Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama Wojewódzki Urząd Pracy

Bogdan S. usłyszał wyrok za morderstwo sprzed lat

Zbrodnia sprzed 30 lat wreszcie znalazła swój finał. Dzięki pracy Archiwum X Bogdan S. usłyszał wyrok za morderstwo, do którego przygotowywał się z precyzją – i którego ciężar sam nosił przez lata.
Bogdan S. usłyszał wyrok za morderstwo sprzed lat

Autor: KaNa

Bogdan S. został dziś (30.09) skazany za morderstwo sprzed lat na karę 15 lat pozbawienia wolności oraz 8 lat pozbawienia praw publicznych. Dodatkowo sąd nałożył na niego karę finansową w wysokości 16 tys. zł.

Sąd nie miał wątpliwości co do winy oskarżonego, wskazując, jak skrupulatnie przygotowywał się on do zarzucanego mu czynu.

– Nikt nie kwestionował tego, że uderzył pan T. trzykrotnie w głowę, później go skrępował, zakneblował, przeszukał ubrania i zabrał pieniądze. I tutaj dochodzimy do istoty sprawy – mówił sędzia SSO w Lublinie Marek Woliński. – Prokurator zarzucał panu działanie z zamiarem bezpośrednim, czyli że od początku chciał pan dokonać zabójstwa. W ocenie sądu ten zamiar bezpośredni nie został jednak wykazany – dodał zwracając się bezpośrednio do Bogdana S, który chciał być obecny podczas ogłoszenia wyroku.

Sąd podkreślił również, że oskarżony użył niebezpiecznego narzędzia – metalowej rurki – a także skrępował ofiarę i zakrył jej twarz koszulą, co całkowicie uniemożliwiło ratunek.

– To wszystko wskazuje na to, że godził się pan na śmierć pana T., dlatego sąd przyjął tutaj zamiar ewentualny. Jeśli chodzi o wymiar kary, uwzględniono wysoki stopień społecznego niebezpieczeństwa czynu – powiedział sędzia Woliński podczas ogłaszania wyroku.

Przypomnijmy, że Bogdan S. częściowo przyznał się do zarzucanych mu czynów.

– Zabiłem pani tatę i chciałbym za to przeprosić. Wiem, jaki ból sprawiłem pani i reszcie rodziny. O wybaczenie nie mam prawa prosić – mówił oskarżony, zwracając się do córki ofiary podczas pierwszej rozprawy 24 stycznia tego roku. – Zabiłem, ale nie zgadzam się z zarzutem prokuratora. Nie było moim celem pozbawienie życia. Lata 90. to był czas szalejącego bezrobocia. Kilka lat wcześniej byłem zmuszony sprzedać swoje gospodarstwo rolne, by spłacić zobowiązania wobec banku, i poszukiwałem pracy. Udawało mi się jednak znaleźć jedynie zajęcia dorywcze. Założyłem też firmę, ale zbankrutowała. W międzyczasie zostałem skazany za oszustwo – tłumaczył.

Jak doszło do zbrodni?

Od początku procesu Bogdan S. składał szczegółowe wyjaśnienia i chętnie opowiadał o swojej przeszłości. Jak sam podkreślał, aby zrozumieć motyw jego działania, trzeba cofnąć się do 1994 roku, kiedy poznał swoją partnerkę. Po kilku miesiącach okazało się, że kobieta jest w ciąży, więc para postanowiła wziąć ślub.

Sensacyjne filmy i pieniądze na wesele

– Wobec absolutnego braku pieniędzy i perspektyw wpadłem na nieszczęsny pomysł napadu. Pogubiłem się. Plan był taki, że obezwładnię kogoś z większą sumą pieniędzy i go okradnę. Wynająłem mieszkanie i dałem ogłoszenia do gazet – mówił oskarżony, który wówczas podawał się za pośrednika w sprzedaży samochodów ze Szwajcarii. W ten sposób nawiązał kontakt z 37-letnim Wojciechem, zainteresowanym ofertą.

– W dniu 19 czerwca 1995 roku partnerka udzieliła notarialnego pełnomocnictwa 37-latkowi na zakup w jej imieniu samochodu osobowego w Szwajcarii. Tego samego dnia, około godz. 12.40, mężczyzna pojechał taksówką na ul. Kossaka. Miał przy sobie około 6800 dolarów i 300 funtów – relacjonują śledczy.

Bogdan S., zwabiając mężczyznę do mieszkania, planował ogłuszyć go, związać, zabrać pieniądze i uciec, a następnie zawiadomić policję. Tak też postąpił, choć nie wszystko poszło zgodnie z planem.

– Kiedy go uderzyłem, a jego jedyną reakcją było przekleństwo, wpadłem w panikę. Wojciech był mężczyzną dużej postury, bałem się bezpośredniej konfrontacji. Według filmów, których się naoglądałem, ofiara powinna upaść, a nawet stracić przytomność. Tak wtedy rozumowałem. Uderzyłem więc jeszcze raz – bez skutku. Wtedy uderzyłem po raz trzeci. Dopiero wtedy upadł. Związałem go, zakneblowałem i uciekłem – opowiadał oskarżony.

Zgodnie z planem mężczyzna pojechał taksówką do Warszawy. Gdy uznał, że nic mu już nie grozi, zadzwonił na policję, mówiąc: „Jedźcie ratować chłopa, może jeszcze żyje”. Twierdził, że nie podejrzewał, iż ofiara może być martwa – chciał jedynie wywołać szybką reakcję funkcjonariuszy.

Tego samego dnia w mieszkaniu przy ul. Kossaka w Lublinie odnaleziono zwłoki 37-latka. Ciało było skrępowane i zakneblowane krawatem. Według ustaleń biegłych przyczyną zgonu było uderzenie tępym narzędziem w potylicę. Przy ofierze nie znaleziono pieniędzy.

„Nie było dnia, żebym o tym nie myślał”

Oskarżony dowiedział się o śmierci Wojciecha z programu telewizyjnego 997. Był w szoku, lecz nie zgłosił się na policję, bo się bał. Od tamtej pory – jak twierdził – nazwisko ofiary towarzyszyło mu przez całe życie.

– Popełniłem czyn straszny, haniebny. Zabrałem rodzinie męża i ojca. Wstydzę się przed jego rodziną, ale też przed swoją i przed samym sobą. Do dziś trudno mi uwierzyć w to, co się stało, lecz będę musiał do końca życia nosić to brzemię. Przez 28 lat trzymałem to w sobie. Nie było dnia, żebym o tym nie myślał – mówił w trakcie procesu.

Bogdan S. przyznał się do zabójstwa, jednak polemizował z aktem oskarżenia. Twierdził, że nie działał z zamiarem bezpośredniego pozbawienia życia – chciał jedynie zdobyć pieniądze potrzebne na ślub.

Dochodzenie „Archiwum X” i wyrok

Na miejscu zbrodni zabezpieczono wiele śladów: odciski palców, materiał biologiczny, ślady osmologiczne oraz odręczne zapiski naniesione na prasie motoryzacyjnej. Jednym z dowodów był również portfel oskarżonego z jego zdjęciem. Właściciele mieszkania od razu rozpoznali wizerunek chwilowego lokatora, jednak nie pomogło to w wykryciu sprawcy i w 1996 roku śledztwo umorzono.

Po latach do nierozwiązanej sprawy wrócili policjanci z „Archiwum X” – specjalnego wydziału ds. niewyjaśnionych. Wykonali m.in. badania genetyczne, daktyloskopijne i grafologiczne. Okazało się, że sprawcą jest ówczesny 32-latek z Białegostoku, który nigdy wcześniej nie pojawił się w aktach postępowania.

– Mężczyzna przez wszystkie te lata pozostawał nierozpoznany, ponieważ podczas przestępstwa posługiwał się skradzionym wcześniej dowodem osobistym z doklejonym swoim zdjęciem. Przed zrobieniem fotografii ucharakteryzował się do tego stopnia, że przez 29 lat – mimo licznych publikacji w ogólnopolskich mediach – nikt go nie rozpoznał. Przez ostatnich kilkanaście lat ukrywał się poza granicami Polski – wyjaśnia nadkomisarz Andrzej Fijołek, rzecznik KWP w Lublinie.

62-latek został zatrzymany 6 marca 2024 roku na warszawskim Okęciu. Towarzyszącej mu wówczas, niczego nieświadomej żonie miał powiedzieć: „Nie zobaczymy się bardzo długo”.

Bogdanowi S. pierwotnie groziło nawet dożywocie ze względu na wysoką szkodliwość społeczną popełnionego czynu. Na jego korzyść przemawiała jednak dobra opinia z zakładu karnego. Wyrok jest nieprawomocny – strony mogą odwołać się od orzeczenia. Sam Bogdan S. był obecny podczas ogłoszenia i poprosił o pisemne uzasadnienie.

Powiązane galerie zdjęć:

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama