Wynik lepszy niż gra
W trzecim występie w tym sezonie przed własną publicznością siatkarze świdnickiej Avii zainkasowali komplet punktów, wygrywając 3:1 z beniaminkiem Bzurą Ozorków 3:1. Było jeden ze słabszych występów świdniczan przed własną publicznością w tym sezonie.
- 06.11.2005 23:05
SKŁADY
Avia: Ogonowski, Mazowski, Kaźmierczak, Pawłowski, Guz, Pietryka i Kryś (libero) oraz Jarosz, Gorzkiewicz, Maziak, Szczepanik.
Bzura: Kacprzak, Wójcik,
Sadecki, Wojciechowski, Sęk, Grabarczyk i Pietrzak (libero) oraz Prawda, Janiak, Dulanowski.
Sędziowali: Tomasz Lisiecki (Białystok) i Michał Gago (Warszawa). Widzów: 700.Najwierniejsi kibice świdnickiej siatkówki pamiętają jeszcze mecze barażowe o I ligę z wiosny 1997 roku, w których prowadzona przez Andrzeja Grygołowicza Avia walczyła właśnie z siatkarzami z Ozorkowa. W swojej hali świdniczanie zwyciężyli 3:1 i przegrali 2:3, zaś w rewanżu odnieśli dwa zwycięstwa (3:0 i 3:1), zapewniając sobie awans. Sporo krwi napsuł wówczas Avii dwumetrowy atakujący Marcin Sadecki, który przez kolejne dwa sezony grał już w Świdniku. W sobotę znowu bronił barw Bzury.
Właśnie Sadecki i środkowy Kamil Wójcik w pierwszej partii dali się we znaki gospodarzom. W poczynaniach Avii od początku mnożyły się stare błędy, a więc kłopoty z przyjęciem i zagrywką oraz złe rozgrywanie ataków. Nic dziwnego, że goście zwyciężyli 25:23.
Mocne słowa, jakie usłyszeli w przerwie siatkarze Avii od trenera Krzysztofa Lemieszka, poskutkowały. – Musieliśmy uporządkować grę i po prostu przebijać piłkę na stronę rywala oraz czekać na jego błędy – wyjaśnia receptę na końcowy sukces II trener Avii Sławomir Czarnecki. Metoda przyniosła skutek. Gospodarze uporządkowali grę, dobrą zmianę dał Marcin Jarosz, który zastąpił Jakuba Guza. Kilka silnych zagrywek oraz skutecznych ataków w wykonaniu tego przyjmującego miało decydujący wpływ. Na swoim poziomie zagrał Wojciech Pawłowski, zawiedli natomiast środkowy Wojciech Kaźmierczak oraz Paweł Mazowski. Mimo to, nie grając najlepiej, świdniczanie zainkasowali kolejne trzy punkty i wskoczyli na fotel wicelidera.
– Nikt po kilku dniach nie będzie pamiętał o stylu, najważniejsze, że grając słabo zwyciężyliśmy – zakończył Czarnecki. – Przyjechaliśmy do Świdnika bez chorego na grypę pierwszego rozgrywającego Łukasza Kałużnego – mówi Sadecki. – Jego zmiennik jeszcze nie umie za wiele, dlatego popełniliśmy zbyt dużo błędów własnych. Atakującego uzupełnia trener gości Krzysztof Jurek: Do tego doszła jeszcze źle taktycznie wykonywana zagrywka, niepotrzebnie serwowaliśmy na libero Avii, który radził sobie z przyjęciem.
Reklama













Komentarze