Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

Jeżdżą bokiem po Torze Lublin (wideo)

Już nie liczę ile włożyłem w mojego nissana. Pewnie kupiłbym sobie mieszkanie pod miastem.
Wolę tego nie sumować, bo dostałbym zawału - mówi Bartosz Stolarski z Warszawy, zwycięzca sobotniego Toyo Drift Cup 2008. Jest to sport w czystej formie, bo nagrody od sponsorów pokrywają lichy ułamek wydatków na sprzęt. W lubelskich zawodach zorganizowanych przez Polską Federację Driftingu wzięło udział 53 zawodników. To jest więcej niż w rajdzie Elmot, który ruszył wczoraj. - Do Lublina na I eliminację przyjechało 53 zawodników. To bardzo dużo.

Załadowane przez: Dziennik Wschodni. Realizacja Łukasz Minkiewicz
Do sobotnich finałów zakwalifikowała się 30 jeźdźców. Wygrał Bartosz Stolarski z Warszawy - wyjaśnia szczegółowo Magda Budek, event manager w Polskiej Federacji Driftingu. - Pierwszą eliminację oglądało ponad 2800 kibiców. Taka frekwencja nas mile zaskoczyła - dodaje Budek. - To jest naprawdę diabelnie widowiskowe. Wózki idą slajdem, silniki wyją, brakowało tylko dymu spod opon. Ale i tak był czad, choć lało jak z cebra - mówi Tomasz Skórski, kibic z Kielc. - Nie było łatwo. Trasa była trudna, techniczna i szybka. Naprawdę duże słowa uznania - mówi Bartosz Stolarski. - Drift to kwintesencja jazdy. Jest szybkość i jazda bokiem. Akurat podczas I eliminacji jeździliśmy 60, 70 na godzinę, bo padał rzęsisty deszcz. Gdyby było sucho, myślę, że i \"90” pojawiłaby się na \"budziku”. A to w przypadku driftu jest bardzo szybko. Zwykły śmiertelnik po takiej przejażdżce ma dość. Ale do tego sportu trzeba być nienormalnym - dodaje Stolarski, który w ten sport bawi się już trzy lata. Jak każdy młody sport, tak i drift to duża grupa zapaleńców. Jeżdżą wyłącznie dla sportu, bo nagrody dla najlepszych są dość skromne - 2000 złotych dla zwycięzcy eliminacji, nagroda główna komplet opon Toyo wart 6-7 tysięcy, dla triumfatora cyklu. - Tu chodzi o radość z jazdy, rywalizację i adrenalinę. Życie ma smak, kiedy bokiem się sunie po łuku. Lubelska impreza, współorganizowana przez Automobilklub Wschodni, zebrała same pochwały za organizację. - Mimo ogromnej wody lejącej się z nieba, wszystko działało - komputery, elektroniczny pomiar czasu. Tor do jazdy był ustawiony perfekcyjnie - dodaje Stolarski. - Patrząc po Kronie toru, na której stały tysiące kibiców, wiemy jedno: ten sport ma przyszłość. Prawdopodobnie otworzymy na Torze Lublin Akademię Driftu - mówi Kuba Jankowski z Automobilklubu Lubelskiego. Kolejna eliminacja Toyo Drift Cup za rok. To nie znaczy jednak, że w tzw. międzyczasie na Torze Lublin nie pojawią się auta sunące bokiem.
Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Komentarze

ALARM 24

Masz dla nas temat?

Daj nam znać pod numerem:

+48 691 770 010

Kliknij i poinformuj nas!

Reklama

CHCESZ BYĆ NA BIEŻĄCO?

Reklama
Reklama
Reklama