To, że jedno z dzieci zachowuje się „dziwnie” rodzice uczniów klasy pierwszej zauważyli już podczas rozpoczęcia roku szkolnego.
– Chłopiec był pobudzony, nie był w stanie skupić uwagi na nauczycielu, nie reagował na próby uspokajania – relacjonuje jedna z mam. – Ale to pierwsza klasa, wszystkie dzieci były zestresowane. Nikomu z nas nie zapaliła się czerwona lampka. Później było już tylko gorzej.
Jak relacjonują rodzice, „incydenty” z udziałem chłopca powtarzają się regularnie. Zamykanie innych dzieci w szatni, popychanie, kopanie, zamachnięcie się na koleżankę krzesłem. A także popychanie i bicie – rękoma i przedmiotami, które wpadną w ręce: książkami, klockami wielkości pudełka po butach.
– W październiku uderzył jednego z chłopców plecakiem, drwił z niego, złapał go za szyję i uderzył kilkakrotnie głową swojego kolegi o ścianę. Zdarzyło się to przy wszystkich dzieciach z klasy oraz nauczycielce. Interweniowała szkolna pielęgniarka oraz pedagog. Ustalono wtedy, że dziecko powinno zostać zdiagnozowane – wspominają rodzice.
Terapia nie działa
U dziecka zdiagnozowano zespół Aspergera i przydzielono mu nauczyciela wspomagającego. Rozpoczęto też terapię. Rodzice innych dzieci odetchnęli z ulgą. Problem znali, bo w klasie jest już jedno dziecko z tym zaburzeniem.
– Miewa problemy ze skupieniem, czasem potrzebuje więcej czasu na wykonanie pewnych działań, ale zdecydowanie jest lubiane przez klasę – podkreśla jedna z mam. – Zawsze też może liczyć na ich pomoc, którzy się nim opiekują.
W tym przypadku ma być jednak inaczej. Chłopiec jest bardzo agresywny. Ma dobry kontakt jedynie z wychowawczynią klasy, w obecności której „incydenty raczej się nie zdarzają”. Ale wychowawca nie chodzi z dziećmi do toalety. Nie wchodzi tam też nauczyciel wspomagający. A właśnie w takich ustronnych miejscach dochodzi do aktów przemocy. Po jednym z nich, w styczniu rodzice zwrócili się z oficjalnym pismem do dyrektor szkoły.
– Nie możemy się zgodzić na podporządkowanie całej klasy jednemu uczniowi – napisali w piśmie, pod którym podpisało się 16 osób. – Po pięciu miesiącach u części dzieci pojawia się lęk przed pójściem do szkoły, a część mówi wprost, że boi się przebywać w towarzystwie tego dziecka. Obawiamy się, że to my będziemy musieli prosić o pomoc specjalistów.
Kuratorium: Sprawdzimy jeszcze raz
List trafił też do Kuratorium Oświaty w Lublinie. Jego wizytator zobowiązał dyrektor szkoły do podjęcia działań mających rozwiązać problem, ale i przedstawienia ich rezultatów. Miesiąc później dyrektor odpowiedziała, że m.in. zatrudniony zostanie nauczyciel wspomagający, szkoła stworzy miejsce, w którym dziecko w sytuacji kryzysowej będzie mogło się wyciszyć, a w klasie odbędą się warsztaty ze współpracy.
– Od tamtej pory nie mieliśmy informacji, że sytuacja w szkole trwa lub wręcz pogorszyła się – przyznaje Jolanta Misiak, rzecznik prasowa kuratorium. I zapowiada, że wizytator raz jeszcze przyjrzy się sytuacji. A jest ku temu powód, bo rodzice, którzy poprosili nas o interwencję, twierdzą, że od stycznia jest coraz gorzej.
Boimy się powtórki z Warszawy
– Tragedia w Warszawie, gdy jeden z uczniów zabił drugiego wstrząsnęła nami szczególnie – przyznaje jeden z rodziców. – Każdego dnia zaprowadzając nasze dzieci do szkoły modlimy się, żeby bezpiecznie dotrwały do końca lekcji. Dwoje dzieci zostało już przeniesionych przez rodziców do innej klasy. Podejrzewamy, że powodem była chęć ucieczki od problemu. Inni też coraz poważniej myślą o takim rozwiązaniu. Dlaczego jednak to my mamy rozbijać klasę, której uczniowie zżyli się ze sobą” Czy bardziej sensownym byłoby przeniesienie jednego terroryzującego klasę dziecka? Sugerowaliśmy to rodzicom chłopca, ale oni problemu nie widzą. Twierdzą, że jest grzeczny i spokojny. Nie przeczymy, że taki jest w domu. W szkole jest jednak inaczej.
Nam też jest ciężko
Mama chłopca podkreśla, że jej syn ma prawo chodzić do swojej szkoły rejonowej. Nie wyklucza go z tego zespół Aspergera. Zresztą wysokie IQ nie kwalifikuje go do nauki w szkole specjalnej, a placówkę prywatną odradzili terapeuci.
– Sytuacja jest dla nas trudna, bo syn został zdiagnozowany dopiero wtedy, gdy poszedł do szkoły. To dla nas nowa sytuacja – przyznaje. – Jako rodzice zrobiliśmy wszystko, co w naszej mocy żeby pomóc naszemu dziecku, ale i innym dzieciom w klasie. Przeprowadziliśmy błyskawiczną diagnozę, otrzymaliśmy orzeczenie o kształceniu specjalnym, mamy nauczyciela wspomagającego, chodzimy na wiele dodatkowych zajęć i terapii. Rozumiem, że inni rodzice mogą się bać, ale nam też jest ciężko.
Chłopiec chce zostać w tej klasie, bo chodzi do niej jego przyjaciel. Polubił też inne dzieci. Czasami ma tylko żal, że musi żyć na uboczu klasy. Na prośbę rodziców innych dzieci nie chodzi do szkolnej świetlicy. Nie schodzi też sam do szatni.
– Mam wrażenie, że dzieci są w domach nastawiane przeciwko niemu. Ja też jestem inaczej traktowana. Czasami nie mówią mi nawet „Dzień dobry”. Nie zaprosili mnie do grupy na Facebooku, gdzie omawiane są sprawy związane z funkcjonowaniem klasy – opowiada mama chłopca. – Nie powinniśmy być tak stygmatyzowani. Brakuje w tym wszystkim empatii.
I zapewnia: Mój syn nie jest agresywny. Broni się tylko wtedy gdy zostaje zaatakowany. Ma dużo siły, ale to tylko dziecko. Siedmiolatek.
Robimy, co możemy
Dyrektor szkoły ma mnóstwo dokumentów potwierdzających, co w tej sprawie już zrobiono.
– Podjęliśmy się wytężonej pracy nad uczniem i klasą – zapewnia. – Gdy tylko zauważyliśmy nietypowe zachowanie dziecka poprosiliśmy rodziców o przeprowadzenie diagnozy. Zrobili to szybko, a podjęli potem wiele działań mających pomóc dziecku funkcjonować w szkole. My także robimy, co w naszej mocy, np. wystąpiliśmy o nauczyciela wspomagającego. Prowadzimy liczne rozmowy z rodzicami klas i tego ucznia, bo do korygowania jego zachowań potrzebny jest codzienny kontakt. To codzienna praca, by ten uczeń mógł funkcjonować w placówce publicznej z innymi dziećmi.
Czy chłopiec powinien być przeniesiony do innej szkoły?
– To jest w gestii rodziców – mówi. I dodaje, że chłopiec ma pełne prawo do uczęszczania do publicznej szkoły rejonowej. – Sprawa jest skomplikowana. Nie można jej szybko rozwiązać.
Policja i sąd
Dzieci z klasy mówią, że miały dobry dzień, bo „jego nie było w szkole”. Boją się chodzić na basen, bo wpadnie w szał i je utopi. Rodzice też się boją. Co będzie, jeśli któreś z naszych dzieci znów będzie duszone i akurat nikt X nie przeszkodzi? Co jeśli zamiast uderzać czyjąś głową o ścianę wybierze kant ławki albo kaloryfer?
Przykłady z tygodnia po długim weekendzie: we wtorek jeden chłopiec został ugryziony, w środę ktoś inny był uderzony.
– Kulminacja miała miejsce w czwartek. Po zajęciach na basenie ucierpiało wiele dzieci. Jedno było bite pięściami. Miało ślady na całym ciele. Drugie zostało przyciśnięte do ściany i było duszone – opowiada jeden z rodziców.
Tym razem sprawa została zgłoszona na policję.
– 9 maja zgłosiły się trzy mamy dzieci w wieku 8 lat, które miały być bite, kopane i podduszane przez rówieśnika z klasy. Dzieci nie miały widocznych obrażeń – relacjonuje nadkom. Renata Laszczka-Rusek, rzecznik prasowy Komendanta Wojewódzkiego Policji w Lublinie. – Przyjęto zgłoszenie i wystąpiono do szkoły o przesłanie nagrań z monitoringu. Całość materiału zostanie przekazana do sądu wydziału rodzinnego i nieletnich.
Zespół Aspergera
Dysfunkcja przejawiająca się m.in. zaburzeniami w kontaktach społecznych, poznawczych, trudnością w komunikacji, czy zaburzeniom lękowym. Osoby, u których zdiagnozowano zespół Aspergera, są często niezwykle inteligentne i mają wysoki iloraz inteligencji.
To, że jedno z dzieci zachowuje się „dziwnie” rodzice uczniów klasy pierwszej zauważyli już podczas rozpoczęcia roku szkolnego.
– Chłopiec był pobudzony, nie był w stanie skupić uwagi na nauczycielu, nie reagował na próby uspokajania – relacjonuje jedna z mam. – Ale to pierwsza klasa, wszystkie dzieci były zestresowane. Nikomu z nas nie zapaliła się czerwona lampka. Później było już tylko gorzej.
Jak relacjonują rodzice, „incydenty” z udziałem chłopca powtarzają się regularnie. Zamykanie innych dzieci w szatni, popychanie, kopanie, zamachnięcie się na koleżankę krzesłem. A także popychanie i bicie – rękoma i przedmiotami, które wpadną w ręce: książkami, klockami wielkości pudełka po butach.
– W październiku uderzył jednego z chłopców plecakiem, drwił z niego, złapał go za szyję i uderzył kilkakrotnie głową swojego kolegi o ścianę. Zdarzyło się to przy wszystkich dzieciach z klasy oraz nauczycielce. Interweniowała szkolna pielęgniarka oraz pedagog. Ustalono wtedy, że dziecko powinno zostać zdiagnozowane – wspominają rodzice.













Komentarze