Reklama
Postawić na markę i szanować klienta
Już raz próbował. Nie udało się. Teraz zaczyna od nowa. Jest uparty? Niekoniecznie. Po prostu to umie i lubi.
- 05.04.2007 14:04
- Kiedyś pracowałem w tej branży za granicą - mówi Artur Skrzypek, właściciel sklepu AS Collection przy ul. T. Zana w Lublinie. - To była hurtownia odzieżowa z ubraniami markowymi. Firma sprzedawała końcówki serii, ale były to rzeczy drogie, a w polskich sklepach sięgające cen astronomicznych.
Zawsze lubił ładne ubrania. Jeździł po Niemczech, poznawał inne hurtownie, ale cały czas tliła się myśl, żeby spróbować samemu. W Warszawie, Krakowie były sklepy z odzieżą markową. W Lublinie nie.
- Uważałem, że i tu znajdzie się grupa osób zamożnych, które lubią się ubrać nietuzinkowo. Miałem rację. Ale zacząłem nie tak, jak trzeba.
Mówi, że poszedł zbyt ostro, na całość.
- Wykorzystałem znajomości za granicą i sprowadziłem bardzo dużo atrakcyjnego towaru. Co dwa, trzy tygodnie jeździłem po nowy. Zainwestowałem w dobrą reklamę, otworzyłem lokal w centrum miasta, duży, nowoczesny. Szybko okazało się, że moje starania nie przysporzyły mi wielu nowych klientów.
Głównie przychodzili znajomi i znajomi znajomych. Tylko od czasu do czasu nowe osoby. Kiedy podliczył wydatki na ZUS, podatki, okazało się, że zyski są niskie. Na dodatek złodzieje włamali się do sklepu. Perypetie z firmą ubezpieczeniową i odzyskaniem pieniędzy przekonały go do ostatecznej decyzji: zamknąć sklep.
Znów wyjechał za granicę. Gdy wrócił, postanowił spróbować ponownie.
- Zrobiłem sobie rachunek błędów oraz listę zmian, jakie muszę wprowadzić. Najważniejsze - zminimalizować koszt. Znaleźć dobrą lokalizację, gdzie jest dużo klientów. Uelastycznić czas otwarcia sklepu.
Dziś mam lokal niewielki, otwarty do dziewiętnastej, bo do osiemnastej wiele osób pracuje. Urozmaiciłem asortyment. Mam towary markowe, ale w różnej cenie, także egzemplarze pojedyncze i większe rozmiary - nie tylko dla dziewcząt bardzo szczupłych.
Jeździ po towar jak wtedy - co dwa, trzy tygodnie, ale przywozi mniej. Nie zatrudnia nikogo w sklepie. Często realizuje konkretne zamówienia klientów. Nawet jeśli nie ma zupełnej pewności, że kupią od niego to, co zamówili.
- Zawsze nabywca się znajdzie - stwierdza.
Magnesem przyciągającym klientów są częste przeceny, nie tylko sezonowe. Oraz to, że cenę można negocjować. Mówi, że najważniejsze to rozmawiać z ludźmi, poznawać ich potrzeby
Nie biegnie od razu z pytaniem \"W czym mogę pomóc?”. Wie, że to wiele osób irytuje, nie lubią tego. Daje czas do namysłu, pozwala swobodnie oglądać, przymierzać. Ale czeka na znak lub gest ze strony kupującego.
- Ja nigdy nie mówię klientce, że wygląda świetnie w jakimś ciuszku, jeśli uważam, że nie jest jej do twarzy. One to wiedzą i ufają mi. Mężczyźni częściej pytają o radę. Jeśli klient czuje się u mnie dobrze, to będzie wracał - dodaje.
Wielki plus własnego biznesu - iść do pracy z przyjemnością i przekonaniem.
Jednak są i minusy.
- Ponieważ jestem sam, to jak mam coś załatwić w urzędzie, muszę sklep zamykać. Dobija mnie biurokracja, różnego rodzaju formalności i papierkowa robota. Jednak w sytuacji spokoju - to znaczy: kiedy nie ma wypadków losowych, włamania etc. - można z tego wyżyć.
Reklama













Komentarze