

10 października Stal Kraśnik nie pojechała na wyjazdowy mecz do Dębicy. Na oficjalnym profilu klub poinformował, że to efekt awarii autokaru. Nie uwierzyli w to chyba jednak nawet najbardziej naiwni. W środowisku od dawno aż huczało od plotek o problemach kraśnickiego klubu. „Zepsuty” autokar szybko stał się obiektem drwin, ale jest też symbolem tego, co od wielu miesięcy dzieje się w Stali. To w gruncie rzeczy wisienka na zakalcowatym torcie wypiekanym przez prezesa Jędrasika. Zapraszamy do kraśnickiego uniwersum nieodpalających pojazdów, niezarabiających piłkarzy i nieodebranych połączeń. Uniwersum, z którego wypisał się właśnie trener Robert Chmura.

Za namową burmistrza
Główny antybohater tego tekstu, Marcin Jędrasik, został prezesem Stali w styczniu 2022 roku. Przejął stery w klubie po Łukaszu Świądrze. Jędrasik to przedsiębiorca spod Wilkołaza, który wcześniej angażował się w działalność innego klubu – Ruchu Popkowice. Był tam zarówno trenerem, jak i działaczem. – Propozycja wyszła w ubiegłym roku od zarządu Stali Kraśnik. Zaproszono mnie na spotkanie, zaproponowano wejście do zarządu. Ja przedstawiłem swoje warunki, nie doszliśmy wtedy do porozumienia i temat się urwał. Po raz kolejny pojawił się on po rezygnacji z funkcji prezesa Łukasza Świądra. Zadzwonił do mnie burmistrz Wojciech Wilk, zapytał czy nie chciałbym się zaangażować w Stal – mówił Jędrasik w 2022 roku w wywiadzie na łamach portalu Kraśnik24.
– Spotkaliśmy się, przedstawiłem mu swoją wizję przyszłości Stali. Powiedziałem, że mogę wejść do klubu, zaangażować się w pracę organizacyjną i jako sponsor, ale chciałbym to robić w otoczeniu ludzi, których sam sobie wybiorę. Burmistrz na to przystał i za zgodą członków stowarzyszenia podjąłem to wyzwanie. A Stal zawsze była w moim sercu, w Stali Kraśnik zaczynałem swoją przygodę z piłką nożną – opisywał we wspomnianym wywiadzie szczegóły swojego przyjścia do klubu Jędrasik.
W dalszej części rozmowy Jędrasik mówił o planach i wizji prowadzenia Stali. Dużo okrągłych i ładnych zdań. Stabilizacja, rozwój, inwestowanie w młodzież, klub jako wizytówka miasta. Nowo wybrany prezes wspominał również bez ogródek o tym, że przejmuje klub z zadłużeniem, które systematycznie trzeba będzie spłacać. Nie padła konkretna kwota, ale w ciemno można obstawiać, że dziś – prawie 4 lata później – Stal jest w znacznie gorszej kondycji finansowo-organizacyjnie, będąc kompletnie niewiarygodnym podmiotem.
Letnia ofensywa
Sezon 2022/23 niebiesko-żółci skończyli na 4. miejscu. Pierwszy pełny sezon Jędrasika w roli prezesa zespół zakończył oczko wyżej, już na podium IV ligi. Na kolejny sezon cel był oczywisty – awans. Można to było jasno wywnioskować z grubych ruchów transferowych Stali. Klub zasilili tacy gracze jak Roman Mykytyn, Karol Kalita, Adam Nowak, Mateusz Wyjadłowski, Kamil Duda, Denys Demyanenko, Kamil Bartoś czy Przemysław Lech. Gdy sprowadzasz zawodników z takim piłkarskim CV, może oznaczać to tylko dwie rzeczy. Po pierwsze – dobrze płacisz. Po drugie – chcesz grać o wyższe cele. Szybko okazało się jednak, że z tym pierwszym mogą być kłopoty…
Pierwsze plotki o zaległościach płacowych w Stali pojawiły się już jesienią 2024 roku. Mówiło się, że prezes Jędrasik zaproponował naprawdę bajońskie jak na tę ligę zarobki, ale póki co są to wyłącznie pieniądze na papierze, a niekoniecznie na kontach piłkarzy czy sztabu szkoleniowego. Drużyna pod wodzą trenera Kamila Witkowskiego punktowała jednak aż miło i rundę jesienną zakończyła na pierwszym miejscu z imponującym bilansem 14-2-0. Kibiców niebiesko-żółtych mogły niepokoić jednak nie tylko spekulacje na temat klubowych finansów, ale również forma Lublinianki, która po jesieni miała raptem punkt mniej na swoim koncie. To między tymi zespołami wiosną miała się rozstrzygnąć kwestia awansu do III ligi.
Transfer widmo
Zimą kraśniczanie dali kolejny pokaz swoich możliwości, informując o zakontraktowaniu Adriana Szynki. Były napastnik Warty Poznań miał trafić do Kraśnika latem, już po planowanym awansie. Transfer snajpera, który na tym poziomie rozgrywkowym jest niemal gwarantem bramek, musiał robić wrażenie. Sęk w tym, że – jak pokazała przyszłość – Szynka do Stali nie trafił.
– Ze względów rodzinnych nie mogłem się przenieść do Kraśnika i cieszę się, że otrzymałem możliwość dalszej gry w klubie ze Starachowic – mówi sam zainteresowany. – Nie ukrywam, że wpływ na moją decyzję miały też doniesienia na temat kłopotów finansowych Stali. Świat piłkarski jest mały i docierały do mnie informacje z różnych stron – dodaje piłkarz.
Szynka mówi też, że rozwiązanie kontraktu ze Stalą było sporym problemem. – Niepotrzebnie zdecydowałem się podpisać umowę tak szybko. Potem prezes Jędrasik robił duże problemy, mimo że przyszedłem za darmo jako wolny zawodnik. Ignorował moje próby kontaktu. W końcu zarobił na moim transferze 25 tysięcy złotych kompletnie za nic – opowiada napastnik Stara Starachowice.
Transferowe fajerwerki
Szynka ostatecznie w Kraśniku nie wylądował, ale zimą do klubu powrócił Rafał Król. Już latem spekulowano o propozycji, jaką wychowanek otrzymał z macierzystego klubu. Wtedy zdecydował się jednak zostać w Motorze, by zasmakować gry w Ekstraklasie. W Kozim Grodzie został legendą, ale większych szans na regularną grę u trenera Mateusza Stolarskiego już nie miał. Zimą skusił się więc na ofertę z rodzimego Kraśnika. W kuluarach mówiło się nawet, że kontrakt zaoferowany Królowi był lepszy niż ten w Motorze (sic). Brzmiało to kuriozalnie, ale przecież nie była to pierwsza plotka o kraśnickim bizancjum.
Na tym jednak nie koniec. Prezes Jędrasik ma bowiem wyraźną słabość do głośnych nazwisk. Robił nieudane zakusy pod transfer Tomasza Brzyskiego. Udane okazały się inne umizgi. 4 kwietnia poinformowano, że klub zakontraktował Jakuba Rzeźniczaka. Nie był to wcale spóźniony primaaprilisowy żart. Rzeźniczak to gracz, którego nikt nie musi sobie googlować. Wielokrotny mistrz Polski z Legią Warszawa, dziewięciokrotny reprezentant kraju, a do tego niezwykle medialna postać. Wprawdzie piłkarska kariera Rzeźniczaka jest już raczej na ostatniej prostej, ale na realia lubelskiej IV ligi był to transfer wręcz kosmiczny. Kolejny mocny przekaz do ligowej konkurencji, że nie ma czego szukać w rywalizacji z kraśnickim potentatem finansowym. Tak mogło się przynajmniej wydawać z zewnątrz, bowiem kto był w środku, ten wiedział, że wcale tak różowo nie jest, a finansowe zaległości to w zasadzie tutejsza codzienność.
"Przekręt"
9 kwietnia tego roku Stal przyjechała na lubelską Wieniawę, by w zaległym spotkaniu na szczycie zmierzyć się z wiceliderem, Lublinianką. Król zagrał cały mecz, a Rzeźniczak pojawił się na boisku dopiero w końcówce. Miał nawet dobrą okazję strzelecką. Ostatecznie gola nie zdobył, a Stal niespodziewanie przegrała 1:2. Był to spory cios dla faworyta rozgrywek. Goście nie pogodzili się z takim wynikiem i na klubowym profilu na Facebooku grafikę z wynikiem spotkania opatrzyli lakonicznym komentarzem „Przekręt”. To o tyle zdumiewające, że mecz był prowadzony przez sędziego Huberta Chmurę bez zastrzeżeń i większych kontrowersji, a nieuznana z powodu spalonego bramka Stali nie budziła większych wątpliwości. Sprawą haniebnego wpisu kraśnickiego klubu zajął się Lubelski Związek Piłki Nożnej. Skończyło się na pogrożeniu palcem, ale Stal musiała przeprosić za swój wpis. Winę zgoniono na wiceprezesa, Macieja Poleszaka, który w klubie odpowiada za media społecznościowe.
Witkowski na wylocie
Mimo tej porażki i kilku innych wpadek w rundzie wiosennej, niebiesko-żółci wygrali ligę i uzyskali awans o szczebel wyżej. Wszystko odbywało się już jednak w ogniu wielu turbulencji i zawirowań. Drużynę tuż przed startem rundy wiosennej przejął dotychczasowy asystent trenera Kamila Witkowskiego, Rafał Kabasa. Witkowski został odsunięty od prowadzenia zespołu. Piłkarskie środowisko na Lubelszczyźnie przecierało oczy ze zdumienia. Zwolniono trenera, który przez całą rundę stracił zaledwie 4 punkty!
– Zostałem zwolniony bez podawania przyczyn. Stało się to dwa dni po wygranym 7:1 sparingu. Wyszedłem z propozycją rozwiązania umowy i kulturalnego podania sobie ręki, ale moja propozycja nie spotkała się z zainteresowaniem prezesa – mówi Witkowski. – Byłem w Stali przez rok i z pełnym przekonaniem mogę powiedzieć, że dla prezesa drużyna nigdy nie była priorytetem. Dla mnie liczyła się dobra atmosfera, rozwój zespołu i to, żeby zawodnicy otrzymywali pensje na czas. Kiedy odchodziłem z klubu, były już dwie zaległe pensje plus premie. Myślę, że stałem się dla prezesa niewygodny, bo otwarcie mówiłem o tym, że dobro drużyny powinno być najważniejsze. Prezes Jędrasik zdawał sobie sprawę, że nie podoła finansowo i wolał pozbyć się trenera, który nie godził się na pewne układy – kontynuuje trener obecnie pracujący z rezerwami lubelskiego Motoru.
Sprawa odejścia Witkowskiego faktycznie wywołała medialną burzę – przynajmniej na poziomie mediów społecznościowych. Witkowski w rozmowie z Gazetą Wyborczą zasugerował, że jego zwolnienie jest pokłosiem posadzenia na ławce rezerwowym Mateusza Jędrasika, syna prezesa. W odpowiedzi klub opublikował oświadczenie drużyny, które rzucało na sprawę inne światło. Pod oświadczeniem pojawiły się setki komentarzy, m.in. trenera i zawodników, którzy przy otwartej kurtynie prali brudy.
– Jesteśmy tutaj, żeby powiedzieć jasno: to oskarżenie jest absolutnie nieprawdziwe. Decyzja o zwolnieniu trenera miała zupełnie inne, poważniejsze powody, które dotyczyły jego braku profesjonalizmu i nieodpowiedniego podejścia do swoich obowiązków. Jako zawodnicy widzieliśmy to na co dzień. Trener, który powinien być z nami na treningach, angażować się, wspierać i kierować drużyną, nie wykonywał swojej pracy tak, jak powinien. Całą robotę wykonywali jego asystenci, którzy tak naprawdę przygotowywali nas do każdego meczu, dbali o każdy szczegół. Trener natomiast większość czasu spędzał na telefonie, nie poświęcając nam ani naszej grze wystarczającej uwagi. To nie jest podejście, jakiego oczekujemy od lidera drużyny – napisano w oświadczeniu.
Czy Witkowski faktycznie nie przykładał się do swojej pracy czy może piłkarzy zmuszono do podpisania się pod tym oświadczeniem? A może prawda leży gdzieś po środku? Tego nie wiemy. Faktem jest, że były trener Stali procesuje się z klubem, m.in. o jego zdaniem bezprawne rozwiązanie umowy.
Trzech byłych trenerów
Witkowskiego, jak wspomnieliśmy, zastąpił młody trener Kabasa. Ale i on nie zagrzał stołka pierwszego trenera zbyt długo, bo już latem został zastąpiony przez Roberta Chmurę. Postawienie na bardziej doświadczonego szkoleniowca być może nie budzi wątpliwości merytorycznych, ale pojawiły się za to innego rodzaju znaki zapytania. Sam Kabasa twierdzi bowiem, że jego kontrakt został automatycznie przedłużony po awansie do III ligi. Tymczasem prezes Jędrasik dogadał się już z nowym trenerem, a dotychczasowego opiekuna drużyny poinformował o tym… przez WhatsAppa.
– Przebywałem akurat na wakacjach w Albanii, gdy otrzymałem tę wiadomość. Klub poinformował, że mój kontrakt nie został przedłużony. Prawda jest jednak taka, że umowa była tak skonstruowana, że w przypadku awansu zostaje przedłużona o kolejny sezon – mówi Kabasa. – Zostawiłem swoją dotychczasową pracę, by móc w całości poświęcić się Stali Kraśnik i walce o awans. Cel udało się zrealizować, a ja zostałem potraktowany w sposób, który trudno nazwać „fair” – dodaje rozżalony trener.
W środę ze Stalą rozstał się również trener Chmura, który miał już dość niespełnionych obietnic prezesa i organizacyjnego chaosu w klubie. – Rozwiązałem jednostronnie umowę ze Stalą – informuje trener. – Złożyłem też odpowiednie papiery do Piłkarskiego Sądu Polubownego przy PZPN. 11 września po dwóch miesiącach niepłacenia złożyłem drogą mailową i tradycyjną pocztą wezwanie do zapłaty, ale wciąż nie otrzymałem z klubu ani grosza za swoją pracę – wyjawia poirytowany całą sytuacją szkoleniowiec, który podobne perturbacje przeżywał już trzy lata temu w Lubliniance.
Witkowski, Kabasa, Chmura. Wszystkich trzech łączą dwie rzeczy. Po pierwsze klub zalega im z wypłatami, czego nie ukrywają. Dwaj pierwsi weszli już zresztą na drogę sądową. Po drugie każdemu z nich Jędrasik sugerował, że jego syn ma grać i to dużo. Gdy trafiał na ławkę lub był zmieniany, prezes zawsze reagował. Wypisywał wiadomości, groził zmianą trenera, sugerował, że nie brakuje szkoleniowców, którzy bardzo pochlebnie wypowiadają się o umiejętnościach jego latorośli. Fakty raczej nie potwierdzały wielkiego talentu młodszego Jędrasika. Napastnik drużyny, która wygrała ligę z dorobkiem 90 goli, sam strzelił ich raptem 4. W bieżącym sezonie w III lidze jego dorobek jest póki co dziewiczy.
Humorystyczna grafika
Po awansie na prywatnym koncie prezesa Jędrasika na Facebooku pojawiła się grafika, na której dumnie siedzi on na tronie w koszulce Stali. Poniżej hołd oddaje mu czterech poddanych, którzy trzymają klubowe herby – Łady Biłgoraj, Orląt Radzyń Podlaski, Lublinianki i Tomasovii, a więc głównych rywali Stali w wyścigu o awans. Sam Jędrasik zaznaczył, że grafika ma charakter humorystyczny, ale trzeba przyznać, że dobrze pokazuje ego prezesa. Niestety, niewspółmierne do finansowych możliwości.
List otwarty
– Dzwonią do mnie gazety, portale internetowe, że mamy jakiekolwiek problemy. Nasze problemy na dzień dzisiejszy to jest jedna wypłata, która jest zaległa, ale muszę powiedzieć, że niestety dla tych osób, które nam źle życzą, jutro chłopcy dostaną zaległości. Mamy sprawę już wyjaśnioną – mówił w grudniu na łamach portalu Podkarpacie Live prezes Jędrasik. – To nie były zaległości, o których drużyna nie wiedziała, że coś się opóźnia, że to się ciągnęło. Wszyscy wiedzą, że moja firma, moja osoba jest największym sponsorem w klubie i gdzieś tam moja firma przechodzi różne problemy. Komunikowałem to chłopakom i mówiłem jak to wygląda. Tu nie ma żadnych problemów – twierdził sternik kraśnickiego klubu.
Jednak wiosną, gdy długi kraśnickiego klubu stały się tajemnicą poliszynela, klub opublikował list otwarty.
– Po wielu miesiącach, a nawet latach rozmów i wysiłków podejmowanych przez działaczy naszego klubu, jesteśmy zmuszeni z wielkim żalem stwierdzić: Kraśnika po prostu nie stać dziś na grę w Betclic 3. Lidze na poziomie, jaki przystoi miastu o takich tradycjach i ambicjach. Władze miasta, powiatu oraz lokalni przedsiębiorcy dotychczas nie wykazali realnego zainteresowania losem największego sportowego symbolu Kraśnika – napisano w liście.
– Przez lata prywatne fundusze sięgały milionów złotych, lecz mimo ogromnych wysiłków nie udało się rozwiązać kluczowego problemu – braku systemowego wsparcia instytucjonalnego. Roczne dofinansowanie z miasta to zaledwie ułamek rzeczywistych kosztów funkcjonowania współczesnego klubu piłkarskiego. (…) Na kilka miesięcy przed możliwym awansem na szczebel centralny, nie otrzymaliśmy od władz miasta żadnego zapewnienia o gotowości wsparcia finansowego. Inne kluby na podobnym poziomie mogą liczyć na budżety rzędu miliona złotych – w ten sposób w liście Stal wyraźnie wywoływała do tablicy samorząd. Pełna treść dokumentu jest do przeczytania pod tym linkiem.
Wojna na oświadczenia
Klawiatura w kraśnickim klubie po raz kolejny poszła w ruch w lipcu.
– W życiu każdego człowieka przychodzi taki moment, w którym musi powiedzieć pass. Z naszym klubem jest podobnie. Miliony złotych z prywatnej kieszeni, setki nieprzespanych nocy, by klub mógł być w należytym dla niego miejscu i co? Sparingi rozgrywane na nieswoim stadionie, wyrzucanie z własnego boiska na mecze ligowe, puste słowa wsparcia, nie mające żadnego pokrycia. Traktowanie w standardach z najniższych podwórkowych lig, klubu, który podobno ma być chlubą tego miasta – napisano w oświadczeniu, pod którym podpisał się wiceprezes Poleszak.
– Chciałbym w imieniu wszystkich klubowych działaczy przeprosić tylko Was, kibiców. Daliśmy wam nadzieję, którą w tym momencie prawdopodobnie zgasiliśmy. Nie zapomnimy wam wspaniałego dopingu który utworzył się na Trybunie Słonecznej i tej szczerej dumy z ubieraniu koszulek Stalówki na mieście. Przepraszamy również zawodników, których zawiedliśmy oraz sztab który uwierzył w to wszystko tak samo jak my. Jest nam po ludzku wstyd, że żyliśmy obietnicami, które były nam przekazywane i koniec końców odbiły się na was najbardziej – to dalsza część oświadczenia zatytułowanego „Niechciani”.
Całość do przeczytania tutaj
Dłużny nie pozostał burmistrz Kraśnika, Krzysztof Staruch, który praktycznie zgruzował całą narrację Stali.
– Z zaskoczeniem przyjmuję krytyczne uwagi i oceny formułowane pod adresem Miasta przez Zarząd Klubu. Nie znajdują one potwierdzenia w faktach. Łączenie tej bezpodstawnej krytyki z żądaniami przekazania środków pieniężnych, daleko wykraczających poza możliwości Miasta, jest nie na miejscu. Podobnie jak grożenie dymisją Zarządu w razie nie przekazania wygórowanych kwot na działalność klubu po awansie do III ligi – czytamy w odpowiedzi burmistrza.
– Zarzut dotyczący braku realnego zainteresowania losem klubu, przewijający się w kolejnych listach otwartych przedstawicieli Zarządu, jest - odwołując się do sportowej retoryki - nie fair. Klub od wielu lat korzysta z obiektów MOSiR za 1% całej należności - udostępniamy obiekty MOSiR dla Klubu z 99% bonifikatą. Jeśli weźmiemy pod uwagę koszty utrzymania obiektów, które musi ponosić każdego miesiąca MOSiR, jest to symboliczna opłata – odpierał zarzuty Staruch.
Cała odpowiedź Starucha była naprawdę mocna. Burmistrz napisał wręcz wprost, że długi Stali to nie jest największe zmartwienie miasta i są wyłącznie odpowiedzialnością prezesa Jędrasika. Prawdziwy cios wyprowadził jednak w kolejnym akapicie.
– Od stycznia br. koszt udostępnienia obiektów dla FKS „Stal” to 169 028 zł, co z bonifikatą wynosi tylko 1690,28 zł. Nie jest to kwota astronomiczna, ale do dziś nie została zapłacona – czytamy w oświadczeniu. W pełnej wersji znajdziemy je na oficjalnej stronie Kraśnika pod linkiem.
Kilka dni później Jędrasik odpowiedział w zupełnie innym tonie. Zaznaczał, że eskalowanie napięć i prowadzenie sporu nikomu nie służy. Poinformował, że strony doszły do porozumienia. Po raz kolejny winą pośrednio został obarczony wiceprezes Poleszak, którego wpis określony został jako zbyt emocjonalny i niepotrzebnie zaostrzający sytuację.
Długi, długi, długi
Dymisji zarządu finalnie nie było, a Stal – choć były co do tego wątpliwości – przystąpiła do gry w III lidze. Z klubu odeszło jednak kilku zawodników, którzy mieli dość zaległości finansowych i kolejnych uników prezesa. Z zespołem pożegnali się m.in. Jakub Rzeźniczak, Arkadiusz Bednarczyk, Denys Demyanenko czy Roman Mykytyn. Nie przyszedł też wspominany już Szynka. Klubowa strona i media społecznościowe milczały jednak w kwestii odejść. Nikomu nie podziękowano za dotychczasowe występy. Informowano tylko o parafowaniu nowych umów z zawodnikami.
– Stal jest mi winna pieniądze za okres pięciu miesięcy – informuje nas jeden z byłych graczy. – Prezes niczego nie robi w kierunku spłacenia zaległości. Proponowałem nawet ugodę. Chciałem zrezygnować z pieniędzy za czerwiec, by jak najszybciej zamknąć ten temat. Po początkowej zgodzie, prezes napisał mi, że się rozchorował i kontakt z nim się urwał. Pozostało mi więc walczyć o odzyskanie pieniędzy drogą sądową – dodaje zawodnik, który obecnie kontynuuje swoją karierę w innym klubie z Lubelszczyzny.
Na pieniądze czeka też Rzeźniczak, który w swoich mediach społecznościowych informował niedawno, że wybiera się do Kraśnika po odbiór zaległych wypłat. Święto „matki boskiej pieniężnej” miało przypadać na 13 października, już po całej „aferze autokarowej”. Jędrasik obiecał, że wypłaci co do grosza wszystkie zaległe pieniądze zawodnikom i trenerom. Oczywiście niczego nie zapłacił. Obietnicę bez pokrycia złożył zresztą po raz enty.
Piłkarze i trenerzy – zarówno obecni, jak i byli – to nie jedyni wierzyciele Stali. Udało nam się potwierdzić długi w kilku innych miejscach. Firma dystrybuująca sprzęt sportowy ma już nawet wyrok sądowy i pozostało jej liczyć na skuteczną egzekucję ponad 100 tys. złotych – to kwota z odsetkami. Jak dowidzieliśmy się nieoficjalnie, Stal nie zapłaciła też OSiR-owi Poniatowa za wynajem boisk do treningów w okresie zimowym. Wiemy też, że pieniędzy nie obejrzały dwie restauracje. W jednej niebiesko-żółci organizowali imprezę z okazji zakończenia sezonu. Druga miała na preferencyjnych warunkach przygotowywać posiłki dla brazylijskich piłkarzy, którzy występowali w Stali w sezonie 2023/24. – Umówiliśmy się na niższą cenę w zamian za reklamę w internecie. Finał jest taki, że reklama ukazała się jedna, a faktura do dziś pozostaje niezapłacona – informuje właściciel firmy cateringowej, która uzupełnia długą listę wierzycieli Stali Kraśnik. Trudno oszacować jak długą, ale nie brak opinii, że łącznie zadłużenie niebiesko-żółtych może sięgać nawet miliona złotych lub przekroczyło tę zawrotną sumę.
Pomoc marszałka to za mało?
Gdyby lawirowanie i unikanie odpowiedzialności było konkurencją olimpijską, prezesa Jędrasika można byłoby posłać na igrzyska. Medal murowany. Praktycznie wszyscy nasi rozmówcy podkreślają, że sternik Stali notorycznie nie odbiera telefonów i unika kontaktu. Gdy jest już przymuszony do interakcji, na ogół obiecuje uregulowanie wszystkich należności. Podaje różne terminy, opowiada przy tym różne historie.
Fakty są jednak takie, że pewne sprawy zaszły za daleko. O długach Stali mówi dziś cała piłkarska Polska, a nie tylko jej skromna część. To efekt walkowera za niedoszły mecz z Wisłoką Dębica, publikacji portalu Podkarpacie Live czy internetowych wpisów Rzeźniczaka. Czy drużyna dokończy rozgrywki? To pytanie jest jak najbardziej adekwatne, szczególnie po rezygnacji Chmury. Kibice w Kraśniku nie mają już zresztą chyba zbyt wielkich nadziei. Na stadionie po piątkowym walkowerze pojawiły się znicze, symbolizujące upadek klubu.
Sytuacji nie uratuje już raczej wsparcie klubu ze strony Urzędu Marszałkowskiego Województwa Lubelskiego. We wrześniu marszałek Jarosław Stawiarski podjął decyzję o przeznaczeniu 150 tys. złotych dla Stali Kraśnik w ramach promocji regionu (Na razie klub nie otrzymał żadnych pieniędzy z UMWL. Podpisana umowa będzie zrealizowana po spełnieniu jej zapisów - przyp. red.) . Wszystko odbyło się z pompą przy okazji domowego spotkania niebiesko-żółtych. – Umowa została zawarta na podstawie oferty, którą złożył FKS Stal Kraśnik do Urzędu Marszałkowskiego Województwa Lubelskiego w Lublinie. Województwo Lubelskie zawiera umowy z różnymi wykonawcami oferującymi usługi promocji – poinformowała nas Anna Nycz z UMWL.
Wniosek Stali spełniał kryteria formalne, ale taka umowa może budzić wątpliwości. Dlaczego wybrano klub, o którym od dawna wiadomo, że nie jest wiarygodnym partnerem i dźwiga ze sobą spory bagaż długów? Jak wizerunkowi regionu ma pomóc promocja na meczach Stali Kraśnik? Klubu z czwartego poziomu rozgrywkowego, który w ostatnim czasie zasłynął głównie aferami i aferkami.
Nie jest żadną tajemnicą, że marszałek Stawiarski pochodzi z Kraśnika i od dawna jest związany ze środowiskiem Stali – tak jak i jego syn. Ten drugi jest zresztą dyrektorem kraśnickiego MOSiR-u. Młodszy z klanu Stawiarskich jest mocno krytyczny wobec sytuacji w Stali.
– Jestem kibicem tego klubu i nie ukrywam, że martwię się o jego przyszłość. Jednocześnie trudno mi zrozumieć chaos, który tam zapanował i który nie służy niczemu dobremu – mówi Michał Stawiarski. – Obiekty sportowe MOSiR Kraśnik są udostępnione Stali za 1 procent. Co to znaczy? To znaczy, że klub za najem naszych boisk czy spikerki, w której ma swoją siedzibę, płaci nie 400 tysięcy złotych, a raptem 4000 zł. Dodam, że koszty utrzymania obiektów, nawozów, paliwa czy eksploatacji maszyn oraz urządzeń to także koszt, który ponosi nasza jednostka, a jest to kolejnych 400 tysięcy złotych. Mało tego, to pracownicy MOSiR Kraśnik wykonują zabiegi pielęgnacyjne murawy, dbają o odpowiednie nawodnienie. Za wodę również płaci MOSiR – wylicza Stawiarski.
– Nie można powiedzieć, że klub nie ma wsparcia od samorządu. To nie tylko wkład pracy i finansów MOSiR Kraśnik, o którym mówiłem. Dodajmy do tego wsparcie ze środków publicznych w kwocie 300 000 zł subwencji z budżetu miasta Kraśnik, 50 000 zł wsparcia z budżetu powiatu kraśnickiego, a także umowę w ramach projektu "Lubelskie z Dumą Wspieramy Sport" z kwotą 150 000 zł – kontynuuje dyrektor kraśnickiego MOSiR.
Michał Stawiarski dziwi się postawie prezesa Jędrasika.
– Żadne merytoryczne argumenty nie są w stanie przekonać prezesa, który jak mantrę powtarza, że trzeba wkładać coraz większe pieniądze w funkcjonowanie klubu. Niestety, koszty rzędu 2,4 mln zł dla ówcześnie czwartoligowej drużyny to przesada i chyba nie ma klubu w Polsce, który operował takimi środkami w tej klasie rozgrywkowej, może za wyjątkiem Wieczystej, która jest prywatnym klubem bogatego biznesmena. Zachowanie prezentowane w ostatnich miesiącach przez władze FKS Stal Kraśnik postawiły pod ogromnym znakiem zapytania ich wiarygodność czy stabilność sytuacji wewnątrz klubu. Co chwilę widzimy mało racjonalne wydarzenia z ich udziałem. Prostowane wielokrotnie oświadczenia, zawierające manipulacje i zwyczajne fake newsy czy zapowiedzi rezygnacji kilka razy w roku. To czyni zarząd niewiarygodnym w oczach kibiców, sportowców, ale także potencjalnych sponsorów. A dodatkowo klub niestety nie aplikuje o środki zewnętrzne – zauważa Stawiarski.
– Na ostatnim walnym zebraniu próbowałem wytłumaczyć zarządowi klubu, że przy takich zobowiązaniach finansowych Stal może w bliskiej przyszłości stanąć pod ścianą – kończy syn marszałka województwa lubelskiego.
Kto za to zapłaci?
Jędrasik nie może uprawiać w nieskończoność slalomu pomiędzy wierzycielami i paragrafami. W końcu może go dopaść karząca ręka Temidy. Sprawa nie jest jednak taka prosta. – W przypadku spółek zarząd może odpowiadać swoim majątkiem za ewentualne długi na prostszych zasadach. W przypadku stowarzyszeń, a tu mamy do czynienia z takim przykładem, sprawa jest bardziej skomplikowana – tłumaczy Paweł Socha, adwokat z Kancelarii Przemysława Florka w Warszawie.
Stal formalnie nie widnieje wśród stowarzyszeń, które prowadzą działalność gospodarczą, co de facto jest fikcją.
– Jeśli stowarzyszenie nie jest wpisane do rejestru podmiotów prowadzących działalność gospodarczą, wówczas rolą wierzyciela jest wykazanie przed sądem, że takowa działalność była prowadzona. Może o tym świadczyć np. sprzedaż biletów, umowy sponsoringowe czy transakcje zawodników, co jest znaczącym dowodem na prowadzenie takowej działalności gospodarczej. Jeśli sąd uzna, że stowarzyszenie prowadziło działalność, to nawet jeśli nie wynika to formalnie z KRS, wówczas członkowie zarządu mogą odpowiadać swoim majątkiem za zaciągnięte w okresie ich działalności zobowiązania – kontynuuje Socha.
Przyszłość, jaka maluje się przed niebiesko-żółtymi, jest raczej w znacznie ciemniejszych barwach. Klub z blisko 80-letnią historią znalazł się na jej poważnym zakręcie. To „zasługa” działalności ludzi, którzy nie nadają się do zarządzania klubem sportowym. Praktycznie wszyscy nasi rozmówcy zgodnie podkreślali, że ludzi pokroju Marcina Jędrasika należy eliminować z futbolu.
Prezes Jędrasik, ani nikt z klubu, nie zdecydował się odpowiedzieć na nasze próby kontaktu. Nie udało nam się skontaktować również z kapitanem drużyny, Rafałem Królem.
