Gdy się patrzy na ludzi siedzących na parkowej ławce, wzrok oczywiście przykuwa dziewczyna w zsuniętej na ucho studenckiej czapce. Nie patrzy na fotografa, tylko gdzieś nad jego ramieniem. Pozostałe osoby także wyglądają jakby w ogóle nie zauważyły trzasku migawki.
– Może zdjęcie zrobił któryś z młodych mężczyzn z kolejnej fotografii, a potem ona lub koleżanka fotografowały ich? Choć wydaje mi się, że zdjęcia robił zawodowy fotograf. A może to najlepsze klatki wybrane wśród prac amatora – zastanawia się nabywca zdjęć. Pan Paweł jest informatykiem, co jakiś czas zagląda na internetowe aukcje i jeśli znajdzie coś jak mówi chwytającego za kieszeń - kupuje.
Trochę narzeka, że coraz trudniej o takie zdobycze, ale czasami się udaje upolować. Ostatni nabytek to pocięty na klatki negatyw.
Spacer po mieście
– To są zdjęcia 6 na 6 cm, bez żadnego opisu czy informacji od sprzedającego. Sprzedawała prywatna osoba z Polski, nie chciała albo nie mogła powiedzieć o nich nic. To jedyne negatywy w moich zbiorach, wcześniejsze zakupy to tylko odbitki. Zdjęcia są bardzo dobrej jakości, wyraźnie widać twarze fotografowanych osób. To pozwala na rozpoznanie ludzi w parku i może w ten sposób dowiemy się czegoś więcej – ma nadzieję pan Paweł.
Oprócz wizyty w lubelskim parku fotograf był na Starym Mieście. Stojąc w bramie wieży Trynitarskiej sfotografował katedrę, był na ul. Jezuickiej, zaglądał na podwórko klasztoru dominikanów, był koło kościoła św. Wojciecha i patrzył jak wielu, wielu fotografów w stronę dzisiejszego Zaułka prof. Panasa. Oczywiście wówczas schodów tam nie było, tylko przedwojenny system dobudówek, płotów i dachów. Był też na ul. Kapucyńskiej, gdzie zainteresowała go bryła kościoła pobrygidkowskiego i gmach teatru, wówczas miejskiego. Wycieczek po Lublinie musiało być kilka, bo obok letnich, wiosennych czy jesiennych kadrów jest tu także widok na kościół ewangelicki i mężczyzn, którzy odgarniają śnieg.
Dziewczyna z „Bratniaka”
Dzięki wspomnieniom Krystyny Deptułowej, która zaczęła studia na polonistyce KUL w 1928 roku, znamy datę kiedy studenckie czapki z tzw. wątrobianek uszytych z bordowego aksamitu zamieniono na białe rogatywki. 1930 rok. A właśnie takie nakrycie głowy ma sfotografowana dziewczyna siedząca na ławce w parku. Zdjęcie musiało być więc zrobione w 1930 roku lub później. Gdyby było widać czy nad daszkiem ma srebrny sznureczek (studentka humanistyki) czy złoty (wydział prawa i nauk społeczno-ekonomicznych) wiadomo by było, co studiuje. Jak wspomina późniejsza długoletnia pracownica Biblioteki Uniwersyteckiej KUL, białe czapki nie były wówczas uniformem uczelni, ale oznaczały przynależność do „Bratniaka”, organizacji niosącej pomoc potrzebującym.
Gdy pani Krystyna studiowała, wszyscy studenci należeli do „Bratniej Pomocy KUL”, która rozprowadzała stypendia, dawała pożyczki, zapomogi. Organizowała studentom pracę oferując korepetycje, posady w urzędach czy tak zwane wówczas kondycje wakacyjne. „Bratniak” prowadził sprzedaż i wypożyczalnię podręczników i organizował imprezy - od rautów po występy studenckiej orkiestry jazzowej.
Krakowska precyzja
Jak wspomina właściciel zdjęć, od wielu lat zbiera i ogląda albumy ze zdjęciami Lublina. – Dzięki temu wiem, jakie ujęcie jest znane a jakie pojawia się sporadycznie. Gdy zobaczyłem fotografie, które kilka lat temu kupiłem jako pierwsze wiedziałem, że to bardzo opatrzone kadry, bo znane z pocztówek. Ale starałem się kupić ich jak najwięcej, bo są niezwykłe jakości. To po prostu odbitki zdjęć z których powstały karty pocztowe – opowiada informatyk, który już nie przypomina sobie dlaczego w ogóle zaczął szukać lubelskich zdjęć na aukcjach internetowych. – To chyba był jakiś impuls.
Dzięki temu ma osiem - z kilkunastu wystawionych na aukcję - niesamowitych lubelskich fotografii. Tak idealnie ostrych, że widać połysk sierści dorożkarskich koni stojących na ul. Królewskiej, co rosło w ogrodzie na Podwalu, szyldy sklepowe.
Ulica Jezuicka. Fotograf pracujący dla krakowskiego wydawnictwa Salon Malarzy Polskich ustawił się tak, by uchwycić zabudowania przylegające do wieży Trynitarskiej i fasady domów. Pod „trójką” szyld, na którym można odczytać wyraz „stolarz”. Zakład - a właściwie Wytwórnię Robót Stolarskich Meblowych Kościelnych i Budowlanych - miał tu pan Stanisław Głodzik. Wiemy o nim, bo w 1935 roku startował w przetargu ogłoszonym przez Radę Artystyczną miasta Lublina, która chciała zamówić regały do biblioteki. Przegrał, ale ślad w dokumentach został. Po sąsiedzku działał krawiec. W książce adresowej z 1928 roku dla handlu, przemysłu, rzemiosł i rolnictwa pod tym adresem figuruje N.Gryzolet, krawiec, właściciel zakładu. Czy był on spokrewniony z Gryzoletami, właścicielami sklepu futrzarskiego z Krakowskiego Przedmieścia, którzy trafili do opowieści Marcina Wrońskiego, trudno dziś stwierdzić.
Drabina historii
Niezwykłe detale widać też na świetnej jakości fotografiach kupionych przez pana Pawła, które pochodzą ze zbiorów wiedeńskiego Heeresmuseum Wien (obecnie Heeresgeschichtliches Museum czyli Muzeum Historii Wojskowości), bo mają na odwrocie pieczątkę placówki.
– One są większe niż pocztówka i bardzo dokładne. Proszę spojrzeć na panoramę Lublina, którą sfotografowano z niższego poziomu wieży Trynitarskiej, który dziś nie jest ogólnie dostępny. Fotograf pokazał wieżę ciśnień, sobór na placu Litewskim, Bramę Krakowską i ratusz. Przy powiększeniu widać, że na balkonie ratusza stoi drabina i jakaś postać. Ten ktoś właśnie zmienia napis na fasadzie budynku, bo wyszli z Lublina Rosjanie, a weszli Austriacy – opowiada informatyk, którego zainteresowały austriackie zbiory. I dodaje, że odezwał się do wiedeńskiej placówki, zainteresowany innymi kadrami. Usłyszał, że zdjęć o tej sygnaturze w zbiorach nie mają.
– Żeby ustalić datę, kiedy zrobiono zdjęcie z wieży Trynitarskiej trzeba by poszperać w gazetach, bo musi być informacja o zmianie liter na budynku ratusza. Zachowały się zdjęcia, na których widać rosyjski napis „Magistrat”. Gdy weszli Austriacy pojawił się polski „Magistrat”. Fotograf uchwycił właśnie ten historyczny moment – mówi Marcin Fedorowicz z Ośrodka Brama Grodzka Teatr NN i przyznaje, że jest też wiele przedwojennych kadrów, na których widać fasadę ratusza z napisem „Zarząd miasta”. – Ale on pojawił się w latach 30. ubiegłego wieku. Liternictwo jest charakterystyczne dla stosowanego w okresie przed II wojną.
Ktokolwiek widział
Gdyby ktoś rozpoznał dziewczyny albo młodych mężczyzn z fotografii pana Pawła, prosimy o kontakt. Może w domowych albumach są odbitki z negatywu kupionego przez informatyka z Lublina. Wiemy już o odbitce fotografii studentki, która na początku roku krążyła między kolekcjonerami ze Śląska i Chełma. Ale to pewnie nie jest jedyny trop. Proszę pisać [email protected]
Korzystałam z publikacji „Katolicki Uniwersytet Lubelski w latach 1925-1933 we wspomnieniach swoich pracowników i studentów” wstęp i redakcja Grażyna Karolewicz. Dziękuję Jadwidze Jaźwierskiej z Oddziału Zbiorów Specjalnych Biblioteki Uniwersyteckiej KUL za pomoc w zbieraniu informacji
Gdy się patrzy na ludzi siedzących na parkowej ławce, wzrok oczywiście przykuwa dziewczyna w zsuniętej na ucho studenckiej czapce. Nie patrzy na fotografa, tylko gdzieś nad jego ramieniem. Pozostałe osoby także wyglądają jakby w ogóle nie zauważyły trzasku migawki.
– Może zdjęcie zrobił któryś z młodych mężczyzn z kolejnej fotografii, a potem ona lub koleżanka fotografowały ich? Choć wydaje mi się, że zdjęcia robił zawodowy fotograf. A może to najlepsze klatki wybrane wśród prac amatora – zastanawia się nabywca zdjęć. Pan Paweł jest informatykiem, co jakiś czas zagląda na internetowe aukcje i jeśli znajdzie coś jak mówi chwytającego za kieszeń - kupuje.
Trochę narzeka, że coraz trudniej o takie zdobycze, ale czasami się udaje upolować. Ostatni nabytek to pocięty na klatki negatyw.















Komentarze