Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

"Wielkie piękno, reż. Paolo Sorrentino (recenzja)

Film dla dorosłych. Ale nie chodzi o metrykę tylko życiowe zaawansowanie. I ochotę na wolny, śmiesznie-smutny spacer egzystencjalny.
"Wielkie piękno, reż. Paolo Sorrentino (recenzja)
Po pierwsze to film absolutnie kinowy. Pal licho wschody i zachody słońca w Rzymie. Sporo mrocznych miejsc, w które zabiera na reżyser to nagromadzenie dużej urody detali architektonicznych i nie tylko. Po drugie "Wielkie piękno” to blisko 2 i pół godziny w kinie. Jeśli ktoś ma mało czasu, będzie sprawdzał czy dostał sms i czy zdąży coś załatwić - szkoda wydawać pieniądze na bilet. Narracja jest spacerowa i poddanie się jej to krok do odkrycia urody nowego filmu twórcy "Boskiego”. Po trzecie, początek może zniechęcić pozornym nagromadzeniem dziwnych scen. Dajcie Sorrentiemu szansę - wszystko się konkretyzuje. No, dobrze nie wszystko, sporo. Nocny, pusty Rzym. Kamera patrzy z góry na idącą parę. Kobieta: Widziałam kiedy zaśnieżony plac Navona. Mężczyzna: I co? Kobieta: Było biało. To oddaje trochę pomysł reżysera by pokazując pustkę, brzydotę, oszustwo sztuki, władzy czy przeszłości a nawet iluzję wiary - wysłać swojego bohatera, Jepa Gambardellę na poszukiwanie piękna. Jep, którego poznajemy na przyjęciu urodzinowym zabiera nas na wycieczkę po Rzymie. Mieszka w pięknym miejscu z kanonicznym widokiem na Coloseum, wędruje chłodnymi świtami po pięknym zaułkach. Świt to pora spacerów osoby, która żyje nocą przenosząc się z bankietu na bankiet, z kolacji na spotkanie. Jep 40 lat wcześniej napisał rewelacyjną powieść. Od tamtego czasu jest traktowany szczególnie. Sam mówi o sobie per "pisarz”, robi z osobowościami wywiady do jakiegoś czasopisma i ciągle musi odpowiadać na pytanie dlaczego nie pisze. Przy okazji poznajemy damy, które rzucają między drinkiem a wciągnięciem kreski stwierdzenie, że właśnie rzuciły aktorstwo i zaczynają pisać… coś w stylu Prousta. Sporo osób szuka w filmie Paolo Sorrentino odbicia "Słodkiego życia” Federico Felliniego. Czy Toni Servillo idzie śladami Marcello Mastroianniego? Kto nie widział Felliniego z równą siłą może odczuć walory wchodzącego właśnie na nasze ekrany "Wielkiego piękna”. Może sobie znajdzie sam coś z klimatu "Lizbon story” a może "Nieba nad Berlinem” a może okruchy ze starych filmów Amodovara? A może po prostu czystego Sorrentino. Jako wielka admiratorka "Boskiego” nie zawiodłam się na tandemie Sorrentino-Servillo. I może nie wszystko zrozumiałam ale mi się podobało.

Podziel się
Oceń

Komentarze

ALARM 24

Masz dla nas temat?

Daj nam znać pod numerem:

+48 691 770 010

Kliknij i poinformuj nas!

Reklama

CHCESZ BYĆ NA BIEŻĄCO?

Reklama
Reklama
Reklama