Słodki smak wolności
Praca na własny rachunek daje ogromne możliwości. Jest niezwykle kusząca. Tylko że... - Z czasem nie wiadomo, czy to ty masz firmę, czy to firma ma ciebie - mówi Sławomir Izdebski.
- 31.01.2007 18:06
- Dlaczego się na to zdecydowałem? Powód był prosty. Dla mężczyzny, który nagle został sam z dwójką małych dzieci,
- stwierdza Izdebski. - Jeśli miałem iść do syna do przedszkola przed południem, to, po prostu, szedłem. Nie musiałem nikogo o to prosić.
Najpierw próbował pracy w firmie sprzedającej kosmetyki. Też z dużym marginesem swobody, pozwalającym zaopiekować się dziećmi.
- Jednak ta firma, która ma bardzo dobry produkt, zupełnie nie dba o marketing - stwierdza. - Dziś nawet mało kto wie, że są takie kosmetyki, choć marka jest na rynku od kilkunastu lat. Trudno, żebym był dystrybutorem, sprzedawcą i jeszcze zajmował się reklamą. Dlatego finansowo bardzo kiepsko na tym wychodziłem.
Kiedyś ze znajomym, który przyjechał z innego miasta, rozmawiał o plusach i minusach własnego biznesu.
- On mi powiedział: \"Zauważyłem, że wy w Lublinie nie macie takiego sklepu z towarem z górnej półki”.
I tak powstał pomysł \"Świata czekolady”, w którym sprzedaje się luksusowe słodycze.
- Może w Lublinie jest rynek biedniejszy, ale nawet biedni czasem dają markowe prezenty. Są zresztą i tacy, których - jak się okazało - na drogie słodycze stać na co dzień.
Akurat w tej branży nie miał doświadczenia. Szukał kontaktów. Jak?
- Och, to jest chyba najprostsze - mówi Sławomir Izdebski. - Jeździłem do dużych miast, do sklepów z luksusowymi słodyczami i po prostu kupowałem je lub tylko zaglądałem pod spód produktu, kto jest importerem. Później dzwoniłem, pytałem o możliwość współpracy.
Najtrudniejsze jest to, że każdego wyrobu trzeba było spróbować.
- Przytyłem - żartuje. - Jednak na początku polegałem na własnym smaku i swoich upodobaniach. A przecież klienci nie musieli ich podzielać. Nie opierałem się na tym, co wybierali moi synowie. Bo dzieci preferują inne słodycze, a ja stawiałem na klienta dorosłego, a także zamożnego. A dzieciaki raczej pieniędzy nie mają.
Wciąż obserwuje, notuje o co pytają klienci - a gust mają coraz bardziej wyrafinowany. Od razu reaguje wzbogaceniem asortymentu. Bo w tej branży także są mody.
Obroty rosną. Zyski nie są to wielkie, ale na utrzymanie rodziny starczy.
Reklama













Komentarze