4. Umeå (ul. Orla 4)
Królestwo wegańskich burgerów, których powinien spróbować każdy, a przede wszystkim zatwardziali mięsożercy. Burger: bułka, kotlet, warzywa i sos. W Umei każdy z tych na pozór zwyczajnych składników jest wyjątkowy. Weźmy taki „ratatui”, czyli niesamowicie przyprawiony kotlet z bakłażana, cukinii, papryki i soczewicy. Chrupiące pieczywo, świeże warzywa, których nie skąpią i sosy własnej roboty, których podstawą jest aquafaba – woda z ciecierzycy. Raj dla podniebienia za 18 zł. Można się uzależnić. Potwierdzone info.
Jeszcze kilka lat temu, była to najlepsza wegańska restauracja w Lublinie. Przez te lata rynek eskalował, restauracja zmieniła właściciela – po tej zmianie jedzenie nieco się pogorszyło, chociaż nadal trzyma poziom.
Co polecam? Zupy. Zawsze świetnie przyprawione. Zawsze pożywne. Pełne pasujących do siebie składników. Moja ulubiona to soczewicowa. Często na nią czyham, bo każdego dnia gotują tylko dwie wersje pierwszego dania. Jadłam ich tu kilkanaście i wszystkie mi smakowały. Kosztują 8 zł.
Mają też pyszne desery. Za kawałek ciasta, co prawda, trzeba wydać kilkanaście złotych, ale warto. Za to nie jestem fanką kebabów w ich wykonaniu.
W oczekiwaniu na jedzenie można poczytać prasę, leżącą na półkach. W tle słychać energetyczną muzykę. Wrzosy na stołach robią klimat. Jest przyjemnie.
