Bo urzekł nas kolor borówki amerykańskiej
Pracowaliśmy z Markiem w Brukseli. Ale raptem przychodzi taka myśl: nie będziemy tu żyć wiecznie. Wrócimy do Polski - wspomina Wiesława Fornal.
- 04.07.2007 18:31
Dziś z mężem prowadzą w Osmolicach plantację borówki amerykańskiej.
- Po powrocie szukaliśmy sposobu na życie. Może hodowla ślimaków? Jeździliśmy do hodowców, oglądaliśmy. Nie, to nam nie pasowało - opowiada pani Wiesława. - Kiedyś spotkaliśmy kobietę, która miała niewielką plantację borówki. Pojechaliśmy do niej i od razu wiedziałam: to jest to. Urzekł mnie ten granatowy kolor.
Mówi dziś, że na pewno działała wtedy emocjonalnie. Że obydwoje nie zdawali sobie sprawy z tego, ile takiej plantacji trzeba poświęcić czasu, wysiłku. No i pieniędzy.
Zaczęliśmy jeździć na kursy, szkolenia, do SGGW w Warszawie. Musieliśmy się nauczyć od podstaw: jakich gleb wymaga, jakiego podłoża, jak ciąć, jaką odmianę wybrać. Kontaktowaliśmy się ze Stowarzyszeniem Plantatorów Borówki Amerykańskiej w Skierniewicach.
Pani Wiesława odziedziczyła 70 arów ziemi w Osmolicach. Pszenno-buraczanej, jaka ucieszyłaby każdego rolnika. Jednak dla borówki amerykańskiej była fatalna.
- Borówka jest taką rośliną, jak wrzosowate - lubi podłoże piaszczyste, kwaśne, wodę, torf - mówi. - Posadziliśmy w dołkach krzaki, obsypaliśmy trocinami i korą, ale po jakimś czasie borówka zaczęła usychać. Myślę: może pędraki? Odkopałam. A to nie pędraki, tulko pod spodem ziemia jak skała. U mnie na dwa szpadle już jest glina, a borówka musi mieć piasek przepuszczalny. Trzeba było wszystko wykopywać, zmieniać podłoże i znów sadzić.
Na początku posadzili 1200 krzaków przywiezionych z SGGW z Warszawy. Same sadzonki kosztowały wtedy ok. 8 zł za sztukę. Jednak koszt przygotowania podłoża i całej plantacji wyniósł dla jednej sadzonki 100 zł.
- Trzeba było przygotować ziemię, założyć sieć nawadniającą, zrobić własne ujęcie wody, wykonać osłony przeciwwietrzne i przeciw zającom - wyjaśnia.
Wtedy, kiedy zakładali plantację, w Stowarzyszeniu Plantatorów Borówki Amerykańskiej było ok. 30 osób. Nikt jeszcze nie znał tych fantastycznych owoców. Za granicą kupowane są na kilogramy, u nas na małe pojemniczki. Rozmrożone nie zmieniają się na miękką papkę, a są jędrne i bardzo smaczne. Polecane alergikom.
- Dlaczego ludzie zniechęcają się do uprawy borówki? - zastanawia się pani Wiesława. - W pierwszym roku borówka wcale nie owocuje. Na drugi rok ma na jednym krzaczku może kilkanaście owocków. W następnych trochę więcej. Na dobrą sprawę owocuje dopiero w siódmym roku. A przez ten czas trzeba ponosić koszty uprawy, cały czas trzeba inwestować. Mogę powiedzieć, że my dopiero po tylu latach mamy czystą złotówkę.
Uprawa borówki wymaga dużej wiedzy i pasji. Trzeba ją umiejętnie przycinać - wtedy się nie starzeje. A dobrze pielęgnowany krzew może żyć i owocować nawet 50 lat!
W tej chwili Fornalowie mają 2 tys. krzaków. I pani Wiesława sama przy nich pracuje. Mówi, że tylko ona potrafi to dobrze zrobić.
Zbieranie borówki nie jest proste. Trzeba mieć wprawę i dobre oko. Należy zrywać tylko owoce pełne, całe granatowe, dojrzałe. Te, które z jednej strony są lekko czerwone, będą kwaśne. Rwacze muszą być bardzo uważni i mieć doświadczenie.
- Dlatego nie płacę od łubianki, a za godzinę - mówi pani Wiesława. - Zależy mi na tym, żeby zrywali to, co najlepsze, a nie na ilość. Daję początkującemu rwaczowi 4 zł za godzinę, doświadczonemu 5 zł.
Żali się, że ci plantatorzy, którzy nie zwracają na to uwagi, psują rynek.
- Sprzedajemy borówki już od trzech tygodni do marketów w Lublinie i w Krakowie - wyjaśnia pani Wiesława. - Jeśli nie będzie załamania pogody albo wielkich upałów - bo wtedy błyskawicznie dojrzewa - to zbiór powinien trwać do 25 września.
Reklama













Komentarze