Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

Klientów nie ma, koty zostały. "Na naszych gości oraz miłośników zwierząt zawsze można liczyć"

Kocia kawiarnia Mrau Cafe z ul. Okopowej potrzebuje wsparcia. W związku z pandemią goście nie mogą jej odwiedzać, by cieszyć się smacznym deserem i towarzystwem zwierząt. Koty z ich potrzebami zostały.
Klientów nie ma, koty zostały. "Na naszych gości oraz miłośników zwierząt zawsze można liczyć"
Skoro nie działamy w tradycyjny sposób, moglibyśmy wyłączyć ogrzewanie, ale ze względu na koty nie możemy tego zrobić. Koty to piecuchy – mówi Konrad Białek, właściciel Mrau Cafe

Autor: Maciej Kaczanowski

– Oczywiście możemy działać „na wynos”. Robimy to od poniedziałku do soboty w godzinach 14-18 – mówi Konrad Białek, właściciel Mrau Cafe. – Zyski są jednak dużo mniejsze, a potrzeby zostały te same. Wszystko ze względu na nasz pomysł biznesowy.

Zgodnie z nim w kawiarni zamieszkały koty przygarnięte ze schronisk. Wyjątkiem jest jedno zwierzę, o którego przygarnięcie zaapelowała pro zwierzęca fundacja. Kiedy wiosną pojawiła się informacja, że koty mogą przenosić koronawirusa, na pozbycie się swojego zwierzaka zdecydowało się starsze małżeństwo z Lublina. To właśnie ten kot trafił do Mrau Cafe.

– Zawsze staraliśmy się brać zwierzęta, które miałyby mniejszą szansę na adopcję. Jest więc Dante bez oczka i Historia, która ze względu na problemy z oczami wymaga większej opieki. Jest Hermiona, która trafiła do nas ze zmiażdżoną przeponą. Wymagała operacji, a potem rehabilitacji. W sumie mamy teraz osiem zwierząt.

Wszystkie ich potrzeby pokrywano z zysków kawiarni, które teraz znacznie spadły. Koty potrzebują jedzenia i żwirku. Opieka nad nimi wiąże się jednak także z innymi rzeczami.

– Skoro nie działamy w tradycyjny sposób, moglibyśmy wyłączyć ogrzewanie, ale ze względu na koty nie możemy tego zrobić. Koty to piecuchy – śmieje się Białek.

Żeby móc utrzymać zwierzęta szef Mrau Cafe zdecydował się założyć akcję na portalu zrzutka.pl „Na karmę dla kotków”.

– Zastanawiałem się, czy to nie głupio prosić o pomoc – przyznaje Białek. – W końcu to my wzięliśmy odpowiedzialność za koty i to my jesteśmy zobligowani do ich utrzymania. Ponieważ sytuacja w branży gastronomicznej jest jednak bardzo trudna, pomyślałem, że ludzie mnie zrozumieją i nie będą mieli pretensji. Tak się stało. Pozytywny odzew bardzo mnie zaskoczył. Okazało się, że na naszych gości oraz miłośników zwierząt zawsze można liczyć. O podobne wsparcie prosiłem też wiosną. W obu przypadkach mimo że nam wszystkim żyje się teraz znacznie gorzej i mamy mniejsze zyski internauci nie zawiedli. To dla nas ogromne wsparcie.


Podziel się
Oceń

Komentarze

Reklama
Reklama