Reprezentacja Polski pokonała Szwecję i zakwalifikowała się do mistrzostw świata w Serbii. Czy dotarła już do pani waga tego sukcesu?
– Jeszcze nie. Jestem piekielnie szczęśliwa z tego, co osiągnęliśmy. To był dla mnie bardzo udany sezon, zarówno na arenie klubowej, jak i reprezentacyjnej. Czuję się jednak zmęczona, dlatego teraz staram się nie myśleć o piłce ręcznej. Chcę skupić się na wypoczynku.
Do spotkań barażowych ze Szwecją przystępowałyście w roli Kopciuszka. To Skandynawki w ostatnich latach regularnie uczestniczyły w wielkich imprezach.
– Rzeczywiście, nie byłyśmy faworytkami. Od wielu tygodni przygotowywałyśmy się jednak pod Szwedki. Miałyśmy je znakomicie rozpracowane, w czym olbrzymia zasługa naszego sztabu szkoleniowego. Zgrupowanie przed tymi spotkaniami było bardzo wyczerpujące, a my na treningach do znudzenia powtarzałyśmy pewne schematy gry.
Co było kluczem do sukcesu w tych dwóch spotkaniach?
– Wydaje mi się, że najważniejsza była umiejętność postawienia swoich warunków gry. W obu meczach to my rządziłyśmy na parkiecie. Istotny był również wynik pierwszego spotkania, które wygrałyśmy 26:23. W rewanżu byłyśmy niesamowicie zmotywowane, bo nie chciałyśmy wypuścić z rąk tej historycznej szansy. W Elblągu nie było jednak łatwo, bo Szwedki walczyły bardzo agresywnie. Na szczęście, udało nam się wygrać. Duża w tym zasługa kibiców, którzy stworzyli fantastyczną atmosferę.
Jak oceni pani swoją postawę w dwumeczu ze Szwedkami?
– Nie jestem zadowolona ze swojej postawy, bo broniłam na dość niskiej skuteczności. Zbyt często mijałam się z piłką. Uważam, że w tych meczach bramkarki nie pomogły zbyt mocno drużynie.
Co ten awans może zmienić w żeńskim szczypiorniaku w naszym kraju?
– Mistrzostwa świata to znakomite okno wystawowe dla szczypiornistek. Liczę, że zagraniczne kluby częściej będą spoglądać w stronę Polek i proponować im kontrakty. Być może ten awans wpłynie również na poziom Superligi, a polskie kluby częściej będą zatrudniać wartościowe zawodniczki spoza naszego kraju. Po cichu liczę również na nowych sponsorów, których dobrymi występami w Serbii zachęcimy do inwestowania w polską piłkę ręczną.
Przed ośmioma laty reprezentacja polskich szczypiornistów pod wodzą Bogdana Wenty pokonała Szwecję i awansowała do finałów mistrzostw Europy. Nikomu chyba nie trzeba przypominać, jakie wyniki osiągali chłopcy Wenty w późniejszych latach i jak to wpłynęło na popularność męskiego szczypiorniaka w naszym kraju. Czy wy również podążycie tą drogą?
– To bardzo ciekawa analogia. Oczywiście, wszystkie marzymy, aby podążyć tą drogą. Wiele będzie zależeć od wyniku, jaki osiągniemy w Serbii.
Czy stać was na wywalczenie medalu mistrzostw świata?
– Przed rozpoczęciem mistrzostw każdy zespół ma szanse na wywalczenie tytułu. My również marzymy o wielkich sukcesach. Najpierw jednak, musimy przejść fazę grupową.
Z kim chciałaby się pani spotkać w fazie grupowej?
– Nie ma sensu wybierać sobie rywalek i trzeba brać, to co dają. Przed losowaniem eliminacji mistrzostw świata wszyscy życzyli nam Czeszek. Tymczasem wylosowałyśmy Szwedki, które teoretycznie wydawały się nie do ruszenia.
To może warto byłoby trafić na inne reprezentantki skandynawskiej szkoły – Norweżki i Dunki?
– Czemu nie? Jesteśmy na fali i wszystko nam ostatnio wychodzi. Trzeba jednak zachować pokorę i szacunek do każdej drużyny. Jesteśmy w stanie sprawiać niespodzianki w pojedynczych spotkaniach, ale sama jestem ciekawa, jak spiszemy się w długim i wyczerpującym turnieju. W mistrzostwach świata nie ma słabych drużyn, bo nawet ekipy z Afryki są zespołami bardzo wymagającymi. Tamtejsze rozgrywające potrafią skakać \"na wysokość trzeciego piętra” i oddawać bardzo mocne rzuty.
W tym sezonie osiągnęła pani bardzo wysoką formę. Czyja to jest zasługa – trenera klubowego Edwarda Jankowskiego, czy trenera reprezentacyjnych bramkarek, Antoniego Pareckiego?
– Obu panom wiele zawdzięczam. Najbardziej cieszę się z tego, że przez cały sezon utrzymywałam równą formę. Trener Jankowski obserwuje mnie każdego dnia i dzięki niemu mogłam regularnie bronić w barwach SPR Lublin. Trener Parecki widzi mnie rzadziej i często zwraca uwagę na inne aspekty niż trener Jankowski.
Wróćmy na chwilę do rozgrywek klubowych. Jaki to był sezon dla SPR Lublin?
– Bardzo dobry, bo zdobyłyśmy złoty medal mistrzostw Polski. Dla mnie to wyjątkowy triumf, bo po raz pierwszy zdobyłam krążek z najcenniejszego kruszcu. Myślę, że te sukcesy sprawią, że w przyszłym sezonie będę jeszcze bardziej pewna siebie.
Lubelski mistrz Polski jest również coraz mocniejszy pod względem organizacyjnym.
– Jeszcze dwa lata temu przyjście do Lublina było sporym ryzykiem, bo klub nie był stabilny pod względem finansowym. Teraz jest już zupełnie inaczej, o czym świadczą ostatnie transfery.
MKS Lublin zatrudnił już pięć zawodniczek, w tym bułgarską bramkarkę Ekaterinę Dzhukevą...
– To bardzo dobry ruch. Odeszła od nas Izabela Czarna, która wzmocniła Politechnikę Koszalińską. Liga jest bardzo długa, dlatego klub potrzebuje kilku dobrych bramkarek. Przypomnijmy, że czeka nas walka na kilku frontach, bo oprócz ligi będziemy występować również w Pucharze Polski oraz w europejskich pucharach.
Wytrzyma pani to natężenie spotkań?
– To będzie mordercza dawka spotkań, dlatego muszę solidnie wypocząć. Przez najbliższe kilkanaście dni chcę odciąć się od piłki ręcznej. Planuję spędzić trochę czasu z mężem, może wyjedziemy odwiedzić w rodzinę w Niemczech. Na pewno nie będę myśleć o piłce ręcznej.
Weronika Gawlik: Marzymy o wielkich sukcesach
Rozmowa z Weroniką Gawlik, piłkarką ręczną SPR Lublin (od nowego sezonu: MKS Lublin) i reprezentacji Polski.
- 14.06.2013 16:34

Reklama













Komentarze