Reklama
Kozi interes w Wierzchoniowie
Danuta i Tadeusz Kęcikowie prowadzą takie gospodarstwo od 15 lat. I chociaż - jak mówi pani Danuta - są niewolnikami, to twierdzą, że wybrali dobrze.
- 14.06.2007 10:41
Narzekają, bo narzekają, kokosów nie ma, ale żyją godziwie i - co ważne - są potrzebni, aktywni, robią dobry produkt. Cieszy ich, że mają stałych klientów i że przyjeżdżają do nich prawdziwi smakosze.
Piętnaście lat temu kupili parkę kóz. Wiedzieli, że mleko jest dobre dla alergików; zdrowe, bogate w witaminy i białko, polecane dla dzieci. Przede wszystkim myśleli o swojej córce i synu.
- Tak się zaczęło - śmieje się Danuta Kęcik. - Z parki zrobiło się więcej kózek i uznaliśmy, że trzeba się tym zająć. Mąż akurat przeszedł na emeryturę i nie ukrywam, że było ciężko finansowo. Pomyśleliśmy, że jakby kto kupował mleko, to zawsze parę groszy by wpadło.
Do Wierzchoniowa, gdzie mają gospodarstwo Kęcikowie jest blisko z Kazimierza, Nałęczowa i Puław. Zaczęli przyjeżdżać kuracjusze, turyści, a miejscowi także chętnie brali mleko dla dzieciaków.
- I tak życie wyznaczyło nam dalszy kierunek - mówi Kęcikowa. - Oczywiście decyzja należała do nas, ale przecież człowiek bez pracy źle się czuje. Ostatecznie postanowiliśmy zająć się hodowlą kóz.
Poszerzyli asortyment. Na fermie Kęcików kupowało się już nie tylko mleko, lecz także sery.
- Jak nauczyliśmy się je wyrabiać? Metodą prób i błędów - mówią. - Nikt nam nie pomógł, nikt niczego nie nauczył i nie podpowiedział.
Czytali literaturę, szukali informacji, cały czas się szkolili. Tadeusz Kęcik pojechał do Frankfurtu i kupił pasteryzator oraz foremki do serów. W kraju ich nie było, dlatego Kęcikowie byli nowatorscy.
Dziś odstawiają sery do dobrych sklepów i restauracji w Warszawie. Kupują je także sklepy w Nałęczowie. Przed fermą w Wierzchoniowie zatrzymują się samochody z rejestracjami z całej Polski - to turyści przyjeżdżają po sery. Ich produkt został nagrodzony na krajowej wystawie żywności.
To nieprawda, że kozy jest łatwo hodować. Owszem, są mało wybredne, ale jak nie dostaną dobrej paszy, to mleko będzie mniej wartościowe. Hodowla w Wierzchoniowie jest ekologiczna, stado uznane za najlepsze i pod ciągłą kontrolą. W tej chwili liczy 50 matek. Ponieważ jest coraz większy popyt na jagnięcinę, ta również znajduje odbiorców szczególnie w tzw. bałkańskich restauracjach. Jednak Kęcikowie nastawiają się głównie na mleko i jego przetwory. Ale praktycznie z kozy zużywa się wszystko, bo nawet jej skóra to znakomita, najbardziej delikatna, giemza, z brody robi się pędzle poszukiwane przez plastyków, z rogów wykonuje się różne ozdoby. Dziś przemysł kosmetyczny produkuje wiele balsamów i kremów na bazie koziego mleka.
- Utrzymujemy się z tego naszego koziego biznesu i dookoła nie mamy konkurencji. Jesteśmy jedyną taką hodowlą na Lubelszczyźnie - mówią. - W tym roku chcemy postawić nową koziarnię i udojnię, jest już gotowy projekt, mamy także nadzieję na pomoc unijną.
Jednak, jak zgodnie przyznają, to nie jest łatwy chleb. Martwią się, kto po nich przejmie to dobrze rozwijające się przedsiębiorstwo.
- Bo to jest taka praca, która z człowieka robi niewolnika - powtarzają hodowcy. - Młodzi chcą być dziś wolni, niezależni. A tu nie ma święta, nie wyjeżdża się na wczasy, na weekend. Zwierząt trzeba doglądać czasem przez 24 godziny. Rzadko mam tyle czasu w południe, żeby coś ugotować. To dobry i rzadki u nas biznes, ale wymaga wysiłku.
Mówią, że każdy dziś kocha wieś, ale tylko wtedy, kiedy jedzie na grilla. Chętnych do założenia na wsi biznesu raczej nie ma.
- A jednak to była bardzo dobra decyzja - upewnia nas Danuta Kęcikowa. - Od nikogo nic nie chcemy, dajemy sobie radę, jesteśmy zadowoleni. A że tyle pracy trzeba w to włożyć? Cóż, za darmo to nic nie ma. Nigdy nie żałowaliśmy tamtej decyzji.
Reklama













Komentarze