– Zostałam tu, bo lubię wyzwania, jestem szalona – nie ukrywa szefowa. – Kuchnia Brata Alberta zawsze kojarzyła się z bezdomnymi. Jednak to co tu zastałam… Po prostu brak mi słów. Smród, zepsute pieczywo, które od razu kazałam odwieźć ofiarodawcy. Ktoś sobie posprzątał magazyn. Jak bezdomny, to już może zjeść wszystko?
Wielkie sprzątanie
Od drzwi baru dostawcy niosą towar. Szefowa odchodzi na chwilę od stolika i poucza panią Bożenkę. – Twój dostawca nie może czekać na pieniądze, weź zaliczkę z kasy i zapłać od razu. Ty później się rozliczysz. I powiedz szefowi, że tu koniecznie trzeba wstawić szybę – pokazuje na ladę chłodniczą, w której rozmaitość pierogów, klusek, dań i wyrobów garmażeryjnych.
– Czwartego dnia zaczęłam sprzątać – wraca do pierwszych dni pani Fatyga. – Miałam odwagę powiedzieć, co jest złe. Powiedziałam sobie: ta kuchnia nie może śmierdzieć, te stoliki w sali jadalnej muszą być białe, w toaletach musi być czysto.
Otwiera kolejne drzwi. W jadalni stoliki pokryte ceratą, ale białą, żadnej przykrej woni, a zapach środków myjących, w kuchni srebrzą się stalowe kotły.
– Dziś gotujemy kapuśniak mazurski – mówi Ewa, która przyszła tu tylko spytać o pracę, a dziś kończy już staż z szansą na etat.
– Jeden z kotłów kiedyś się rozszczelnił, gotowałyśmy wtedy we wszystkich garnkach, żeby nikt nie odszedł głodny – mówi Barbara Fatyga i odnosi to do tych, którzy tu dziś gotują, sprzątają, pracują. Do Ani, Mirki, Ewy, Marii, Agnieszki i Darka. Podkreśla, że bez tych ludzi nie dałoby się tu nic zrobić.
– Wsiedliśmy do tego samego pociągu. Na razie nikt nie wysiada. Jak trzeba ja też lepię z nimi pierogi albo obieram ziemniaki. Naprawdę umiem to robić. Potrafię się przyznać do błędów, ale nie pozwalam sobie wchodzić na głowę.
Co było najtrudniejsze?
– Sama nie wiem. Może to, że trzeba było zmienić mentalność ludzi: pracowników, wolontariuszy, osób, które pomagały \"na niby”. Ostatecznie skończyło się tak, że pozostali tylko ci, którzy czuli potrzebę zmian i wzięli w tym udział. Bardzo się cieszę, że udało się dla nich utworzyć etaty. Jedni mają pracę, inni dobrą, smaczną kuchnię i warunki takie, jakie powinien mieć człowiek.
W barze, na widocznym miejscu wiszą dyplomy. To przedmiot dumy pani Barbary. Osobista satysfakcja, ale też uznanie dla wszystkich, którzy w tych wydarzeniach brali udział.
– Postanowiłam zmienić wizerunek kuchni i w 2011 roku zgłosiliśmy się do konkursu \"Lider Smaku”. Widziałam, że kiedy prezentowali nasze potrawy, wystawcy patrzyli na to z niedowierzaniem. Co? Jakaś kuchnia Brata Alberta? Ale dostaliśmy wtedy wyróżnienia: certyfikat na pierogi z kaszą i miętą, wyróżnienie za roladę z pstrąga. Ponowiliśmy próbę w ubiegłym roku i proszę: certyfikat na roladę szpinakową z łososiem, na sakiewki sułtańskie, pierwsze miejsce za pierogi z kapustą i pieczarkami. A u nas nie ma ludzi po szkole gastronomicznej. Udział w tym sukcesie mają panowie z noclegowni dla mężczyzn na Dolnej Panny Marii, którzy uczestniczyli w prowadzonym przeze mnie szkoleniu.
Czysto, smacznie i porządnie
Do baru przychodzą coraz nowi klienci. To najlepsza rekomendacja. Za chwilę już nie ma wolnych miejsc przy stolikach. Pracownicy pobliskich firm, studenci, emeryci. Z drugiej strony budynku po zupę ustawia się kolejka. Tam też są emeryci, samotne matki, uczniowie, studenci, również osoby bezdomne, ubogie. I tu, i tam czysto, smacznie, porządnie.
Szefowa, która nie kryje, że jest szalona, ma coraz nowe pomysły, ale i świadomość, że nie jest łatwo.
– Naszą powinnością jest wydawać bezpłatne posiłki, wspierać ludzi ubogich, ale musiałam coś zrobić, żeby nasza działalność była także wsparciem dla stowarzyszenia. Dlatego już realizujemy zamówienia dla sklepów. Wydzierżawiliśmy stołówkę KUL. Tam przeszła część załogi z Zielonej, tam wydajemy obiady, prowadzimy też szerszą działalność gastronomiczną.
Reklama
Szefowa kuchni Brata Alberta: \"Jak się umawiam, to nie zawodzę\"
Przez pierwsze dni wtedy, w 2011 roku, myślałam Boże, co ja tu na tej Zielonej robię? Ale wycofać się? Nie. Jak się z kimś umawiam, to nie mogę zawieść – opowiada Barbara Fatyga, szefowa kuchni Bractwa Miłosierdzia im. św. Brata Alberta w Lublinie.
- 26.04.2013 11:53

Reklama













Komentarze