Reklama
Żeby bandyta nie miał szans
Żeby założyć własną firmę, nie musi się mieć pieniędzy, ale potrzebna jest wiedza i poczucie własnej wartości - mówi Robert Wojciechowski, właściciel Centrum Szkoleń Specjalnych \"Omega” w Lublinie.
- 25.01.2007 10:57
10 lat pracował w służbach specjalnych, choć woli mówić: \"w firmie państwowej”.
- W pewnym momencie dochodzi się do wniosku, że już nie ma możliwości rozwoju, że na jakimś etapie osiągnęło się wszystko. No i jeszcze, że pieniądze za np. narażanie życia są zbyt małe. To nie była decyzja podjęta pochopnie i nagle. To we mnie narastało i wreszcie doszedłem do wniosku, że
Wyjechał za granicę. Spotkał się z ludźmi, którzy pracowali na własny rachunek. Umocnili go w przekonaniu, że to nic trudnego.
- Nie trzeba opuszczać kraju, tu jest ogromny potencjał, tylko trzeba umieć go wykorzystać - twierdzi. - Oczywiście, jest wiele absurdów. Także w mojej dziedzinie. Na przykład, żeby było taniej, instytucja się ogłasza, że przyjmie pracownika ochrony... z grupą inwalidzką.
- Mam wyższe studia pedagogiczne, wieloletnią praktykę, postanowiłem zająć się doradztwem i szkoleniem w tym zakresie.
Jego firma nie jest agencją ochrony choć, oczywiście, ma rozeznanie w tym środowisku. I także dla ochroniarzy prowadzi zajęcia.
- Utarło się, że ochroniarze to \"pakerzy” i chamy. Ale 80 proc. tych, z którymi się spotykam, to mężczyźni po studiach. Fakt: mała garstka potrafi zrobić złą reklamę. Jednak zajęć z savoir-
vivre\'u nie prowadzę. Zresztą w sytuacji niebezpiecznej trudno o maniery.
Uważa, że współcześnie stajemy w obliczu wielu zagrożeń, do niedawna nieznanych. Sygnał o podłożeniu bomby, wzięcie zakładnika, zamach terrorystyczny - to wszystko może być realne. Jak się zachować?
- Składam ofertę wielu instytucjom. Jedne odpowiadają, inne nie. Na przykład w autobusach pasażer ostatnio tak często spotyka się z agresją, więc złożyłem propozycję szkolenia pracowników. Bez odpowiedzi...
Szkoli z zakresu posługiwania się bronią, uczy technik interwencyjnych, zachowań w sytuacji zagrożenia, obrony w razie ataku.
- Kokosów nie ma, ale można z tego żyć - nie ukrywa Wojciechowski. - Trzeba wiedzieć, gdzie jest luka na rynku i umieć to wykorzystać. Oczywiście sam muszę zabiegać o klientów, przekonywać, składać taką ofertę, która będzie wiarygodna i uzasadniona. Jestem sam sobie dyrektorem, szefem marketingu i pracownikiem. Do szkoleń zatrudniam najlepszych specjalistów w danej dziedzinie. Ani dnia nie żałowałem, że podjąłem taką decyzję.
Reklama













Komentarze