To się dzieje każdego dnia, wszędzie. Żarty, dwuznaczności, zaczepki. Wszystko z seksualnym podtekstem, mniej lub bardziej dosadnym, na granicy albo za granicą wulgarności. Gesty i słowa, które naruszają naszą intymność, zawstydzają nas i upokarzają. Jesteśmy zaskoczone, zażenowane, zakłopotane. Ale udajemy, że to nic takiego, obracamy w żart, robimy zręczne uniki. I milczymy. Nie ma znaczenia, czy jesteśmy w szkole, czy w pracy. Nieśmiałe, czy pewne siebie. Młode, czy stare. Tam, gdzie w grę wchodzi system zależności, zawsze będziemy na straconej pozycji. A świat nie zamierza nam pomóc.
Miał gęste wąsy i dość wydatny brzuszek. Celował w niewybrednych dowcipach, co mocno rozluźniało atmosferę na lekcjach. Uczył historii i przysposobienia obronnego w renomowanym liceum w Lublinie. Lubił swoją robotę, taki „nauczyciel z powołania”. I lubił dziewczyny.
Ostrzegły nas koleżanki z równoległej klasy – podczas ćwiczeń na strzelnicy „wąsacz” z wydatnym brzuszkiem niebezpiecznie blisko instruował dziewczyny, jaką przyjąć pozycję do strzału.
Nie było zabawnie, było obrzydliwie. Zbojkotowałyśmy zajęcia na strzelnicy, ale „wąsacz” się wściekł i wyznaczył nowy termin na strzelanie. Zagroził, że bez zaliczenia strzelnicy nie wystawi oceny z przysposobienia obronnego. Padł na nas blady strach. Te, które miały taką możliwość, załatwiły sobie zwolnienie lekarskie. Jakoś przekonałam znajomą panią doktor, że to strzelanie naprawdę źle wpływa na moje zdrowie. Czuła, że kręcę, ale wypisała kwitek. Byłam uratowana, ocalałam.
Nie wszystkim dziewczynom się udało. Żadna nikomu się nie poskarżyła.
Miał elegancki garnitur i dwudniowy zarost na twarzy. Był niewysoki, ale miał duży gabinet w jednym z najważniejszych urzędów w Lublinie. W tym urzędzie on był najważniejszy. Sympatyczny, szybko skracał dystans. Ludzie go lubili, piął się po szczeblach politycznej kariery.
Na ten wywiad przyszłam dobrze przygotowana, od razu przeszłam do rzeczy. Ale rozmowa się nie kleiła. Mój rozmówca wstawał, wychodził, wracał, przesiadał się, wiercił. Myślami był wyraźnie gdzieś indziej. W końcu powiedział, że teraz coś mi pokaże, w pokoiku obok i to będzie dużo ciekawsze niż ten cały wywiad.
I wiecie co? Ja naprawdę w to uwierzyłam.
Nie pamiętam drogi powrotnej do redakcji Dziennika Wschodniego (wtedy na ulicy Staszica). Ale wiem, co wtedy czułam. Niedowierzanie. Gniew. Upokorzenie. Wstyd. I jeszcze jedna myśl nie dawała mi spokoju: Ile kobiet w tym wielkim urzędzie doświadczyło molestowania seksualnego, ile było ofiarami? I czy to się kiedyś wyda?
Byłam dziennikarką, to ja mogłam ujawnić ten patologiczny proceder. Mogłam uratować kolejne kobiety. I tego nie zrobiłam. Milczałam ze wstydu i z poczucia winy. Po co w ogóle poszłam na ten wywiad? Byłam zbyt ambitna. A może niestosownie się ubrałam, za mocno umalowałam? Jestem zbyt próżna. A może byłam zbyt bezpośrednia? Naiwna, głupia, nieostrożna?
Moja wina. Sama sobie na to zasłużyłam.
Musiały minąć lata, musiałam przejść przez kolejne trudne doświadczenia zawodowe, by zrozumieć, że ten mechanizm jest zawsze taki sam. Ofiary milczą, a sprawcy dalej robią swoje. Zmieniają miejsca pracy, urzędy, firmy, stanowiska, pną się wyżej, mają więcej władzy, więcej bezczelności, bezkarności i więcej ofiar na koncie. Z ich żartów śmieją się wszyscy, ich dowcipy uchodząza rubaszne, a niestosowne gesty nikogo nie rażą. Czasem po prostu trzeba odwrócić wzrok. Świat udaje, że nic się nie dzieje. Niech sobie ofiara sama radzi.
„Na co dzień wysłuchiwaliśmy podtekstów seksualnych. U mnie dziewczyny w klasie unikały spotkań sam na sam z panem Marianem” – tak w rozmowie z redaktorką Jawnego Lublina opowiadała o swoim nauczycielu jedna z uczennic Zespołu Szkół Odzieżowo-Włókienniczych w Lublinie. To tutaj w 2022 roku miało dochodzić do skandalicznych zachowań nauczyciela wobec uczennic.„(…)Musiał zostać zaspokojony. Spełniał swoje seksualne zachcianki. Zaczął również wypytywać mnie o koleżanki z klasy i szkoły. Czy o nim rozmawiają, czy jest dla nich atrakcyjny”– opowiadała druga z dziewczyn.
Sprawa trafiła do prokuratury, nauczyciel odszedł, dyrektorka szkoły została zawieszona. Ale nie wiadomo, jak by się wszystko potoczyło, gdyby dziewczyny nie odważyły się mówić i gdyby inny nauczyciel z tej szkoły nie nagłośnił sprawy, a wraz z nim lubelskie media. I tak prawdopodobnie uratowali kolejne dziewczyny.
Ale to się dzieje każdego dnia: w firmach, w szkołach, w urzędach. Nigdy nie jesteśmy na to przygotowane. Nikt nas nie nauczył, jak się zachować. Udajemy, że to nic takiego, robimy uniki, manewrujemy. Zawstydzone, upokorzone, bezsilne.
Można też inaczej; postawić granicę, zaprotestować. Można przestać milczeć. Ale powiedzmy sobie szczerze: to wymaga odwagi i dużej determinacji. Bo świat nie stanie po naszej stronie. Przylgnie do nas opinia trudnej we współpracy, konfliktowej, takiej, na którą lepiej uważać. Zapomnijmy o awansie, rozwoju zawodowym, może trzeba będzie zmienić pracę, szkołę, środowisko. To cena, jaką zapłacimy za uratowanie innych kobiet.
Nikt powiem wam, co zrobić. Każda z was najlepiej wie, co może zrobić.
