Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

10 ton martwych ryb i wzajemne oskarżenia. Incydent czy katastrofa ekologiczna?

Czy winna jest awaria sondy w oczyszczalni, czy nielegalny zrzut ścieków? Spór o przyczyny masowego śnięcia ryb w zbiorniku Stańków podzielił radnych i władze Miejskiego Przedsiębiorstwa Gospodarki Komunalnej. Emocje na posiedzeniu Komisji Rodziny, Zdrowia i Ochrony Środowiska Rady Miasta Chełm sięgnęły zenitu.
10 ton martwych ryb i wzajemne oskarżenia. Incydent czy katastrofa ekologiczna?
Kilkanaście minut czy kilkadziesiąt godzin? Ile tak naprawdę trwał zrzut zanieczyszczeń do rzeki Uherki i zbiornika Stańków?

Autor: Marcin Łopacki/fb

Na początku lipca rzeka Uherka i zbiornik w Stańkowie stały się miejscem katastrofy ekologicznej, w której – jak twierdzi radny powiatowy i pracownik Wód Polskich Marcin Łopacki – padło blisko 10 ton ryb. – Woda była czarna, gęsta i cuchnąca. To nie są teorie, tylko fakty – mówił stanowczo podczas komisji.

Zdaniem Łopackiego do rzeki trafił osad czynny z oczyszczalni ścieków w Bieławinie, który nigdy nie powinien znaleźć się w wodzie. – Stańków, zamiast akwenu rekreacyjnego, zamienił się w zupę. Mieszkańcy nie dadzą się zbyć słowem „przyducha” – podkreślał.

Prezes MPGK Jakub Oleszczuk odrzucił te zarzuty. Tłumaczył, że przyczyną zdarzenia była awaria sondy radarowej, która nie wykryła gwałtownego napływu wód opadowych. – Po kilkunastu minutach uruchomiliśmy ręczne pompowanie i sytuacja została opanowana. Ścieki spełniały normy, a kontrole WIOŚ nie wykazały przekroczeń – bronił spółki.

Łopacki jednak nie ustępował. – To nie trwało minutę, tylko kilkadziesiąt godzin. Padło 10 ton ryb. To dramat, a nie drobna awaria. Dokumentacja zdjęciowa i filmowa trafiła już do prokuratury – ripostował.

Prezes MPGK próbował przenieść część odpowiedzialności na sam zbiornik. – Stańków jest zamulony: 1,5 metra wody i 3 metry mułu. Przy gwałtownych zjawiskach atmosferycznych takie sytuacje są możliwe. Nie twórzmy teorii spiskowych, tylko trzymajmy się faktów i protokołów kontroli – zaznaczał Oleszczuk.

Wymiana zdań przerodziła się w ostrą konfrontację. – Dla pana najważniejsze są protokoły. Dla mnie – sygnały mieszkańców, którzy widzieli martwe ryby i czarną wodę – odpowiadał Łopacki.

Na zakończenie przewodniczący komisji Łukasz Krzywicki przypomniał, że sprawa nie może zostać zamieciona pod dywan: – Nie możemy bagatelizować ani skali zdarzenia, ani sygnałów mieszkańców. To poważny problem środowiskowy i oczekujemy pełnej przejrzystości działań MPGK.

Tragedia w Stańkowie pokazała, że równie istotne jak ustalenie przyczyn katastrofy jest odbudowanie wiarygodności instytucji odpowiedzialnych za ochronę środowiska. Bez jasnych działań, przejrzystych procedur oraz współpracy z mieszkańcami, każda kolejna awaria będzie rodzić więcej pytań niż odpowiedzi.

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Komentarze

Reklama
Reklama