Reklama
Sklep pełen aromatów
Teraz w Lublinie trudno będzie kupić rewelacyjny, słodko-pikantny owoc piquante marki \"Peppadew” - do wyjątkowych potraw.
- 12.07.2007 10:14
Specjalistyczny lubelski sklep z kawą i herbatą \"Herbama” zamyka dział przypraw.
- Moja przygoda z przyprawami trwała trzy miesiące. I chyba przegrałam - mówi Magdalena Poprawska, właścicielka \"Herbamy”. - Moje życie z kawą i herbatą toczy się 11 lat. Raz jest lepiej, raz gorzej, ale wciąż jesteśmy razem.
Skończyła bibliotekoznawstwo, bo
myślała, że... w pracy będzie czytać książki.
Pomyliła się. Bibliotekarz najczęściej odwala żmudną robotę biurowo-inwentaryzacyjną. Jednej z placówek oświatowych zaproponowała, że zorganizuje im bibliotekę.
- Chciałam coś tworzyć, być autorem projektu, dzieła. Do dziś mi nie odpowiedzieli - śmieje się.
Organizowała duże biuro.
- Okazało się po trzech latach, że dobija mnie monotonia - wspomina.
Wtedy, przed jedenastu laty, zobaczyła w Krakowie sklep z herbatami.
- Byłam zachwycona. W Lublinie czegoś takiego nie było. Wiedziałam, że taki sklep, który stworzę od podstaw, to coś dla mnie.
Jednak trzeba było mieć kontakty, importerów, wiedzę. Tę ostatnią chłonęła, skąd się dało. A krakowski sklep zaproponował jej współpracę na zasadzie franczyzy.
- Już niemal zdecydowałam się, ale niespodziewanie znalazłam własne źródło zaopatrzenia. W dodatku, przy fraczyzie musiałabym zapłacić bardzo drogą licencję, kupić firmowe wyposażenie i meble. A ja chciałam, żeby mój sklep wyglądał inaczej. Chciałam sama tworzyć, aranżować, organizować. I ceny wyjściowe mieli wysokie. Ja już wiedziałam, że towar mogę kupić taniej i mogę stosować różne formy zachęty czy promocji dla klienta. Na przykład, wprowadzić stałą kartę klienta, organizować konkursy, dawać jakieś upusty. A franczyza jest sztywna. No i musiałabym mieć jakiegoś szefa, który miałby coś do powiedzenia.
Znalazła importerów, a na drugim piętrze domu przy ulicy Kapucyńskiej ojciec zbudował regały. Wchodziło się po drewnianych, skrzypiących schodach w inny świat - świat aromatów, pięknej porcelany, przyrządów do parzenia herbaty, rozmaitych puszeczek.
To był dopiero ósmy taki sklep w Polsce.
- Na początku było 40 herbat sypkich i trochę konfekcjonowanych, pierwsze Dilmah, zawsze świetny Lipton. Furorę robiła herbata rum z cytryną, albo earl grey z bławatkiem lub wciąż kupowana zielona. Klienci mozolnie wdrapywali się na to drugie piętro. Taki sklep był dla nich objawieniem, zaspokajał wyrafinowany gust. Tu każdy mógł powąchać herbatę, wybrać, kupić na wagę.
Zaczęła, jako pierwsza, importować herbatę Twinings, która od razu zyskała uznanie.
Rok 2000 uznała za najgorszy. Myliła się. Każdy następny był gorszy od poprzedniego. Ludzie biednieją, albo też poszukują nowości, ale nie wyrabiają w sobie stałej potrzeby smakowania najlepszych herbat. Spróbują, zachwycą się, ale na co dzień kupują te z najniższej półki w markecie.
- Przeprowadziłam się, obok zwolnił się lokal i na fali wzrostu zainteresowania kuchnią innych krajów sprowadziłam znakomite przyprawy, jakich nigdzie w Lublinie nie było. Pierwszego dnia w kasie było 280 zł. Pomyślałam: później może być tylko lepiej. Było gorzej. Utarg wynosił ok. 80 zł. Musiałam zapłacić 2 tys. zł czynszu, pensję pracownikowi. Zlikwidowałam sklep i teraz mam jeszcze trochę przypraw w \"Herbamie” .
A jednak nie czuje się zniechęcona.
- Jest bardzo ciężko, ale nie poddaję się - mówi. - Widać w biznesie nie zawsze ważne są duże pieniądze. Znam się na tym i kocham to, co robię. Ten sklep to moje dzieło, w które wkładam pasję, czas i uczucie.
Reklama













Komentarze