Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

Zmarły w jakim kolorze ma być?

Jeszcze niedawno niektórych szokowało kremowanie zmarłych. A dziś można ich rozsypać na specjalnej łące, albo zrobić sobie z nich wisiorek. Ciekawscy cały proces przerabiania zmarłego mogą obejrzeć w Internecie. Skąd taki pomysł? Oczywiście z Ameryki. Ale już wkrótce będzie to można zrobić na Lubelszczyźnie.
Zaczęło się tak: Tomasz Salski, właściciel łódzkiej firmy pogrzebowej \"Klepsydra”, dowiedział się o \"diamentach pamięci” na targach funeralnych w Paryżu. - Dogadaliśmy się z prestiżową amerykańską firmą, która robi to już od kilku lat - wspomina Salski. Umowę szybko podpisano i do Łodzi trafiły pierwsze diamenty. Teraz z Amerykanami nawiązała już kontakt lubelska firma. Najpierw kremacja Coraz popularniejsza w Polsce. Szacuje się, że stanowi już 15 procent wszystkich pogrzebów. - W dużych miastach zwyczajnie zaczyna brakować miejsc na cmentarzach - tłumaczy mecenas Jerzy Kiełbowicz, prezes Regionalnego Stowarzyszenia Zwolenników Kremacji w Lublinie. W kolumbarium na cmentarzu przy ul. Lipowej jedna nisza kosztuje 4000 zł. I choć tylko jedna jest na razie zajęta, to sprzedano już prawie wszystkie. Na początek trafiła tu urna napełniona ziemią z miejsca, gdzie zginął poeta Józef Czechowicz. Po Czechowiczu - nastąpił pierwszy pochówek. Kolumbarium nikogo już w Lublinie nie dziwi. Tylko ksiądz może się pomylić i wyrecytować formułkę: Z prochu jesteś i w proch się obrócisz... Teraz łączka Co można zrobić z urną, w której zamknięto prochy zmarłego? - Zgodnie z prawem, urnę z prochami należy pochować w grobie lub kolumbarium - dodaje Kiełbowicz. Ale ostatnio karierę robią ogrody pamięci. Powstały przy cmentarzach w Warszawie, Wrocławiu, Włocławku i Poznaniu. - Pogrzeb odbywa się na specjalnej łące, porośniętej kwiatami. W finale zawartość urny rozsypuje się na ziemię - mówi mecenas Kiełbowicz. Różowy czy zielony? Moda przyszła ze Stanów, gdzie niektórym nie wystarcza stojąca na kominku urna z prochami ukochanej osoby. Potrzebują pamiątki, którą mogą nosić przy sobie. A jeśli ta pamiątka może być ozdobą, to jeszcze lepiej. Dlatego zmarłych przetwarza się na diamenty. - Po kremacji z człowieka zostają węgiel i minerały. Z węgla produkuje się diamenty. Więc z doczesnych szczątków także da się zrobić sztuczny diament - wyjaśnia prof. Stanisław Pikus z Zakładu Krystalografii UMCS. Ale nie ukrywa, że w polskich laboratoriach byłoby to trudne. Po spaleniu zwłok w krematorium wydziela się jedną dwunastą część prochów. Reszta trafia do urny i zostaje pochowana. - Prochy wraz z kopią dowodu tożsamości i oryginałem aktu zgonu zostają wysłane do firmy \"Life Gem”. Po wydzieleniu z nich węgla przekształca się go w grafit. W specjalnej prasie i bardzo wysokiej temperaturze z grafitu powstaje diament - tłumaczy Julita Dawidowicz z \"Klepsydry”. A klient może sobie zamówić kolor: żółty, zielony lub różowy. Prospekt reklamowy Z Ameryki diament trafia do Antwerpii, gdzie po oszlifowaniu zostaje oprawiony wedle życzenia: w pierścionek albo wisiorek. Dodatkowo, można sobie zamówić inskrypcję wyrytą zimnym laserem. W zależności od rodzaju szlifu, wagi i rodzaju oprawy, całość kosztuje od czterech do dwudziestu tysięcy euro. Czas oczekiwania: sześć miesięcy. Ale dla niektórych najbardziej szokujące jest to, że rodzina może cały proces obserwować w Internecie. - Przy składaniu zamówienia klient dostanie chroniony adres internetowy z loginem i hasłem, aby nikt inny nie mógł podglądać, co dzieje się z prochami bliskiej osoby - mówi właściciel \"Klepsydry”, który już nie może doczekać się przesyłki ze Stanów. Będzie mógł zaprezentować klientom, jak wygląda taki pierścionek i wręczyć im prospekty reklamowe. Właściwie to można Czy produkcja diamentów pamięci z prochów zmarłych jest w Polsce dozwolona? - Ponieważ polskie prawo dopuszcza podział prochów, to jeśli w testamencie zostanie zawarte takie życzenie, nie widzę przeszkód - mówi mecenas Kiełbowicz. Co na to Kościół? Zasadniczo nie widzi przeszkód, jeśli kogoś na to stać. Diament powstaje tylko z części prochów, reszta trafia do urny i zostaje pochowana. W polskiej tradycji nawet relikwie są dzielone. Niektórzy święci spoczywają nawet w kilkuset kawałkach. Tylko, co będzie przy Sądzie Ostatecznym? Według teologów, każdy powstanie z grobu. Czy cud zmartwychwstania uda się w przypadku prochu zamienionego w diament? A co na to zwykli ludzie? - Nawet nie wiem co o tym myśleć... Hitlerowcy robili z ludzi mydło, a teraz robi się biżuterię... Kto wymyśla takie rzeczy? Ludziom już całkiem odwala - mówi jubiler z Lublina. Na wszelki wypadek woli pozostać anonimowy. U nas już wkrótce - Jeśli dostaniemy zlecenie na diament pamięci, skontaktujemy się z amerykańską firmą i spełnimy wolę rodziny - mówi Dariusz Radko, kierownik Biura Obsługi Klienta z lubelskiej firmy Styks. - Według mnie, byłby to rodzaj profanacji - ripostuje Marta Woźna, współwłaścicielka Animusa, najstarszego zakładu pogrzebowego w Lublinie. A tymczasem \"Life Gem” wybrał już jedną z lubelskich firm do pośredniczenia w przekształceniu prochów zmarłego w diament. Którą? Odpowiedź mamy poznać 24 listopada na targach funeralnych \"Memento” w Warszawie. Na nałęczowskim cmentarzu stoi niezwykły grobowiec z rzeźbą św. Michała Archanioła oczekującego na Sąd Ostateczny. Wykuta w kararyjskim marmurze twarz to pamiątka wielkiego uczucia. Oczy, nos, delikatne usta... wszystko dokładnie takie samo, jak na pożółkłej fotografii Elżbiety Wernickiej. - Jej mąż, Wacław Wernicki, kochał ją i sztukę. Dlatego po przedwczesnej śmierci Elżbiety w 1900 roku, pojechał do Włoch i zamówił tę wspaniałą rzeźbę u znanego wówczas mistrza dłuta Emilio Zocchiego. Nawet jest jego autograf na rzeźbie, skrzętnie ukryty - opowiada Stanisław Tarka z Archiwum Zespołu Kronikarskiego w Strzelcach. Werniccy byli właścicielami pałacu w pobliskich Czesławicach. Ojciec Wernickiego w pierwszych latach XVIII w. mieszkał w Odessie. ponad sto lat później Werniccy przenieśli się do Warszawy, gdzie Wacław objął stanowisko dyrektora Banku Dyskontowego i poznał Elżbietę Lilpop, córkę przemysłowca Stanisława Lilpopa. - Po ślubie zamieszkali przy Alejach Ujazdowskich we wspaniałej willi wbudowanej przez wiedeńskich fachowców - opowiada Tarka. - W 1886 r. przenieśli się w pobliże Nałęczowa, kupując od Rosjanki Czmierziny majątek Czesławice. Wacław był już wtedy udziałowcem nowo wskrzeszonego Uzdrowiska Nałęczów. Z czasem w posiadłości Wernickich wybudowano pałac w stylu włoskim otoczony przez kilkuhektarowy park zaprojektowany przez Waleriana Kronenberga. Tarka nie ma wątpliwości: - Wacław był miłośnikiem i znawcą sztuk pięknych, człowiekiem wielkiej kultury, rozległych zainteresowań i artystycznych kontaktów o zasięgu światowym. Werniccy prowadzili w Czesławicach bogate życie towarzyskie. W gościnie bywali tu i Henryk Sienkiewicz, i Bolesław Prus, i prof. Julian Krzyżanowski. Werniccy bywali też u innych, chociażby na wiedeńskim dworze Habsburgów. Światowe życie przerywa choroba Elżbiety; nieuleczalna wówczas gruźlica. Zrozpaczony Wernicki szukał dla swojej żony ratunku u wielu lekarzy w kraju, za granicą, ale nadaremnie. Elżbieta w swoją ostatnia podróż wybrała się w 1900 r. Kilkanaście dni później Wacław Wernicki jedzie do Włoch; do Emilio Zocchiego. Gotową rzeźbę przewieziono do Nałęczowa w 1903 lub 1904 roku, dokładnie nie wiadomo. - Przepiękny Archanioł od razu wzbudzał sensację - opowiada Tarka. - Przez długi czas przychodziły tu tłumy zwykłych ludzi i artystów, by oglądać rzeźbę. Ale nic dziwnego: to prawdziwe dzieło i jedyne w Polsce tego artysty. Dziś nie każdy podziwia mistrzostwo Włocha. Kilka lat temu ktoś odłupał część trzymanej przez Archanioła w ręku trąby. Niszczeje też biały marmur, który ostatnio był odnawiany 30 lat temu. Czasem tylko ktoś zapali znicz. Bogumiła Wartacz
Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Komentarze

ALARM 24

Masz dla nas temat?

Daj nam znać pod numerem:

+48 691 770 010

Kliknij i poinformuj nas!

Reklama

CHCESZ BYĆ NA BIEŻĄCO?

Reklama
Reklama
Reklama