Gdy za kilka miesięcy w powiecie puławskim przydarzy się wypadek albo pożar, niewykluczone, że w akcji ratowniczo-gaśniczej weźmie udział młoda blondynka z Ukrainy. Vasylyna do Puław przyjechała w 2016 roku tuż po szkole średniej ze specjalizacją medyczną. Zamiast pracy w ukraińskim pogotowiu, wybrała dalszą naukę za granicą. Wybór padł na Polskę, a dokładnej zamiejscową filię UMCS w Puławach, gdzie ukończyła studia licencjackie. Magisterkę kończyła już w Lublinie, ale swoje życie związała z nadwiślańskim regionem. Od dwóch lat mieszka w Końskowoli, pracuje w puławskim centrum medycznym, a wolny czas poświęca dwóm pasjom: Ochotniczej Straży Pożarnej oraz fotografii.
Przyszła na kurs i została
– Pewnego dnia zostałam skierowana z pracy na szkolenie z pomocy medycznej organizowane przez OSP. Bardzo zainteresowało mnie wtedy życie jednostki, zwłaszcza jej aktywność społeczna. Po szkoleniu strażacy zaprosili mnie na zbiórkę krwi. Wtedy, w lecie 2021 roku, po raz pierwszy zostałam dawcą krwi i szpiku. W remizie zaczęłam bywać częściej, aż na walnym zebraniu na początku lutego zeszłego roku zostałam oficjalnie przyjęta – opowiada Vasylyna, przez przyjaciół zwana także Asią.
Kilka miesięcy później ojczyzna naszej bohaterki została zaatakowana. – To był dla mnie trudny okres. Bardzo to przeżywałam, bo w Ukrainie została moja rodzina. Brat trafił do obrony terytorialnej, a babcia nie mogła zostawić gospodarstwa. Na szczęście, dzięki Bogu, są bezpieczni. Mieszkają w zachodniej części kraju, w obwodzie tarnopolskim.
Na granicy
Vasylyna postanowiła wykorzystać swoje umiejętności, w tym podstawową medyczną wiedzę i znajomość języka, by nieść pomoc uchodźcom. Zaczęło się od organizacji zbiórek wspólnie z zespołem OSP. Dary jechały na granicę lub do utworzonego spontanicznie centrum pomocy na S17 w Markuszowie. Wtedy na MOP-ie zatrzymywały się setki autokarów z Ukrainy. Jeden z drugim, dzień i noc. Uchodźcy otrzymywali ciepłe posiłki, napoje, ubrania, leki. Na stoisku z medykamentami często stała nasza bohaterka. Pomagała także jako tłumacz.
– Zwykle przyjeżdżaliśmy na noc i zostawaliśmy do rana. Pierwszej nocy nigdy nie zapomnę. Wchodziłam do kolejnych autokarów i widziałam przestraszonych, zaspanych ludzi. Mówiłam im, że mogą wyjść, skorzystać z toalety, wypić gorącą herbatę, coś zjeść. Że to wszystko jest za darmo. Oni często tego nie wiedzieli. Emocjonalnie to było dla mnie trudne. Gdy wychodziłam z autokaru, chowałam się gdzieś i płakałam.
Obecność Vasylyny przydała się także w Skowieszynie, gdzie gmina utworzyła punkt kwaterunkowy dla uchodźców. – Pierwsze rodziny przyjechały z najbardziej zagrożonych terenów. Tłumaczyłam im gdzie się znajdują, odpowiadałam na pytania, uspokajałam, pomagałam robić zakupy. Wielu strażaków przywoziło wtedy uchodźcom własne rzeczy z domu, zabawki, pluszaki, ubrania.
Polskę ma w genach
Vasylyna nadal służy w OSP. Na akcje jeszcze nie jeździ, ale w tym roku chce to zmienić. Oczekuje na kurs, który to umożliwi. Chętnie angażuje się natomiast w społeczno-reprezentacyjną pracę jednostki. – Promujemy zdrowy tryb życia, szkolimy z pierwszej pomocy, organizujemy zbiórki krwi (najbliższa w niedzielę, 26 lutego) i chodzimy z pocztem sztandarowym do kościołów. Uwielbiam to – wylicza.
Wolny czas Ukrainka od niedawna poświęca także swojej nowej pasji: fotografii i modelingowi. Niedawno zaczęła pozować i doskonalić technikę robienia zdjęć. – Mam nadzieję, że z czasem moje umiejętności uda mi się rozwinąć. Własne studio to byłoby spełnienie marzeń – przyznaje.
Przyjazdu do Polski, na Lubelszczyznę, jaj mówi, nigdy nie żałowała. Wróciła do ojczyzny swojej prababci, która była Polką.












