Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

Do Anglii? A po co? Tu mam co robić!

Czasem życie zmusza do podjęcia decyzji. Kiepskie życie. I odpowiedzialność za rodzinę.
- To, że założyłem firmę remontową, sprawił może przypadek. A może przemyślałem po prostu, że tak dalej być nie może - mówi Marcin Janik, dziś prowadzący własną działalność. Próbował różnych profesji. Był przedstawicielem firmy, prowadził magazyn, zajmował się windykacją, jednak te wszystkie zajęcia miały dwie wady. - Po pierwsze - mało zarabiałem. Po drugie - ja jestem indywidualistą. Nie bardzo się poddaję naciskom, nakazom - mówi pan Marcin. Zatrudnił się w serwisie wendingowym, czyli takim, który naprawia automaty do kawy. - To już mi bardziej odpowiadało. Telefon, że automat zepsuty, jadę, naprawiam. Minusem było to, że mogą zadzwonić w niedziele lub święto. Jednak zarabiał niewiele. - Zaczęły się finansowe problemy, byłem zadłużony, trzeba było spłacać kredyty, a na utrzymaniu miałem rodzinę - wspomina. - Zastanawiałem się, jak można dorobić. Zawsze był chłopakiem, który w domu pomagał, wiele umiał zrobić. W domu samemu się robiło remonty, malowanie. - Kolega zaproponował mi współpracę. Pomyślałem: dlaczego nie? Nie chciał zwalniać się z firmy reperującej automaty. - To była moja jedyna praca. A jak to drugie zajęcie by się nie powiodło, zostałbym całkiem na lodzie. Znajomi zlecili mu jakieś malowanie. Jedni polecali drugim, mógł robić to po południu. - Pamiętam swoje pierwsze większe zlecenie. To był duży, stary sklep spożywczy. Nie miałem pojęcia o tym, ile to roboty. I ten cały olbrzym, w którym jedna robota pociągała za sobą drugą, wyremontowałem za 600 zł. Robiłem to cały miesiąc. Ale uwierzyłem w siebie. Zarejestrował działalność. - Jestem zadowolony. To ja wybieram klienta - mówi stanowczo. - Mówię: tyle będzie kosztowało. Jak się klientowi nie podoba, nie musi u mnie zamawiać roboty. Jednak - jak wyjaśnia - daje gwarancję i nie kłóci się o poprawki. Chce być uczciwy, zależy mu na opinii. - Są różne mieszkania. Do tych nowych praktycznie można się sprowadzać. W starych zawsze czyhają niespodzianki. Jednak to młodzi ludzie, w nowych osiedlach, mają pieniądze na wykończenie, na zatrudnienie ekipy. Starzy ludzie malują sobie sami. Wszystko jedno - jak. Aby było czysto. Zatrudnił kiedyś kolegę muzyka. Chciał mu pomóc. - On płakał przy robocie - wspomina dziś. - Nie wytrzymał. Był w ekipie tylko parę miesięcy. Trzeba dźwigać, ciężko pracować fizycznie. - I mieć wiedzę i umiejętności - twierdzi. - Ja sam, choć wydawało mi się, że dużo umiem, musiałem jeszcze się uczyć. Jeśli można od mistrza nabyć wiedzę, to lepiej. Dziś nie ma problemu - glazura, panele, gładzie, malowanie - potrafi wszystko. - Czemu nie wyjeżdżam do Anglii? A po co? Tu dobry fachowiec nie zarobi mniej. A rozłąka z rodziną się nie liczy? Nie zrezygnował z pracy w firmie reperującej automaty do kawy. I żyje nieźle.

Podziel się
Oceń

Komentarze

ALARM 24

Masz dla nas temat?

Daj nam znać pod numerem:

+48 691 770 010

Kliknij i poinformuj nas!

Reklama

CHCESZ BYĆ NA BIEŻĄCO?

Reklama
Reklama
Reklama