We wrześniu minęło 85 lat od startu pierwszego Biegu Dookoła Polski, czyli obecnego Tour de Pologne. Z pewnością niewiele osób zdaje sobie sprawę, że Lublin na trwałe wpisał się w historię imprezy organizowanej obecnie przez Czesława Langa.
Z Warszawy do Lublina
Dzisiejszy Tour de Pologne to wielkie przedsięwzięcie komercyjne. W jego organizację zaangażowane są setki osób, a w barwnym peletonie znajduje się wielu medalistów Igrzysk Olimpijskich czy mistrzostw świata. Zupełnie inaczej wyglądało to 85 lat temu. W sztabie organizacyjnym znajdowało się zaledwie kilkanaście osób, głównie byli to przedstawiciele Warszawskiego Towarzystwa Cyklistów i krakowskiego dziennika Przegląd Sportowy. Na starcie pierwszego Biegu Dookoła Polski stanęło zaledwie 71 zawodników. Premierowy etap rozegrano 7 września, a jego rozpoczęcie zaplanowano na godz. 7 na Krakowskim Przedmieściu w Warszawie. Kolarze mieli tego dnia dotrzeć do Lublina.
Cyklistom na starcie towarzyszyły tłumy mieszkańców stolicy. Zawodnicy musieli walczyć nie tylko ze sobą, ale i z \"kocimi łbami”, szynami tramwajowymi, szlabanami kolejowymi oraz wszechobecnym kurzem. W peletonie był m.in. mieszkający w Lublinie, Tadeusz Lambert. Jego ojciec, Józef, był jednym z organizatorów zawodów. – Nasi przodkowie przybyli do Polski z armią Napoleona. Nie ma u nas osoby, dla której rower nie byłby najlepszym przyjacielem – wspomina Maja Lambert-Zamorowska, córka Tadeusza.
Koniec biegu, zwijać posterunki
Pierwszy etap był pełen defektów. Złamane widelce, poprzebijane dętki i obluzowane koła były bardzo częstym widokiem na liczącej 157 km trasie. Samochód ciężarowy z napisem \"koniec biegu, zwijać posterunki” musiał co chwila przystawać, bo tempo zawodów nie było oszałamiające.
– Mój ojciec w klasyfikacji generalnej Biegu Dookoła Polski zajął 38 miejsce. Byłby z pewnością wyżej, ale pomagał koledze naciągnąć gumę. Otrzymał za to nagrodę fair play – wspomina Lambert-Zamorowska. Tadeusz był znakomicie przygotowany do wyścigu. Codziennie pokonywał od 50 do 100 km, a sprinterskie finisze szlifował na cyklodromie, który mieścił się przy dzisiejszej ulicy Chopina w Lublinie. Trasa I Biegu Dookoła Polski była wyczerpująca, dlatego zawodnicy mieli obowiązkową przerwę na posiłek. Trwała ona jednak tylko kwadrans. Jeżeli po jego upływie kolarz chciał dokończyć schabowego czy gulasz, to ten czas doliczano mu do czasu przejazdu etapu.
Rower od przyjaciół
W okolicach Lublina jezdnia była już w bardzo dobrym stanie, dlatego na ulice miasta kolarze wjechali z impetem. Pasjonującą walkę o końcowy sukces stoczyli Eugeniusz Michalak i Feliks Więcek. Na \"kresce” pierwszy był Michalak, ale to Więcek ukończył cały wyścig w koszulce lidera. Warto wspomnieć, że niewiele brakowało, a zabrakłoby go na starcie. Wprawdzie do Biegu Dookoła Polski zgłosił się jako jeden z pierwszych cyklistów. Nie miał jednak odpowiedniego roweru. Od czego są jednak przyjaciele. Znajomi sprezentowali zawodnikowi Bydgoskiego Klubu Kolarskiego sprzęt i mógł pojechać.
W kolejnych latach Tour de Pologne finiszował w Lublinie jeszcze kilkanaście razy. W większości wypadków wygrywali Polacy, choć zdarzały się wyjątki od tej reguły. W 1960 najlepszy w Kozim Grodzie okazał się Belg Daniel Anders. Jednak najbardziej znanym kolarzem, który wygrywał w Lublinie jest Remigijus Lupeikis. Litwin dwa lata po lubelskim triumfie wywalczył srebrny medal w mistrzostwach świata w kolarstwie torowym.
Praca za kiełbasę
• Od kiedy zajmuje się pan sędziowaniem zawodów kolarskich?
– Pierwsze zawody sędziowałem w 1974 roku. Jeżeli dobrze pamiętam, to był wyścig dookoła Ziemi Lubelskiej. Później pojechałem na zawody dookoła Bieszczad.
• Czym różniły się wyścigi w epoce PRL od tych współczesnych?
– Przede wszystkim liczbą uczestników. W ogólnopolskich imprezach w jednej kategorii wiekowej startowało ponad dwieście osób. Dziś, jeżeli uzbieramy kilkadziesiąt, to jesteśmy bardzo szczęśliwi. Sędziowanie również jest inne, bo wszystkim rządzi elektronika. Kiedyś nie było fotokomórek, a sędzia musiał mieć dobre oko i refleks. Kiedy finiszował peleton, to potrafiłem z grupy zasadniczej wyłowić trzydziestu zawodników. Ciekawe, ilu współczesnych arbitrów osiągnęłoby taki wynik? Warto wspomnieć również o liczbie fanów. Tego nie da się nawet porównać. Kiedyś w telewizji mieliśmy dwa programy i jeżeli chciało się zobaczyć najbardziej znanych kolarzy, to trzeba było po prostu wyjść na ulicę. Teraz wystarczy włączyć telewizor i polatać po kanałach.
• Gdzie te czasy, kiedy publiczność potrafiła wypełnić chociażby stadion Lublinianki...
– No właśnie. Sam pamiętam, kiedy Wyścig Pokoju kończył się na stadionie Lublinianki, To był wspaniały widok. Walka odbywała się na bieżni żużlowej, a sprintowi towarzyszyły tumany kurzu. Nikt nie marzył wówczas o finiszu na torze betonowym.
• Ile zarabiał wówczas sędzia kolarski?
– Tego nie robiło się dla pieniędzy. Sędzia na wyścigu zarabiał tyle, że starczyło na pętko kiełbasy. Ja jeździłem na wyścigi dla przyjemności, bo chciałem być blisko mojej ukochanej dyscypliny. Podobnie było zresztą z zawodnikami, którzy za zwycięstwo dostawali dyplomy i puchary. Najczęstszą nagrodą materialną była zwykła pompka do roweru.
• Przyszedł jednak kapitalizm i zabił ducha kolarstwa...
– Niestety, widać to zwłaszcza w województwie lubelskim, gdzie wyścigów kolarskich jest jak na lekarstwo. Podobnie jest z kolarzami z naszego regionu. Ostatnim, który liczył się w polskim peletonie był Piotr Chmielewski, który wystartował nawet w Giro d\'Italia.
1. Feliks Więcek (Bydgoski Klub Kolarzy) 58:00.19
2. Wiktor Olecki (Legia Warszawa) + 1:10.16
3. Stanisław Kłosowicz (Towarzystwo Zwolenników Sportu Łódź)
+ 1:16.55
4. Jóżef Stefański (Amatorski Klub Sportowy 26 Warszawa) + 1:20.45
5. Stanisław Gronczewski (Warszawskie Towarzystwo Cyklistów)
+ 1:27.32
6. Zygmunt Wisnicki (AKS Warszawa) + 1:36.08
7. Stanisław Ignatowicz (Pogoń Lwów) + 1:48.40
8. Jan Żak (RKS Legia Kraków) + 1:52.48
9. Kazimierz Duszyński (Warszawskie Towarzystwo Cyklistów) + 2:13.34
10. Jakub Fross (Pogoń Lwów) + 2:28.19.
We wtorek w sali Muzeum UMCS przy ul. Radziszewskiego 11 otworzono wystawę \"Kolarstwo w międzywojennym Lublinie”. Można zobaczyć na niej kilkadziesiąt fotografii przedstawiających lubelskich cyklistów w latach 20-tych i 30-tych. Zdjęcia pochodzą ze zbiorów Mai Lambert-Zamorowskiej. Organizatorem wystawy jest Lubelskie Centrum Dokumentacji Historii Sportu oraz Muzeum Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej, a honorowy patronat nad tym wydarzeniem objęli Prezydent Miasta, Krzysztof Żuk oraz Rektor UMCS, prof. dr hab. Stanisław Michałowski. – Bardzo cieszymy się, że możemy zaprezentować mieszkańcom Lublina bohaterów szos sprzed wielu lat – mówił prof. dr hab. Dariusz Słapek, Dyrektor Instytutu Historii UMCS i założyciel Lubelskiego Centrum Dokumentacji Historii Sportu. – Apelujemy do wszystkich lubelskich amatorów sportu, aby podzielili się z nami swoją pamięcią i wspomnieniami pełnymi emocji. Ślady historii tkwią nie tylko w fotografiach, ale również w starych dyplomach, medalach, odznakach, plakatach, sprzęcie sportowym, a nawet biletach wstępu na piłkarskie mecze. Pamiątki można pozostawić w depozycie lub pozwolić naszym współpracownikom na sfotografowanie lub zdigitalizowanie ich. Ogromną wartość mają również relacje ustne.
Reklama
Tour de Pologne w Lublinie 85 lat temu. To był świat w zupełnie innym stylu
85 lat temu Lublin po raz pierwszy gościł Tour de Pologne
- 27.09.2013 11:44
Reklama













Komentarze