Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

Rrrrrrrrrrrrrrrr !!!!!!

W jedną stronę jakieś dziesięć dni. Tyle samo z powrotem. Z Gródka nad Bugiem koło Hrubieszowa do Ćmielowa nad Wisłą. Dolinami rzek, jakieś pół Polski na piechotę. Spanie na drzewach i w szałasach. A na obiad korzenie pałki wodnej.
Marek Poznański jest studentem archeologii UMCS. Pochodzi z Hrubieszowa. I to jest zupełnie normalne. W drugiej klasie szkoły podstawowej zaczął kolekcjonować monety, potem było szukanie meteorytów po polach i fascynacja eneolitem - epoką kamienia, w której zaczęła pojawiać się miedź. To też jakoś specjalnie nie dziwi. - Wychodzę o ósmej rano, o dziewiątej jestem na miejscu. Krok po kroku przez jakieś 10 ha i o zachodzie słońca jestem w domu. Kiedyś lało, a ja chodziłem w ortalionie po tych polach, pszenica jak pola ryżowe, 5 kg błota na każdej nodze, a nie mogłem wrócić, bo nie skończyłem pola opowiada Marek. A to już budzi pewne podejrzenia. Tak. Marek Poznański jest człowiekiem pierwotnym. W domu studenckim \"Femina”, gdzie mieszka, już się przyzwyczaili. Sąsiadów z piętra nic już nie dziwi. Ani opalanie w kuchni \"styliska” do siekiery. Ani oprawianie zajęczych skór w zlewie. Czasem tylko portierka - tak z grzeczności - spyta, po co mu badyl pod sufit i dlaczego przytaszczył go w środku nocy. Ale studenci to uwielbiają. Bo zamiast siedzieć przed telewizorem można siedzieć przed Markiem. - Jak w kinie. Piwko, papieros, a ja siedzę na baraniej skórze i wykańczam krzemiennym narzędziem gałąź na łuk. Albo tłukę krzemienie - tłumaczy lubelskie wydanie kanału \"Discovery”. - Ale ostatnio byli jednak trochę zaskoczeni, gdy mizdrowałem zajęcze skóry. Drapaczem z krzemienia. Bo wszystko musi być tak jak dawniej. Czyli w eneolicie. Czyli 5 tysięcy lat temu. Jeśli w skórze mają być jakieś dziury, to Marek robi je szydłem kościanym. Jeżeli coś szyje, to rzemieniami lub korą młodych drzew. - Kiedyś szyto też ścięgnami, ale skąd ja ścięgna wezmę? - zastanawia się Marek. I dodaje, że jedyne, czego nie robi sam, to garbowanie skór. - Za długo by zeszło. Kiedyś takiego jelenia to cała rodzina żuła tygodniami przy ognisku. Ja nie mam na to czasu. I trudno też o porządne ognisko w akademiku. A ma być naturalnie. Jak w eneolicie. Wędrówka dolinami rzek, spanie na drzewie, lub szałasie. Jedzenie korzonków. Po co to wszystko? - Wyruszam z Gródka nad Bugiem, miejsca gdzie od lat niszczeją stanowiska archeologiczne. To ponad 10 hektarów, na których kiedyś istniała wielka eneolityczna osada i największe gockie cmentarzysko. I to jedyne miejsce w Polsce, gdzie występuje roślinność stepowa. Może ktoś to wreszcie zauważy? Z Gródka Marek chce zawędrować do Ćmielowa nad Wisłą. I nie zamierza unikać mediów. Wręcz przeciwnie. Chce by o nim pisano, czytano i mówiono w \"Teleexpressie”. - Wyobraźcie sobie: rozpalam ognisko, rozbieram się i wchodzę do rzeki. Potem na drzewo lub do szałasu. Tylko muszę wcześniej trochę poćwiczyć, żeby nie prosić kamerzysty o pomoc - śmieje się Marek. Kiedy rozmawiamy z Markiem, ten ma na sobie trzy skóry jelenie i jedną baranią. Kolejna pójdzie na plecak, a następna będzie robić za karimatę. Na piszczelach dwa zajączki, na stopach owca. Wymyślenie sposobu mocowania nogawek zabrało mu kilka nocy. I dlatego oblał egzamin ze... starożytności. Ale sposób znalazł. - Okazało się, że w ten sam sposób miał zrobione nogawki Otzi, człowiek lodu sprzed około pięciu tysięcy lat znaleziony w Alpach. I teraz nikt się nie może przyczepić, że coś jest nie tak - stwierdza Marek. Jedyna w miarę współczesna rzecz, to lniana koszula. Chociaż utkana jeszcze przed wojną. - No i czerwony barwnik na koszuli jest nienaturalny. W sumie mogłem użyć krwi. Też elegancko barwi - przyznaje. Marek ma też kosz z rzemieni do spania na drzewie. A w ręku siekiera z krzemienia. Przy pasku skórzany bukłak na wodę, czerpak i naczynia z kory brzozy uszczelnione żywicą. Do plecaka jedzenie i niezbędne narzędzia. - Suszone mięso rybie i wieprzowe, orzechy włoskie i laskowe, jabłka, mąka na placki - wymienia składniki diety. - I jeszcze korzenie pałki wodnej, jak znajdę. Gdy się je wrzuci do żaru, smakują trochę jak pieczone ziemniaki. Zamierza też łowić, ale sam wątpi w to przedsięwzięcie. - Ryby są zbałamucone kolorowymi przynętami. Raczej nie polecą na kościany haczyk i robaka - stwierdza, ale na wszelki wypadek z wędki nie rezygnuje. Jakby padało, to zrobi z trzciny pelerynę. Bo jeleń zmoknąć nie może. - Skóry, skóry, skóry... To wcale nie tak. Skóry były zbyt cenne, więc trzeba było o nie dbać. Można wiele rzeczy zrobić z tego, co znajdzie się w terenie. Na przykład urwie ci się pasek od torebki, to siadasz pod drzewem i robisz. Proste. I nie musisz szukać na Allegro. - Wszyscy myślą, że w tamtych czasach ludzie chcieli tylko jeść i uprawiać seks. Wystarczyło, że kobieta pochyliła się nad praniem, a on od razu na nią wskakiwał jak w filmie ,,Walka o ogień”. Moim zdaniem było inaczej - twierdzi Marek Poznański. Na pewno inny jest nasz bohater. Na co dzień wygląda normalnie. Jak student. I jamy w Ogrodzie Saskim sobie nie kopie. Chociaż... raz wyszedł na lubelski deptak. W jeleniach i z twarzą pomalowaną smalcem i węglem drzewnym. - Ludzie w mieście są jak roboty. W zasadzie nie było żadnej reakcji. Tylko pod zamkiem zaczepili mnie turyści z Anglii. No i ochroniarz nie za bardzo chciał mnie wpuścić do Galerii Centrum - opowiada Marek. A jak będzie podczas wielkiej wędrówki? Okaże się w październiku.

Podziel się
Oceń

Komentarze

ALARM 24

Masz dla nas temat?

Daj nam znać pod numerem:

+48 691 770 010

Kliknij i poinformuj nas!

Reklama

CHCESZ BYĆ NA BIEŻĄCO?

Reklama
Reklama

WIDEO

Reklama