Proces, który za jakiś czas ruszy przed sądem to konsekwencja śledztwa prowadzonego przez Prokuraturę Okręgową w Zamościu. Wszczęto je jesienią zeszłego roku po ucieczce ze szpitala psychiatrycznego w Radecznicy Bartłomieja B., mężczyzny wówczas podejrzewanego, a dzisiaj już skazanego za podwójne zabójstwo: ojca i brata.
Ucieczka i wyrok
Przypomnijmy, że do tego głośnego w całej Polsce samouwolnienia doszło nocą z 7 na 8 października. Bartłomiej B. był aresztowany po tym, jak w lipcu w Zagumniu pod Biłgorajem w jego rodzinnym domu znaleziono zwłoki 45-letniego brata, a także ciężko rannego 65-letniego ojca (mężczyzna ostatecznie zmarł po dwóch miesiącach w szpitalu).
W Zakładzie Karnym w Zamościu 34-latek usiłował popełnić samobójstwo i po tym trafił na obserwację do szpitala psychiatrycznego Radecznicy. Miał być tam stale, przez 24 godziny na dobę dozorowany przez strażników więziennych. Ale zdołał ich przechytrzyć i uciec. Co gorsza, mundurowi zorientowali się, że przestępcy nie ma dopiero po upływie kilku godzin, gdy ten zdołał już znacząco się oddalić.
Pościg za nim trwał półtora tygodnia. W akcję zaangażowanych zostały setki policjantów wspieranych przez funkcjonariuszy służby więziennej. Do zatrzymania przestępcy doszło w niewielkiej miejscowości na Podkarpaciu. Bartłomiej B. mówił wówczas, że zamierzał przedostać się na południe Europy.
Ostatecznie mężczyzna został oskarżony, a w połowie maja br. skazany przez Sąd Okręgowy w Zamościu na 30 lat więzienia.
Akt oskarżenia trafił do sądu
Niedawno do końca dobiegło śledztwo dotyczące sześciu strażników więziennych. Akt oskarżenia przekazany pod koniec maja do Sądu Rejonowego w Zamościu obejmuje czterech z nich, choć wcześniej wszyscy usłyszeli zarzuty niedopełnienia obowiązków, za co grozi do 3 lat pozbawienia wolności. Przypomnijmy, że badając sprawę ucieczki i odpowiedzialności za nią mundurowych, śledczy już na początku stwierdzili, że doszło do "rażących nieprawidłowości".
Dwaj strażnicy mają odpowiadać za to, że spali w najlepsze (jeden na korytarzu, drugi w szpitalnej świetlicy), kiedy tymczasowo aresztowany zdejmował sobie kajdanki, opuszczał salę, szedł do łazienki i odginał kraty w oknie, przez które ostatecznie wyskoczył i uciekł. Nie zorientowali się, że mężczyzny, którego powinni mieć non stop na oku nie ma, nawet gdy po upływie ok. 3 godzin zmieniali się na służbie z kolegami po fachu.
– W trakcie śledztwa obaj ci funkcjonariusze przyznali się do winy i złożyli wyjaśnienia co do zasady zbieżne z naszymi ustaleniami – mówi nam Rafał Kawalec, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Zamościu. Dodaje, że obaj wyrazili gotowość dobrowolnego poddania się karze roku więzienia w zawieszeniu na 3 lata, karze grzywny oraz zakazu pełnienia służby funkcjonariuszy więziennych.
Ci dwaj z porannej zmiany, którzy przejęli służbę, na ławie oskarżonych nie zasiądą. – W ich sprawie, przychylając się do wniosków obrony, prokuratura zdecydowała się przesłać do sądu wniosek o warunkowe umorzenie postępowania. Pragnę przy tym podkreślić, że jest to sytuacja, w której wina zostaje stwierdzona, jednak odstępuje się od wymierzenia kary – wyjaśnia prokurator Kawalec.
Wśród objętych aktem oskarżenia są natomiast strażnicy, którzy zdaniem śledczych nie dopełnili obowiązków, bo tak luźno Bartłomiejowi B. kajdanki zespolone (na ręce i nogi), że ten bez najmniejszego trudu zdołał się z nich oswobodzić. Żaden z nich do winy się nie przyznaje.

Konsekwencje służbowe
Niezależnie od postępowania prowadzonego przez prokuraturę własne, dyscyplinarne wobec całej szóstki prowadziła SW.
– Dwa postępowania zostały zakończone karą wydalenia ze służby – przekazał nam porucznik Sławomir Nizioł, rzecznik prasowy Dyrektora Okręgowego Służby Więziennej w Lublinie.
Dotyczy to funkcjonariuszy, którzy w nocy spali, zamiast pilnować przestępcy. Nie mieli jeszcze praw do emerytury, bo w więziennictwie pracowali dopiero po ok. 5 lat.
Dwaj inni, ci, którzy przejmowali poranną zmianę, zwolnili się sami przed wydaniem orzeczenia o ukaraniu. Ich staż służbywynosił odpowiednio 1 rok i 9 miesięcy oraz 15 lat i 6 miesięcy.
– Wobec dwóch funkcjonariuszy postępowania dyscyplinarne nadal trwają – dodaje por. Nizioł i uzupełnia, że jeden z nich pracuje w SW już 7 lat, a drugi 2,5 roku.
Ucieczka Bartłomieja B. miała też konsekwencje dla wysoko postawionych funkcjonariuszy SW z kadry zarządzającej. Posadę stracił zarówno dyrektor ZK w Zamościu, jak i Dyrektor Okręgowy Służby Więziennej w Lublinie.












