Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

Gdyby widział, to by się zatrzymał. Ale pojechał dalej. W strasznym wypadku zginęły cztery osoby

Odczytywanie aktu oskarżenia, gdy prokurator przez pięć minut opisywał obrażenia ofiar, brzmiało jak wykład z patomorfologii dla studentów na kierunku medycyna sądowa. Mirosław W. słuchał tego z kamienną twarzą. Na koniec stwierdził: – Do postawionego mi zarzutu się nie przyznaję.
Gdyby widział, to by się zatrzymał. Ale pojechał dalej. W strasznym wypadku zginęły cztery osoby
Mirosław W. odpowiada będzie za nieumyślne spowodowanie katastrofy w ruchu lądowym. W wypadku zginęły cztery osoby, a pięć zostało rannych

Autor: Krzysztof Wiejak

W środę przed Sądem Okręgowym w Lublinie rozpoczął się proces 63-letniego Mirosława W., zawodowego kierowcy z Łęcznej. 2 sierpnia zeszłego roku doprowadził – jak uważa prokuratura – do katastrofy w ruchu lądowym. W wypadku na miejscu zginęły dwie osoby, dwie kolejne w szpitalu, kilka zostało poważnie lub lżej rannych. Oskarżony utrzymuje jednak, że nie widział tego wypadku i tego dnia swoją wywrotką zrobił jeszcze cztery kursy po kruszywo do Bogdanki. Ale musiał jeździć objazdami, bo droga krajowa 12 między Chełmem a Lublinem była zablokowana po tragicznym zderzeniu. Dopiero ostatni kurs mógł zrobić po zwyczajowym śladzie.

Złamanie, rany tłuczone, oskalpowanie

Do sądu Mirosław W. został doprowadzony w kajdankach, w asyście policji, prosto z aresztu śledczego. – Oskarżam Mirosława W. o to, że 2 sierpnia 2021 roku w miejscowości Lechówka na drodze DK12 sprowadził nieumyślnie katastrofę w ruchu lądowym – zagrażającą życiu i zdrowiu wielu osób – zaczął odczytywać akt oskarżenia prokurator Tomasz Kozioł z Prokuratury Rejonowej w Chełmie. – Kierując ciągnikiem siodłowym z naczepą nieumyślnie naruszył zasady ruchu drogowego przez to, że nie zachowując należytej ostrożności podjął manewr wyprzedzania kolumny jadących przed nim pojazdów i przed podjęciem tego manewru nie upewnił się co do możliwości bezpiecznego jego wykonania.

Skutek tego był tragiczny. Jadący z przeciwka osobowym renault scenic Tadeusz Ś., by uniknąć zderzenia, odbił w prawo, ale złapał pobocze i wyrzuciło go na lewą stronę jezdni, wprost przed nadjeżdżający rejsowy mercedes sprinter, który wiózł podróżnych. Po zderzeniu pasażerski samochód przewrócił się na bok i sunąc uderzył dachem w przydrożne drzewo. Podobnie jak renault. Na policyjnych zdjęciach widać, jak duża była siła zderzenia. Kabina mercedesa jest zmiażdżona, wyrwany licznik wystaje przez coś, co wcześniej było przednią szybą, w drzwiach zamiast klamki kępa wyrwanej z pobocza trawy. Z kolei renault jest przekrzywiony, a silnik – zamiast pod maską – leży za samochodem.

– Obrażenia w obrębie struktur głowy, klatki piersiowej i jamy brzusznej; złamanie prawej kości biodrowej, obu gałęzi kości łonowej, złamanie rękojeści mostka, rozfragmentowane śledziony z krwiakiem jamy otrzewnej; złamanie twarzoczaszki typu Le Fort; rany tłuczone, złamanie pięciu żeber, złamanie kompresyjne trzonu kręgu TH4, oskalpowanie – wyliczał po kolei obrażenia ofiar prokurator Kozioł.

Jest mi bardzo przykro

Ale Mirosław W. nie widział skutków wypadku, bo pojechał dalej, po kruszywo do Bogdanki. Ofiary ze zmiażdżonych pojazdów wyciągali przypadkowi świadkowie, a potem strażacy ze specjalistycznym sprzętem. Dwie osoby, kierowca i pasażerka renault, zginęli na miejscu; kolejne dwie w październiku zeszłego roku w wyniku odniesionych obrażeń. Kilka innych do dziś leczy rany po wypadku. W sumie w tragedii ucierpiało 9 osób.

Oskarżony w sądzie niewiele mówił, ograniczył się do odpowiedzi na pytania przewodniczącej składu sędzi Marty Śmiech. – Zrozumiałem zarzut, nie przyznaję się – powiedział Mirosław W. jednocześnie zaznaczył, że nie będzie składał wyjaśnień i nie będzie odpowiadał na pytania.

Dlatego sędzia odczytała mu jego wcześniejsze zeznania, spisane tuż po zatrzymaniu go 3 sierpnia zeszłego roku. – Jadąc od Stołpia, tam gdzie wolno wyprzedzać, wyprzedziłem samochód bus – mówił wówczas oskarżony. – W kierunku Lublina jechały dwa dostawczaki. Jechały pasem prawym i ja je wyprzedziłem i pojechałem dalej na Bogdankę. Wyjechałem koło 7.30, nas jechało trzech, padała mżawka, była słaba widoczność, jechaliśmy na pusto.

A co mówił wówczas o wypadku? – Jak wyminąłem te dwa samochody, to nie widziałem za sobą kurzu, dymu, za ciężarówką za bardzo nic nie widać – tłumaczył śledczym. – O tym wypadku dowiedziałem się od tego nowego młodego kierowcy. Przez telefon powiedział, że za mną się stuknęli i że on został tam.

W środę w sądzie dodał: – Jest mi bardzo przykro, że coś takiego się stało. Ja nie widziałem tego wypadku, bo jak bym widział, to na pewno bym się zatrzymał i pomagał – powiedział Mirosław W.

Powiązane galerie zdjęć:


Podziel się
Oceń

Komentarze

ALARM 24

Masz dla nas temat?

Daj nam znać pod numerem:

+48 691 770 010

Kliknij i poinformuj nas!

Reklama

CHCESZ BYĆ NA BIEŻĄCO?

Reklama
Reklama
Reklama