Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

Sędziowie wypaczyli wynik meczu Wisły Puławy z Limanovią?

Nie milkną echa remisu Wisły Puławy z Limanovią. Przypomnijmy, że niedzielne spotkanie zakończyło się remisem 2:2, ale gospodarze uratowali remis w... 98 minucie spotkania. \"Duma Powiśla\" miała po końcowym gwizdku spore pretensje do sędziów.
Najpierw w 60 minucie z boiska został wyrzucony Arkadiusz Maksymiuk. W końcówce także Dawid Pożak. W dziewiątkę przyjezdnym nie udało się utrzymać korzystnego wyniku.

– Uważam, że to był skandal. Przestrzegano nas, że mogą się tutaj dziać cuda i tak rzeczywiście było. Mój zespół grał dobry mecz i spokojnie by to wygrał, ale praca panów z gwizdkiem była taka, a nie inna. Dlatego uważam, że wynik został wypaczony – powiedział na konferencji po niedzielnym spotkaniu trener Jacek Magnuszewski.

Sporo wątpliwości było zwłaszcza w sprawie czerwonej kartki dla Pożaka, który kilka minut po wejściu na boisku zaatakował jednego z rywali wślizgiem od tyłu i trafił go w nogi. Nikt jednak nie spodziewał się, że arbiter wyciągnie od razu "czerwień”.

– To był atak od tyłu i należała się żółta kartka, ale w żadnym wypadku czerwona. Nie było tutaj żadnej brutalności. To był wielki błąd arbitra – wyjaśnia szkoleniowiec "Dumy Powiśla”.

Według gospodarzy wykluczenie Pożaka było zasłużone. Podczas konferencji po spotkaniu doszło nawet do małej kłótni na ten temat.

– Pierwszy raz nie zgadzam się z trenerem gości. My do tej pory cztery razy kończyliśmy mecze u siebie w dziesiątkę, raz w dziewiątkę. Dopiero teraz zdarzyło się, że to my graliśmy z przewagą, a nie rywale. Druga czerwona kartka dla mnie była ewidentna, atak od tyłu powinien być karany w taki sposób – oceniał z kolei Dariusz Siekliński, opiekun Limanovii.

Miło niedzielnego spotkania nie będzie wspominał także Mateusz Pielach. Pod koniec drugiej połowy obrońca Wisły dostał kopniaka w głowę i na chwilę stracił przytomność. Później został odwieziony karetką do szpitala, ale na szczęście nic groźnego się nie stało i wracał do Puław razem z resztą drużyny.

– Nie było w tym przypadku żadnej złośliwości. Po prostu podczas walki na boisku dochodzi czasami do takich sytuacji. Zresztą gracz rywali bardzo dobrze się zachował, bo później ciągle do mnie dzwonił, żeby się dowiedzieć, czy wszystko ze mną w porządku – mówi Mateusz Pielach. I dodaje, że nie ma szans, żeby opuścił sobotnie derby z Motorem.

– Takiego meczu za nic nie przegapię. Głowa wczoraj rano mocno mnie bolała, ale wszystko jest dobrze. Szkoda tej przypadkowej bramki w 98 minucie, jednak dobrze, że zdobyliśmy w Limanowej przynajmniej jeden punkt. Za trzy, czy cztery kolejki to "oczko” może się okazać bardzo cenne.

Podziel się
Oceń

Komentarze

ALARM 24

Masz dla nas temat?

Daj nam znać pod numerem:

+48 691 770 010

Kliknij i poinformuj nas!

Reklama

CHCESZ BYĆ NA BIEŻĄCO?

Reklama
Reklama
Reklama