Spece od jaja
\"Żeby mam się piłka nie wyprostowała” - takie życzenia skłądają sobie rugbiści na Wielkanoc
- 21.03.2008 16:50
Mówią o nich, że to najwięksi jajcarze wśród sportowców. Jeśli chcesz ich zdenerwować, życz im \"wyprostowanej piłki”. W Wielkanoc, jak w żadne inne święta, rugbiści mają podwójną okazję do świętowania.
Wszystko zaczęło się 7 kwietnia 1823 roku w angielskim miasteczku Rugby w pobliżu Birmingham, podczas meczu piłki nożnej. Uczeń męskiego gimnazjum Wiliam Webb Ellis chciał sam rozstrzygnąć wynik zaciętej rywalizacji. Chwycił futbolówkę pod pachę i mijając zaskoczonych zawodników, położył pod bramką przeciwnika. Od tamtego wydarzenia niebawem minie 185 lat. Dziś owalna piłka znana jest na całym świecie, przyciągając tysiące kibiców. Nie tylko emocjami, walką, ale także wspaniałą i niepowtarzalną atmosferą.
Sportową mapę Lublina również trudno wyobrazić sobie bez rugby. Nawet spadek do drugiej ligi nie zraził prawdziwych sympatyków Budowlanych. Za dwa tygodnie podopieczni trenera Piotr Chodunia, meczem z RC Koszalin, rozpoczną wiosenne zmagania o ligowe punkty. I żeby start był udany, wczoraj rugbiści zorganizowali sobie wielkanocne jajeczko.
- To nasza tradycja - tłumaczy lubelski szkoleniowiec. - Dotąd było tak, że w Wielką Sobotę graliśmy już ligę, a po meczu musiało być tradycyjne jajeczko. Gdy występowaliśmy na wyjeździe, jajka braliśmy ze sobą. U nas, zdecydowanie bardziej niż w innych dyscyplinach, Wielkanoc skłania do skojarzeń. Przede wszystkim gramy jajową piłką, wymagającą większych umiejętności - od piłkarzy, koszykarzy, czy siatkarzy. Wiele razy piłka odbije się nie tak jak trzeba, stąd jest śmiechu co nie miara. O walce w podartych koszulkach, bądź ściągniętych spodenkach nie wspominając.
Rugbiści składają sobie nietypowe życzenia - \"żeby nam się piłka nie wyprostowała”. - Kiedy przyszedłem do Budowlanych 11 lat temu, już wtedy usłyszałem takie powiedzenie - wspomina 24-letni Tomasz Stępień, wychowanek lubelskiego klubu. - Chodzi o to, abyśmy zawsze grali piłką jajową. I nikt z nas, mimo że fortuny na rugby się nie dorobił, nie wyobraża sobie, aby zamienić ją na tę bardziej kształtną.
Rugbiści, jak mało kto lubią jaja jeść i... je robić. - Na przystanku pod Warszawą nie zabrałem z postoju Pawła Czerwonki - wspomina trener Choduń. - Gdy sprawdzałem obecność w autokarze lista mi się zgadzała. A wszystko przez jednego z zawodników, który podniósł dwie ręce, za siebie i kolegę. Na szczęście Paweł szczęśliwie dotarł do Lublina.
Ale takich historii jest bez liku. - Gdy jechaliśmy do Gdańska, dla jaj nie spakowałem do autokaru torby z rzeczami Grzegorza Kręglickiego. No i zagrał w pożyczonym stroju oraz butach - wspomina Stępień. - Z kolei kiedyś, za namową Pawła Pieniaka, wyskoczyliśmy z sauny w samych ręcznikach wprost na... posiedzenie zarządu klubu. Po żadnym innym meczu zawodnicy obu drużyn nie grillują razem i nie piją wspólnie piwa - dodaje popularny \"He-man”.
Reklama












Komentarze