Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

Po kontroli w woj. lubelskim: Produkty "tradycyjne" i "domowe"? Wyszło na jaw, czym są naszpikowane

Nie najlepiej wypadła kontrola żywności oznakowanej jako „naturalna”, „tradycyjna” czy też „domowa”. Takie nazwy sugerują klientowi, że kupuje coś lepszego od produktów wytwarzanych przemysłowo. Nierzadko nazwa jest tylko wabikiem, a produkt naszpikowany jest chemią.
Po kontroli w woj. lubelskim: Produkty "tradycyjne" i "domowe"? Wyszło na jaw, czym są naszpikowane

Nikt nie zmusza producentów do sięgania po nazwy „domowe” lub „tradycyjne”, ale jeśli już zdecydują się na te określenia, muszą być one szczere i nie mogą wprowadzać klientów w błąd.

– Taka nazwa sugeruje, że produkt był wytwarzany w tradycyjny sposób, łącznie z tym, że do wyrobu nie były używane chemiczne konserwanty i polepszacze smaku – mówi Łukasz Drzewiecki, rzecznik Wojewódzkiego Inspektoratu Inspekcji Handlowej w Lublinie. – Tego typu substancje nie powinny się znaleźć w produktach oznaczonych tymi określeniami.

Ostatnia kontrola inspekcji wykazała, że z uczciwością producentów jest lepiej niż było, ale wciąż jest nie jest dobrze. W składzie „śledzików chłopskich” były niezbyt chłopskie słodziki i konserwanty, a „wiejski” salceson miał miastowe dodatki: smak wzmacniał glutaminian monosodowy, o świeżość dbały przeciwutleniacze, zaś kolor salcesonu był poprawiany karmelem amoniakalno-siarczynowym.

Śledziki i salceson wpadły w oko kontrolerów w jednym z lubelskich hipermarketów, zaś w lubartowskim supermarkecie fałszywą wiejskością kusiła kiełbasa pełna chemicznych dodatków i zagęszczona mąką ziemniaczaną. Żeby było jasne: wszystkie te dodatki są dozwolone, legalne, tylko zawierający je produkt nie powinien udawać „wiejskiego”.

Podobnych wpadek było więcej: pieczeń „domowa” z dekstrozą, mleczanem i glutaminianem, kiełbasa „chłopska” barwiona karotenami, czy miks tłuszczowy do smarowania pieczywa zwany „wiejskim” mimo zawartości „diglicerydów kwasów tłuszczowych estryfikowanych kwasem cytrynowym”. Sprzedawana luzem szynka „domowa” miała w składzie „przetworzone glony morskie”, których nijak nie da się nazwać domowymi ani wieprzowymi, a do tego „stabilizowane komórki krwi”.

– Mamy tu do czynienia z niewłaściwą jakością handlową produktu – wyjaśnia Drzewiecki. – Podlega to karze w wysokości do pięciokrotności korzyści, która mogła być uzyskana w takim przypadku.

Osobną kategorią są produkty nazwane „tradycyjnymi”. Takim słowem mogą być oznaczane tylko wyroby wpisane na „listę produktów tradycyjnych” przez Ministerstwo Rolnictwa i Rozwoju Wsi. Tymczasem na sklepowych półkach inspektorzy znaleźli szynkę i baleron, które nie były wpisane na tę listę i nie miałyby szansy się na niej znaleźć ze względu na różne chemiczne dodatki. Wystarczy jednak, że zamiast „szynki tradycyjnej” producent wyśle do sklepów „szynkę wędzoną tradycyjnie” i wszystko jest wtedy zgodne z przepisami, pod warunkiem, że mięso rzeczywiście wędzono dymem, a nie „aromatem dymu wędzarniczego”.

Jak uniknąć tych pułapek na zakupach? To proste. Uśmiechnąć się ładnie do napisu „wiejski”, odwrócić opakowanie i przeczytać wykaz składników. Tu mamy dobrą wiadomość: wszystkie produkty wysłane do badań laboratoryjnych miały skład zgodny z tym wydrukowanym z tyłu paczki. Wyjątek był tylko jeden: smażona ryba, która okazała się… nieco za chuda.


Podziel się
Oceń

Komentarze

ALARM 24

Masz dla nas temat?

Daj nam znać pod numerem:

+48 691 770 010

Kliknij i poinformuj nas!

Reklama

CHCESZ BYĆ NA BIEŻĄCO?

Reklama
Reklama
Reklama