to przygotować. Ewelina wyjeżdża i to jest fakt. Takie jest jednak życie i nie ma sensu rozpaczać. Trzeba się cieszyć, bo sensem mojej pracy jest podnoszenie umiejętności zawodniczek. Jeżeli któraś z moich podopiecznych idzie w świat, to mogę się tylko z tego cieszyć. Wiadomo, że chcielibyśmy ją zatrzymać, ale ona pragnie spróbować swoich sił poza Polską. Doskonale ją rozumiem.
• W przypadku Kamczyk mówi się m.in. o Juventusie Turyn. Która liga byłaby dla niej najlepsza?
- Świat nam odjechał zarówno w kwestiach mentalnych, jak i organizacyjnych. Gdziekolwiek Ewelina pójdzie, to dla jej rozwoju będzie to dobre. Ona wszędzie da sobie radę, bo ma świetne predyspozycje do gry w futbol. Dziś kobieca piłka nożna staje się coraz bardziej wyrównana. Anglia, Niemcy, Francja, Włochy czy Hiszpania - wszystkie te kraje mają mocne ligi. Wystarczy powiedzieć, że ostatni finał Pucharu Anglii na Wembley oglądało na żywo 40 tys. ludzi.
• Myślicie już o wzmocnieniach na przyszły sezon? Przed wami przecież gra w eliminacjach Ligi Mistrzyń.
- Przedstawiłem władzom klubu pewne propozycje. Idealnym rozwiązaniem byłoby zatrzymanie całego zespołu. Zobaczymy, czy nam się to uda. Dopiero wtedy zastanowimy się nad ewentualnymi transferami. Na pewno naszym atutem przy negocjacjach z piłkarkami jest możliwość pokazania się w eliminacjach Ligi Mistrzyń.
• Kiedy losowanie grup eliminacyjnych Ligi Mistrzyń?
- 22 czerwca. Staramy się, aby Łęczna była gospodarzem turnieju eliminacyjnego. Wezmą w nim udział 4 ekipy. Tylko zwycięzca awansuje do 1/16 finału Ligi Mistrzyń.
• Co jest pana zawodowym marzeniem?
- Stworzyć w Łęcznej prawdziwą strukturę szkolenia piłkarek nożnych. Trzeba zachęcać młode dziewczynki do uprawiania tej dyscypliny sportowej. Aby to jednak zrobić, to kadra musi odnosić sukcesy. Sukcesy reprezentacji Polski są zawsze znakomitym motorem napędowym.
• Chciałby pan kiedyś pracować z reprezentacją Polski?
- Nigdy nie wiadomo, co czeka na nas w życiu. Na razie cieszę się, że jestem w Łęcznej. A kadra? Kibicuję z całego serca obecnemu selekcjonerowi, Miłoszowi Stępińskiemu. W pełni popieram jego pracę i czuję się częścią wielkiej futbolowej rodziny.
• Jaką decyzję podjąłby pan, gdyby zgłosiłby się po pana klub z męskiej Ekstraklasy czy I ligi?
- Futbol to moja największa pasja i nigdy mi się nie znudzi. Myślę o nim 24 godziny na dobę. Żona i córka wiedzą najlepiej ile czasu poświęcam na przygotowanie się do treningów. Jestem wciąż głodny sukcesów. Niech to będzie odpowiedź na to pytanie. Na razie nie mam takiego problemu
• 31 maja może pan znowu zaspokoić swój apetyt. Wtedy w Łodzi Górnik Łęczna zmierzy się z Czarnymi Sosnowiec w finale Pucharu Polski. Czujecie się faworytem tej rywalizacji?
- Nie. Szanse oceniam pół na pół. W Czarnych gra aż 8 reprezentantek Słowacji. To bardzo mocna ekipa. Mecz w Łodzi będzie świętem kobiecej piłki nożnej. Wielu kibiców na trybunach, transmisja telewizyjna na sportowych antenach Polsatu. Już nie mogę się doczekać.
• Jak smakuje złoty medal mistrzostw Polski? Czy dotarło do pana już to co osiągnęliście?
- Dopiero we wtorek uświadomiłem to sobie. Jeszcze w poniedziałek rozmawiałem z dziewczynami i chyba nie za bardzo zdawałem sobie sprawę z rangi tego osiągnięcia. Dopiero we wtorek, kiedy szedłem pracować do kopalni, dotarł do mnie fakt, że Górnik Łęczna został mistrzem Polski. Było mi bardzo miło, kiedy zaczepiali mnie ludzie, których nie znam i składali gratulacje. To oni uświadomili mi, że to pierwszy złoty medal w seniorskiej piłce nożnej dla drużyny z województwa lubelskiego. I to zarówno w kategorii kobiet, jak i mężczyzn. Nie będę oszukiwał, łza w oku się zakręciła, bo myślę, że przeszliśmy do historii Łęcznej. Nigdy wcześniej w kobiecej piłce klub z tak małej miejscowości nie wywalczył mistrzowskiego tytułu. To mój największy sukces w karierze. Mam w sobie jednak mnóstwo pokory i nie chcę przypisywać sobie zbyt dużych zasług. To sukces każdej osoby pracującej w tym klubie. Zawodniczek, działaczy i wielu innych ludzi, bez których Górnik nie mógłby sprawnie funkcjonować. To również zasługa naszych kibiców, których z każdym meczem było na trybunach coraz więcej. Spotkanie z Wałbrzychem, w którym zapewniliśmy sobie tytuł, oglądało aż 800 osób. To, jak na kobiecą piłkę nożną w Polsce, olbrzymia widownia.
• Był pan w poniedziałek w kopalni?
- Udało mi się ubłagać moich szefów o wolny poniedziałek. I nie dlatego, że tak długo świętowaliśmy. Radość była stonowana. Wypiliśmy przysłowiową lampkę szampana, później posiedzieliśmy trochę z działaczami i o godzinie 21 wróciłem do domu, gdzie wypiłem drinka. Cieszę się, że w tej radosnej chwili były ze mną moje najwierniejsze kibicki, czyli żona i córka. A dzień wolny był mi potrzebny, ponieważ musiały ze mnie zejść emocje. W nocy z niedzieli na poniedziałek nie mogłem zmrużyć oka. Tysiące myśli przechodziło mi przez głowę. Teraz już jestem znacznie bardziej spokojny.
Jak Górnik został mistrzem Polski?
Górnik Łęczna został w ubiegłą niedzielę mistrzem Polski. Tytuł zapewnił sobie dzięki pokonaniu 2:1 AZS PWSZ Wałbrzych. W ten sposób ma już 10 punktów przewagi nad Czarnymi Sosnowiec i Medykiem Konin. Do zakończenia sezonu pozostały jeszcze 3 kolejki i rywale nie mają już szans na dogonienie ekipy Piotra Mazurkiewicza.
Dla Górnika Łęczna to pierwszy złoty medal w historii. Co ciekawe, nigdy wcześniej nie zdarzyło się, aby klub z tak małego miasta wygrał rozgrywki Ekstraligi. Do niedzieli ten zaszczyt przypadł Raciborzowi, w którym kiedyś grała miejscowa Unia. Racibórz jest jednak 3 razy większy niż Łęczna.
Najwięcej tytułów, bo aż 12, mają na swoim koncie Czarni Sosnowiec. Drugi w tej klasyfikacji jest AZS Wrocław, który triumfował aż 8 razy. 5 razy złoto zdobywała wspomniana wcześniej Unia Racibórz.














Komentarze