Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

Wojtek, który nie lubi latać

Henryk Aftyka podchodzi do obory, uchyla delikatnie wrota i prosi zachęcająco: - Wojtek, boćku, a chodźże tu do nas... Poskutkowało. Strosząc pióra, jakby miał do czynienia z przeciwnikiem, bociek wyskoczył jak z procy. Przekrzywił główkę w prawo, w lewo, bacznie przyglądając się otoczeniu, co wyglądało tak, jakby poczuł się troszkę nieswojo. W końcu dostrzegł nas, czyli obcych. Ale gdy w dłoniach pani Celiny ujrzał wiaderko, zdobył się na odwagę i ruszył przed siebie. Bo wiedział, że zaraz dostanie karmę: ulubiony przysmak - złowione w stawie rybki.
Wojtek, który nie lubi latać
Celina i Henryk Aftykowie już postanowili, że będą opiekować się boćkiem do późnej starości
Przyglądam się, jak mocuje się z rybą, która jest troszkę dla niego za duża. Wypuszcza więc ją z dzioba i próbuje uszczknąć kawałek. Nie udaje się. Chwyta rybę po raz kolejny i - choć z trudem - połyka w całości. Potem drugą, trzecią, kolejną... Wszystkie zjada łapczywie. Ale za chwilę nie chce już żadnej. - To może kiełbaski? - pyta gospodyni i podsuwa boćkowi apetyczny kąsek. Nie pogardził. Można by nawet rzec, że połknął ze smakiem. - Lubi ryby, kiełbasę, szyneczkę, chude mięso i... karmę dla psów. Taką gotową, kupowaną w sklepie. Natomiast nie przepada za potrawami mącznymi - mówią gospodarze o kulinarnych upodobaniach Wojtka. - Ten bociek to jeszcze jeden nasz domownik. Wychowaliśmy go od maleńkiego - chwalą się państwo Aftykowie. - A to było tak - pani Celina usiłuje uporządkować bieg zdarzeń. - Wiosną 1996 roku zostały wyrzucone z gniazda dwa pisklęta. Jedno zginęło, drugie ocalało. I nasi synowie przynieśli to bocianie pisklę do domu. Niedużą kulkę, pokrytą delikatnym puchem. Zważyliśmy. Ważyło 60 dkg. Umieściliśmy je w koszyku, doglądając i karmiąc. Było słabowite. Początkowo żywiło się muszkami i innymi owadami. Później bardziej treściwą karmą. Rosło na naszych oczach. Uczyło się też na naszych oczach fruwać, osiągać samodzielność. Już pięć lat minęło, jak bociek jest z nami. Pewnie że został przez nas rozpieszczony. Jak to jedynak... \"Jedynak” od początku swego pobytu w Wolicy ani myśli odlatywać na zimę. Tę najtrudniejszą dla niego porę roku spędza w oborze z inwentarzem (krowami, kurami, kaczkami). Obora jest przestronna, z długim korytarzem, po którym może sobie hasać do woli. Gdy się zmęczy, śpi na sianie. - Kiedyś nieopatrznie wyszedł zimą z obory na śnieg - przypominają sobie gospodarze. - I jak się przestraszył! Bo boi się zimna. Bociek w gospodarstwie Aftyków zachowuje się jak oswojone zwierzę. Kiedy odczuwa głód, potrafi zapukać do mieszkania i - gdy mu się otworzy drzwi - wejść do środka. Zaprzyjaźnił się z psem i kotem. To znaczy - jest w stanie tolerować ich obecność w obejściu. Ale gdy pojawi się obcy pies, z sąsiedztwa, zaraz go przegania. - Niech pan podejdzie do niego - zachęca gospodarz. - Na pewno nie ucieknie. - A czy dziobie? - Może dziobnąć... Długi, czerwony dziób wygląda solidnie, wolę więc nie ryzykować. A jak to jest z przynoszeniem dzieci przez bociany? Czy w obejściu Aftyków są na to namacalne dowody? - Nasze dzieci są już odchowane - odpowiada pani Celina. - Dwie córki są zamężne, starszy syn, który skończył 26 lat, został wyznaczony na przejęcie po nas w przyszłości gospodarstwa. Młodszy, Daniel, jest uczniem drugiej klasy gimnazjalnej. Ale do sąsiadów bociek dziecko przyniósł. Pan Henryk przyznaje, że Wojtek potrafi być uparty. - Jest taki nieustępliwy. Stanie na drodze i nie ustąpi, nie zejdzie. Boję się, że może ten upór przypłacić życiem. Zdarzyło się, że drogę przemierzał orszak weselny. Bociek stał na drodze i ani mu się śniło, żeby z niej zejść. Samochody weselników musiały się zatrzymać, żeby go przepędzić. Otoczony troskliwą opieką w gospodarstwie Aftyków bociek najbardziej polubił Daniela. Bo to on opiekował się nim od maleńkości, chodził nad staw i łowił dla niego ryby. - Jak zobaczy Daniela - mówi pani Celina - to zaraz frunie do niego. Chociaż Daniel zaczyna się tej poufałości z bocianem troszeczkę wstydzić. Mówi, że taka przyjaźń z bocianem nie licuje z wiekiem licealisty. - Gdy go tak obserwuję - zwierza się Aftykowa - to dochodzę do wniosku, że jest to jednak osobnik trochę odbiegający od normy. Wydaje mi się, że ma krótszy dziób niż dorosłe okazy, jego rówieśnicy. I skrzydła ma mniejsze. Pani Celina ma doskonałe pole obserwacji. Wprawdzie w gospodarstwie nie ma bocianiego gniazda, ale jest takie po sąsiedzku, u brata. - Gniazdo mieści się na drzewie - wyjaśnia. - To drzewo miało być ścięte. Ocalało tylko dlatego, że rodzina bociania założyła na nim gniazdo. Według wierzeń ptaki te zakładają gniazdo tylko w tym miejscu, gdzie nie biją pioruny. Tak więc boćki wydają swoisty atest bezpieczeństwa pożarowego rolniczej zagrody. - Zaobserwowałem, że wiosną pojawia się w gnieździe jeden bocian, który mości gniazdo. Po jakimś czasie zjawia się drugi i dopiero wtedy bociania para wychowuje młode - dodaje pan Henryk. Wraz z pojawieniem się Wojtka obserwacja bocianich zachowań niejako automatycznie weszła mu w krew. - Nasz bocian, wiedziony instynktem, również próbował klecić gniazdo tej wiosny. Na dachu naszego domu. Znosił patyki i różne materiały na wyściółkę. Nic z tego nie wyszło. Bociany z pobliskiego gniazda wręcz stoczyły z nim wojnę - dodaje. Ale gdy jest ciepło, nocuje na dachu. Przynajmniej tyle. I stąd - od wiosny do późnej jesieni - leci na żerowiska. Najczęściej nad staw, gdzie może złowić rybę. Albo nieoczekiwanie pojawia się w polu, gdy pan Henryk wykonuje podorywki i idzie za pługiem. Z rozpulchnionej ziemi starannie wybiera dżdżownice. Aftykowie już postanowili, że będą się opiekować boćkiem do starości. Nie oddadzą go przecież nikomu. Bociek jest z nimi szósty rok, a - jak słyszeli - ptaki z tego gatunku żyją około 30 lat. Sporo więc jeszcze przed nimi trosk, kłopotów i radości.

Podziel się
Oceń

Komentarze

ALARM 24

Masz dla nas temat?

Daj nam znać pod numerem:

+48 691 770 010

Kliknij i poinformuj nas!

Reklama

CHCESZ BYĆ NA BIEŻĄCO?

Reklama
Reklama

WIDEO

Reklama