Reklama
Chełm wciąż pod bronią
Chełmianie, kierujący się ul. Lubelską w kierunku centrum miasta zwracają uwagę na położony po lewej stronie ulicy teren należący do miejscowej jednostki wojskowej. Od kiedy zlikwidowano tam szkołę kucharzy, poza wartownikami na bramie nie widać tam żywego ducha.
- 16.02.2005 21:45
Sytuacja chełmskiej jednostki, wchodzącej w skład 3. Brygady Zmechanizowanej Legionów im. R. Traugutta w Lublinie ustabilizowała się przed czterema laty, kiedy to dowództwo wojsk lądowych odstąpiło od decyzji o likwidacji Brygady. Od czasu tego przesilenia w Chełmie wojsko żyło swoim życiem. Uwaga chełmian przelotnie koncentrowała się na jednostce, kiedy po raz kolejny miasto obiegały plotki o likwidacji jednostki. Ostatnio osobiście zdementował je goszczący w Chełmie gen. dyw. Piotr Czerwiński, dowódca I Warszawskiej Dywizji Zmechanizowanej im. Tadeusza Kościuszki, w skład której wchodzi lubelsko-chełmska Brygada.
Podczas spotkania w jednostce, w którym uczestniczył także Kazimierz Stocki, starosta chełmski, generał Czerwiński zapewnił nas, że w realizowanym przez Ministerstwo Obrony planie organizacyjno- dyslokacyjnym na lata 2005-2006 nie przewidziano wyprowadzenia z Chełma żadnych jednostek, wchodzących w skład podległej mu dywizji. Przeciwnie, do Chełma ma być kierowanych coraz więcej żołnierzy. Byłby to powrót do innej, zapomnianej już koncepcji przeniesienia całej brygady z Lublina do Chełma. Wówczas jednak minister obrony narodowej ugiął się pod presją lubelskich parlamentarzystów, w tym przede wszystkim Izabeli Sierakowskiej, którzy murem opowiedzieli się za utrzymaniem dowództwa jednostki w Lublinie. Nie przeważyło nawet to, że w podchełmskim Srebrzyszczu wojsko utrzymuje bezpieczną strzelnicę. W Lublinie taki obiekt, położony w sąsiedztwie dużego osiedla, co raz przysparzał jego gospodarzom kłopotów, a nawet bywał źródłem skandali.
Ostatnią wypowiedź gen. Czerwińskiego o tyle należy przyjąć za dobrą monetę, że koresponduje ona z obowiązującym nie tylko w naszym kraju trendem wyprowadzania jednostek wojskowych z dużych miast. Po prostu ich utrzymywanie w takich ośrodkach jak Lublin znacznie więcej kosztuje niż na przykład w Chełmie. Można się także domyślać, że MON bierze pod uwagę i to, że znacznie więcej pieniędzy za tereny po zlikwidowanej jednostce wytarguje w Lublinie niż w naszym mieście. Diametralne różnice dotyczą także reakcji rynku nieruchomości na ewentualną ofertę, złożona przez wojsko. W Chełmie jak do tej pory nikt na poważnie nie zainteresował się koszarami po szkole kucharzy. Wygląda zatem na to, że obiekty te ożyją dopiero wtedy, kiedy wróci do nich wojsko. Poczekamy – do wyborów parlamentarnych – zobaczymy. A nuż prezydentowi Grabczukowi będzie bliżej do nowego ministra obrony, na przykład z Platformy Obywatelskiej, niż dotąd było Sierakowskiej do Szmajdzińskiego?
Reklama













Komentarze