Pod podłogą kościoła w Bychawie kryją się zapomniane krypty. Zajrzeliśmy do nich wspólnie z ekipą programu \"Było, nie minęło…”.
Przekazy i podania
W ostatnią sobotę pogoda sprzyjała poszukiwaczom zaginionego czasu. Nad Bychawą wiatr toczył chmury, przez które żwawo przebijało się majowe słońce. Wokół kościoła pracowały dwie kosiarki; jedną z nich obsługiwał młody ksiądz wikary, trochę narzekając na kamienie ukryte w trawie.
– Tu wszędzie, naokoło kościoła, był cmentarz. W przekazach starszych mieszkańców zachowała się opowieść o lochach, które miały zaczynać się w kościele, a kończyć w piwnicy jednej z przyległych kamienic – mówi Leszek Klimek, bychawianin, lokalny historyk.
Czekamy gawędząc o historii. Leszek Klimek pokazuje nam szrapnele z I Wojny Światowej, wmurowane w fasadę kościoła pod wezwaniem św. Jana Chrzciciela oraz św. Franciszka z Asyżu. Budynek składa się jakby z dwóch części.
– Stara część budynku świątyni była wybudowana w latach 1603–1639. Podania mówią o jeszcze starszej lokacji kościoła, ale gdzie, tego nikt nie wie – mówi ks. proboszcz Andrzej Kuś. Nowsza powstała na przełomie lat 80 i 90. minionego wieku.
Niezapłacone świętopierze
Dlaczego Bychawa? A to za sprawą Roberta Kmiecia, lubelskiego eksploratora przeszłości, posiadacza chyba najnowszego w Polsce zaplecza sprzętowego do poszukiwań podziemnych. Robert Kmieć pochodzi z Bychawy, współpracuje z Adamem Sikorskim przy realizacji programu \"Było, nie minęło…” oraz z Bogusławem Wołoszańskim przy produkcji serii audycji o skarbach III Rzeszy ukrytych na Dolnym Śląsku. Gdy pierwszy raz spotkaliśmy się z Robertem Kmieciem padła obietnica zbadania kościoła w Bychawie.
Parę minut przed trzynastą, w sobotę, Adam Sikorski i Robert Kmieć wraz z ekipą programu zajeżdżają z fasonem pod kościół parafialny pod wezwaniem św. Jana Chrzciciela oraz św. Franciszka z Asyżu. – Pierwsze wzmianki w literaturze o parafii w Bychawie pochodzą z 1325 roku. Mowa w nich o proboszczu, który nie zapłacił świętopietrza, za co spotkała go kara – dodaje z uśmiechem red. Adam Sikorski, prowadzący program \"Było, nie minęło…”.
– To jest szczęśliwy dzień. Dziś z samego rana namierzyliśmy pod Garwolinem szczątki samolotu Karaś. Czuje, że to nie koniec dobrych wieści – dodaje z nutą pewności Robert Kmieć.
Wstępnie zbadany
Robert Kmieć był już w bychawskim kościele.
– Wstępne badania pokazały, że pod podłogą są krypty. Dziś spróbujemy do nich zajrzeć.
– W księgach parafialnych prowadzonych z przerwami od 1896 roku, nie ma wzmianki o kryptach. Sam jestem ciekaw, co kryje nasza świątynia – dodaje ks. Łukasz Trzciński, doskonale znający historię parafii w Bychawie.
A ta jest niezwykle ciekawa. Pierwsze wzmianki o grodzisku w Bychawie są datowane na przełom IX i X wieku. Pierwszy kościół w Bychawie pw. św. Apostołów Piotra i Pawła był drewniany. – Przy czym obecnie trudno ustalić jego lokalizację. Prawdopodobnie znajdował się w pobliżu obecnej świątyni. Kościół ten był wielokrotnie ograbiany i niszczony przez Kalwinów, co doprowadziło do kompletnego zniszczenia. Po dziś dzień nie wiadomo, co stało się z ruinami – dodaje ks. Łukasz Trzciński.
Bychawska społeczność katolików w 1603 roku rozpoczęła budowę nowego, murowanego kościoła pod wezwaniem św. Jana Chrzciciela. Budowa zakończyła się 1639 r. Świątynia kilka razy była restaurowana – na początku XIX w., w 1897 r., po I wojnie światowej, w latach 60. minionego wieku i po raz ostatni na przełomie lat 80. i 90. XX wieku.
Georadar wkracza do akcji
Robert Kmieć podłączył sprzęt. Zaczęliśmy od prawej nawy świątyni. Georadar na specjalnym wózku zaczyna powoli skanować podłogę.
– O, jak pięknie widać. Mamy tu kryptę ze sklepieniem łukowym. Zaraz, zaraz, a tu jest droga, wchodzi pod ołtarz – mówi Robert Kmieć patrząc w ekran georadaru.
Po chwili mamy kolejne dane.
– Sklepienie krypty jest 40 centymetrów pod podłogą. Krypta ma 1,2 metra głębokości i 1,6 metra szerokości. Jest prawdopodobnie doskonale zachowana, bez zawaliska – dodaje Marek Lisowicz obsługujący georadar.
– Takie świątynie zawsze kryją tajemnice. Kto jednak szuka skarbów, może się srogo zawieść. Ostatnio badaliśmy krypty kościoła w Chełmnie. Zapewniano nas, że nikt do nich nie zaglądał przez ostatnie kilkaset lat. Tymczasem na murach były napisy cyrylicą, pamiątka po ostatniej wizycie czerwonoarmistów – opowiada Adam Sikorski.
Krypta się rozwidla
Fachowcy od georadaru na podłodze oznaczają kredą zarys krypty oraz miejsca dwóch odwiertów. Leszek Klimek zaczyna wiercić dwa niewielkie otwory w posadzce prawej nawy.
– Jednym wprowadzimy oświetlenie, drugim kamerę – tłumaczy Leszek Klimek i przez pierwszy otwór powoli wprowadza diodowy \"sopelek” oświetleniowy, drugim wjeżdża kamera. Po chwili na tablecie widać wnętrze krypty.
– Doskonale zachowana. Widać pięknie wymurowane sklepienie łukowe. O, jest trumna. Również w świetnym stanie. Nawet się nie zapadła. Konstrukcję krypty oceniam na XVII wiek. Świadczy o tym cegła palcówka. Niemożliwe, tam dalej widać filar. Krypta rozwidla się. Dalej są chyba jakieś korytarze. Aż takiego odkrycia się nie spodziewałem – mówi Robert Kmieć. Ale to nie koniec.
W tym czasie, gdy część ekipy zajmowała się prawą nawą, georadar pracował po drugiej stronie, w przeciwległej nawie.
– A tu mamy jeszcze większą kryptę. Ma jakieś 2,2 lub 2,3 metra wysokości. Ale ta jest częściowo zawalona – dodaje Marek Lisowicz.
Tak działa historia
Procedura powtarza się. Wiertarka, lampa, kamera.
– Niemożliwe. Ta krypta jest starsza o 200, 300 lat od pierwszej. Świadczy o tym fakt, że zbudowano ją z kamienia ciosanego. Niestety kamera nie możemy zejść niżej, bo przewód ma tylko 120 centymetrów długości. Dlatego nie możemy stwierdzić czy tam są jakieś pochówki – dodaje Robert Kmieć.
To była niesamowita sobota. Ekipie poszukiwaczy towarzyszył tłum ministrantów, którzy ochoczo pomagali w przestawianiu ławek.
– Nie spodziewałem się, że historia naszego kościoła jest aż tak pasjonująca. To jest fascynujący dzień, chyba najbardziej emocjonujący w moim życiu – mówi jednen z nich.
– Tak właśnie działa historia – dodaje z uśmiechem red. Sikorski.
Kto tam leży? Kto jest pochowany w tych kryptach?
Czy jest to Andrzej Myszkowski herbu Jastrzębiec, podczaszy, kasztelan lubelski, kalwin, który być może… nawrócił się przed śmiercią?
A może Wincenty Korwin Sarnecki, jeden z właścicieli Bychawy?
A może w starszej części leży rycerz Andrzej, który wsławił się w wojnie z Krzyżakami, o czym pisał Jan Długosz?
– Nie spodziewałem, się nasz świątynia kryje, aż takie tajemnice – dodaje ks. proboszcz.
– Zamiast odpowiedzi mamy jeszcze więcej pytań - przyznaje Robert Kmieć. – Na te można odpowiedzieć tylko po przeprowadzeniu badań archeologicznych. Tak to już jest z historią...
Poszukiwacze zaginionego czasu: Tajemnica krypt z Bychawy
Specjalna miniaturowa kamera zgrabnie wślizgnęła się do krypty przez niewielki odwiert. Za chwilę na tablecie pokazał się obraz, którego nikt nie widział przez ostatnie kilkaset lat. Kościół w Bychawie odkrył część swoich tajemnic. Ale pytań bez odpowiedzi jest teraz jeszcze więcej…
- 16.05.2014 12:27

Reklama












Komentarze