Staramy się ratować ranne, potrącone przez auta zwierzęta. Zajmujemy się też tymi skrzywdzonymi przez ludzi - mówi Lena Grusiecka, która razem z mężem pomaga m.in. dzikim zwierzętom. - Niesamowite, ale też i najprzyjemniejsze jest to, jak widzimy „nasze” zwierzę później.
- Mieliśmy kiedyś sarenkę potrąconą przez samochód. Miała wydartą na udzie łatkę - opowiada pan Mateusz. - Któregoś dnia sprawdzając pastwisko, czy elektryczny pastuch nie jest rozdarty przez łosia czy dzika, zauważyłem ją w stadzie saren. Poznaje ją właśnie po tym charakterystycznym wydartym fragmencie.
Gospodarze
Mateusz Kulik pochodzi z Lublina, Lena Grusiecka jest z Kielc. - Połączyły nas wspólne studia w Lublinie. Skończyliśmy razem archeologię - opowiada Grusiecka. - Od dawna pomagaliśmy zwierzętom. Na początku to były konie ratowane np. z transportów rzeźnych. Później zaczęliśmy działać w różnych fundacjach, jednak ich praca nie do końca nam się podobała. Stwierdziliśmy, że chcemy zająć się tym sami.
Tak się zaczęło. - Wzięliśmy kredyt i 10 lat temu kupiliśmy gospodarstwo - mówi pani Lena. Znajduje się w Skrzynicach Drugich w gminie Jabłonna, ok. 20 km od Lublina. - Od dawna myśleliśmy o tym, żeby uciec z miasta i osiedlić się na wsi. Przede wszystkim ze względu na konie. Ponieważ w pewnym momencie zawodowo zajęliśmy się już ich wyciąganiem z transportów, to było ich dużo i potrzebowały odpowiedniego miejsca.
Konie
- W szczytowym okresie mieliśmy 12 koni - podlicza pan Mateusz.
- Większość została zaadoptowana. Zostały trzy, które zostaną już u nas dożywotnio - dodaje pani Lena.
Wśród nich jest „Tobi”, koń belgijski, odkupiony od właściciela. Mężczyzna chciał sprzedać go do rzeźni. Małżonkowie go uratowali. - To już jest gwiazda - śmieją się jego opiekunowie. - Brał udział w teledysku „Rokiczanki” - wyjaśnia pani Lena.
- Pierwszy raz w życiu orał pole, ale wyszło mu to bardzo ładnie - chwali podopiecznego pan Mateusz.
Jest też „Aga” i „Mały”, który urodził się już w gospodarstwie.
Stowarzyszenie
W minionym roku małżonkowie założyli stowarzyszenie Leśne Pogotowie. - W tym roku dostaliśmy pozwolenie na prowadzenie Ośrodka Rehabilitacji Dzikich Zwierząt - mówi pan Mateusz.
- Pierwsze z nich to były ptaki, później kuny, bo nikt tymi zwierzętami nie chciał się opiekować - mówi pani Lena. - To są bardzo inteligentne zwierzęta, Potrafią wyjść cało z największej opresji - dodaje pan Mateusz.
Najtrudniej jest zajmować się ich młodymi. - Do takich osesków trzeba wstawać w nocy co dwie godziny, bo tak karmi je ich matka. Żeby maluchy prawidłowo się rozwijały, muszą dostawać jedzenie co dwie godziny - wyjaśnia pani Lena. - Na zmianę się budzimy i wstajemy do nich.
Z czasem budzik nie jest już potrzebny. - Same nas wołają. Tak krzyczą, że nie da się nie obudzić... A jak do młodych kun dojdą jeszcze małe zające i małe ptaki, to jest jeszcze głośniej - mówi pani Lena.
„Dzikusy”
Ilość zwierząt, którymi małżonkowie się opiekują, jest zmienna. Jedne są wypuszczane, dochodzą nowe, które przynoszą ludzie. - Z dzikich zwierząt teraz mamy pięć kun, myszołowa, pustułkę (drapieżny ptak z rodziny sokołowatych - red.), dwa gołębie, kawkę, lisa, wiewiórkę, popielicę i bażanta - wylicza pan Mateusz.
- Bażant jest do wypuszczenia. Już któraś z rządu próba została podjęta, ale bażant ciągle do nas wraca - mówi pani Lena.
Małżonkowie dokarmiają ptaki. - Taką ostoję mają w naszym sadzie. Myśliwi w to miejsce nie zachodzą. Teren jest ogrodzony elektrycznym pastuchem. W pobliżu sadu jest pastwisko dla koni, więc nikt im tutaj nie przeszkadza. Stadko ptaków jest spore. Tyle, że pani bażant wcale nie chce do nich iść - zaznacza pan Mateusz.
- Któryś już raz łapiemy ją na podwórku, jak z powrotem wraca - dodaje pani Lena.
Rekonwalescencja
Średni czas pobytu chorych zwierząt w ośrodku trwa ok. miesiąca. Każdy przypadek jest jednak indywidualny. Wszystko zależy od urazu. - Wiewiórką, która trafiła do nas z wypadku, będziemy opiekować się na pewno do końca tego roku - mówi pani Lena. - Myśleliśmy, że szybciej dojdzie do siebie, ale obrzęk mózgu jest bardzo duży.
- Część zwierząt musi zostać do wiosny jak np. popielica, ponieważ te zwierzęta już hibernują - podaje kolejny przykład pan Mateusz. - Wypuszczamy je, kiedy mamy pewność, że na wolności przeżyją. Np. małe lisy wypuścimy dopiero w przyszłym roku, bo młode są z matką do kolejnego miotu. Dopiero wtedy się usamodzielniają.
Jeden z najbardziej drastycznych przypadków, którymi zajmowali się opiekunowie zwierząt dotyczy lisa. - Był bardzo zarobaczony. Kiedy do nas trafił był cały w larwach - opisuje pani Lena. - Wyżarły mu dziury. To było coś okropnego.
Udało się go uratować. - Wyglądał bardzo źle, ale w miarę szybko doszedł do siebie - przyznają małżonkowie.
O własnych siłach
Ośrodek Rehabilitacji Dzikich Zwierząt w Skrzynicach Drugich jest jednym z pięciu funkcjonujących w naszym województwie. Jest utrzymywany z prywatnych pieniędzy. - Działamy głównie dzięki własnym funduszom - mówi pani Lena. - Pomagają nam też ludzie. Na Facebooku mamy złożony profil. Niestety dzikie zwierzęta nie cieszą się popularnością. Są uważane za szkodniki. Gołębie i kawki są zupełnie niemedialne. Dlatego ciężko o wsparcie dla nich. Mimo to zdarzają się dobre dusze. Np. pan, który przywiózł do nas wiewiórkę już kilkakrotnie nam pomógł. Przywiózł paszę dla zwierząt i materiały budowlane. Ciągle interesuje się zwierzakiem. To są jednak rzadkie przypadki.
Poza tym większość osób myśli, że tego typu ośrodki są dotowane. - Że działa jakiś tajemniczy fundusz - mówi pani Lena. - Albo pytają czy nie możemy zdobyć unijnej dotacji? Niestety nie możemy. Nie ma takich możliwości - przyznaje pan Mateusz.
Potrzeby
W nowopowstałym ośrodku najwięcej problemów jest z wolierami. - Chcielibyśmy, by było ich więcej. Potrzebujemy przede wszystkim dużej woliery dla ptaków, bo ich trafia do nas najwięcej. Musimy oddzielać drapieżniki od tych, które mogą stać się dla nich pokarmem. Dlatego priorytetem są woliery i związane z tym materiały budowlane, które bardzo chętnie przyjmiemy - wyliczają opiekunowie. Przyda się również jedzenie dla zwierząt. - Potrzebujemy specjalistycznej karmy dla rekonwalescentów. Jest ona niezbędna po to aby postawić chore zwierzę na nogi. Taka karma czasami potrafi zdziałać cuda.
Jak pomóc?
Osoby, które chcą wesprzeć podopiecznych Ośrodka i pomóc wrócić zwierzętom do zdrowia mogą wpłacać pieniądze na konto Ośrodka. Nr konta 09 1600 1462 1830 5285 5000 0001, tytułem - Darowizna dla zwierząt
Staramy się ratować ranne, potrącone przez auta zwierzęta. Zajmujemy się też tymi skrzywdzonymi przez ludzi - mówi Lena Grusiecka, która razem z mężem pomaga m.in. dzikim zwierzętom. - Niesamowite, ale też i najprzyjemniejsze jest to, jak widzimy „nasze” zwierzę później.
- Mieliśmy kiedyś sarenkę potrąconą przez samochód. Miała wydartą na udzie łatkę - opowiada pan Mateusz. - Któregoś dnia sprawdzając pastwisko, czy elektryczny pastuch nie jest rozdarty przez łosia czy dzika, zauważyłem ją w stadzie saren. Poznaje ją właśnie po tym charakterystycznym wydartym fragmencie.















Komentarze